Inspiracja: Marchin On
— Uśmiech.
Wdech i wydech. Znów uśmiech. Oddychaj spokojnie, Black. Musisz być w dobrym
nastroju. — Mówił cicho sam do siebie Syriusz. Stał przed lustrem próbując
nagle sprawić, że ostatnie wydarzenia wcale się nie zdarzyły. Chciał być
szczęśliwy, ponieważ jutro miały się odbyć urodziny Harry'ego. Chłopiec szybko
zauważy, że coś trapi jego ojca chrzestnego, a do tego nie mógł Łapa dopuścić.
,,To ma być jego najlepszy dzień – pomyślał. – Niecodziennie kończy się
szesnaście lat.''
Jednak jak
zapomnieć o zdradzie przyjaciela? O tym, że ktoś czyha na życie jego
chrześniaka i Bóg jeden wie, na kogo jeszcze! Bał się. Najnormalniej w świecie
odczuwał strach. W dodatku powracające wspomnienia Jamesa i Lily... Jak
zapomnieć, kiedy dwanaście lat w Azkabanie tylko o tym się myśli? Jak przestać?
Kimże jest ten Książe Półkrwi? Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi — czyli jak
zawsze. Był w kropce.
Obmył twarz
wodą i uśmiechnął się. Za chwile będzie razem z Harrym po raz pierwszy
świętować jego urodziny. To bardzo ważne dla nich. Nie mógłby tego zepsuć.
Musiał odłożyć wszystko inne jak najdalej.
Zszedł na
dół i ujrzał Pana Weasley'a. Jego rude włosy odznaczały się na tle ciemnego
pomieszczenia. Obok niego stał uśmiechnięty Remus, trzymający w ręku kubek.
— Masz już
wszystko? — zapytał Artur, poprawiając płaszcz.
— Tak, oczywiście.
Lunatyku, pozwolisz? — zapytał i nie czekając na odpowiedź napił się jego kawy.
Lupin zabierając mu łapczywie kubek, posłał przyjacielowi cios w tył głowy –
który oczywiście Łapa przewidział.
— Spokojnie, chciałem tylko sprawdzić, czy nie
ma w niej żadnych wściekłych fasolek!
Wyszczerzył
zęby, a Lupin przewrócił oczami wracając do kuchni. Syriusz poprawił swoje
ubranie i spojrzał na Pana Weasley'a. Ten cały czas patrzył na niego.
— W
porządku? — zapytał niepewnie. Syriusz przybrał lekki uśmiech.
— Tak.
Jutro są urodziny Harry'ego. Ta informacja mnie raduje.
— Wiem, ale...
— chwycił Łape za ramię i przybliżył do niego twarz mówiąc szeptem. Black
wsłuchiwał się uważnie.
— Remus też jest w nienajlepszym humorze. Nie dziwie
się wam wcale, ale proszę... Jeśli jest aż tak źle to może...
— Zostań? —
podniósł wzrok na Artura. — Nie chcę zawalić. Nie mogę, a czuje się właśnie świetnie.
Będzie wszystko dobrze! Harry to w końcu mój chrześniak.
— No właśnie,
chrześniak. Syn Jamesa — odparł, wracając na swoje miejsce. Przyglądali się
sobie uważnie. Pan Weasley wiedział, że Syriusz przeżywa ostatnie zadanie i
śmierć przyjaciół. Jednak nie miał pojęcia, że wszystko nasiliło się po wczorajszej
rozmowie z Dumbledorem. Syriusz rozumiał już wszystko, ale to zadało mu ból.
— Wiem kim
jest. I wiem też, że to nie jest James. Arturze... Jest dobrze, zaufaj mi —
uśmiechnął się pokrzepiająco. Pan Weasley przytaknął i posłał ten sam wyraz
twarzy.
— Tak więc
w drogę! — zawołał po czym podeszli do kominka. Rozbłysły w nim zielone
płomienie. Za chwilę będzie musiał udawać, co wcale nie było miłym uczuciem.
~***~
Nad Norą
już dawno wstało słońce. Harry, Ron, Hermiona i Ginny siedzieli na trawie,
rozmawiając o ostatnich zdarzeniach w świecie Magii.
— Ten nowy
Minister... jak mu tam...
— Rufus
Scrimgeour, Ron.
— Dzięki
Hermiono. W każdym razie nie podoba mi się. Chyba wolałem Knota...
— Tak się
składa, że on nic nie robił w sprawie Voldemorta! — zawołała oburzona, a Ron i
Ginny wykrzywili twarze. — Oh, przestańcie. Co niby Knot takiego zrobił, że
wolałeś jego, hm?
— Na
przykład uniewinnił Syriusza! — krzyknął Ron, szukając poparcia u przyjaciela.
Harry jednak ich nie słuchał. Cały czas zastanawiał się nad słowami Slughorna.
— Halo,
ziemia do Pottera! — wymachiwała mu ręką przed twarzą Ginny. Chłopiec od razu
powrócił do rzeczywistości.
Spojrzał na
nich i ujrzał ciekawość. Zapewne zastanawiali się o czym myślał. Czy Harry mógł
pomóc jakoś Syriuszowi? Nie wiedział tego, ale jednego był pewny – musi udawać,
że wszystko jest w porządku, i że się wcale o niego nie martwi. Jego ojciec
chrzestny nie chciałby tego. Jednak mimo to on, Harry Potter, nie mógł bezczynnie
patrzeć na Syriusza, który nie miał ochoty żyć. Doskonale o tym wiedział. A
Horacy Slughorn tylko potwierdził jego przypuszczenia.
Wziął
głęboki oddech.
—
Zastanawiałem się jak mu pomóc.
Harry
spojrzał znacząco na Hermionę. Ona wiedziała o czym mówi.
— To będzie
trudne, sam wiesz...
— Tata
mówił, że ostatnio zmarkotniał strasznie — odezwał się Ron. — Podobno miał tak
po jakiejś misji, ale nie wiem jakiej. Powiedział, że to sprawy Zakonu.
— Ale...
przecież jakoś można tak? Hermiono...
Hermiona westchnęła. Harry dobrze sobie zdawał sprawę
o co jej chodzi. Przecież nie tak łatwo jest pomóc komuś, kto myślał tylko o
śmierci swoich przyjaciół przez dwanaście lat w Azkabanie! Czuł się bezradny,
niemoc, która uprzykrzała mu życie.
— Harry...
jutro masz urodziny. Myślę, że pomoże mu twoje szczęście. No wiesz... to, że
jesteś szczęśliwy.
Ginny
wpatrywała się w zielone oczy Gryfona lekko się uśmiechając. Onieśmieliło to
Harry'ego, więc spojrzał na swoje dłonie. No tak... Syriusz nie chciałby
patrzeć na jego smutek. Ale czy on, Harry Potter, naprawdę był szczęśliwą
osobą? Voldemort chciał go zabić, zamordował jego rodziców, po raz drugi chciał
to zrobić na czwartym roku, potem o mało co nie zginął przez jego głupotę Łapa...
Zaraz rozpocznie się szósty rok nauki w Hogwarcie. Jaki on będzie? Niezwykły?
Na pewny lepszy, niż byłby jakby Syriusz umarł w Ministerstwie Magii. Miał ojca
chrzestnego, przyjaciół, Państwa Weasley'ów, którzy byli dla niego jak rodzina.
Mimo tego całego zła, które panoszy się w tych czasach to także Harry'ego
wypełniała radość. Miał kogo kochać i dla kogo żyć. Mimo wszystko.
Podniósł
wzrok na Ginny. Ujrzał w jej oczach... Co zobaczył? Nie wiedział. Miał się
później dowiedzieć. Uśmiechnął się do wszystkich. Był szczęśliwy mimo wszystko.
Każdy z nich zrozumiał co miał na myśli.
~***~
Minęła
zaledwie chwila, gdy Syriusz znalazł się w kuchni Państwa Weasley'ów. Zaczęli
się wycierać z sadzy, gdy do pomieszczenia wpadła Molly. Na ich widok uśmiechnęła
się promiennie.
— Nareszcie
jesteście! Witaj kochanie! — Ucałowała swojego męża po czym podeszła do
Syriusza. — Schudłeś! Marnie wyglądasz... Jestem ciekawa co ten twój domowy
skrzat ci gotuje, bo na pewno nic zdrowego...
— Oh,
trafiłaś w samo sedno, Molly. Stworek zrobiłby wszystko, by mnie otruć, ale
niestety mu to zakazałem i biedny skrzat chociaż zadowala się obrzydliwymi
obiadami. — Zaśmiał się po czym uścisnął panią Weasley. Ta także zaczęła się
śmiać, choć z drugiej strony zmartwiła się na myśl o pożywieniu Blacka.
Sięgnęła po szczotkę i zaczęła otrzepywać nowo-przybyłych z brudów od kominka.
— Ja już o
ciebie zadbam! Chociaż boje się, że u was to rodzinne... Harry to taka
chudzina... Niedługo będzie obiad i wtedy możecie najeść się porządnie.
— To miło z
twojej strony, Molly, jednakże nie jestem gło... — przerwał, widząc groźne
spojrzenie pani Weasley. — To znaczy chętnie zjem obiad. Na pewno będzie
wspaniały!
Molly z
powrotem przybrała łagodny wyraz twarzy.
Kiedy ich wyczyściła,
kazała usiąść i zrobiła gorącej herbaty. Wszyscy przez chwile rozmawiali o
nowym Ministrze Magii, który tak naprawdę nikomu się nie podobał. Oczywiście
nie było się czemu dziwić. Sam Pan Weasley przyznał, że Scrimgeour nie stara
się co do poszukiwań śmierciożerców. Było coraz więcej morderstw. Nie wszyscy
rodzice chcieli wysłać w tym roku swoje dzieci do Hogwartu.
— Nonsens!
Hogwart jest najbezpieczniejszym miejscem, przecież jest tam dyrektorem sam
Dumbledore! — Zawołał Artur i po chwili dostał kopniaka od żony pod stołem,
która rzuciła mu znaczące spojrzenie. Ten rozumiejąc o co chodzi, zaczął
wpatrywać się w Blacka.
— Jeśli
sądzicie, że powiem wam o czym rozmawiałem z Dumbledorem...
—
Syriuszu... Po prostu martwimy się o Harry'ego. Sam rozumiesz. Ja...
— Wiemy, że
ta rozmowa nie dotyczyła tylko twojego zadania. Chcemy wiedzieć, czy możemy...
— Nie
możecie. — Odpowiedział cicho przypominając sobie słowa dyrektora...
— Rozumiem twój gniew, Syriuszu, jednakże
uważam, że jest nie na miejscu — odrzekł nad wyraz spokojnie starzec, uważnie
przyglądając się Łapie za swoich okularów-połówek.
— Doprawdy?! Tak uważasz?! To jest mój
chrześniak! Nie możesz tak po prostu mówić mu o tych waszych
"lekcjach". To jest chłopiec, a nie wysokiej klasy czarodziej! Owszem,
ma talent, nie zaprzeczę…
— Po ojcu, prawda? — przerwał mu.
Syriusza zatkało. Dlaczego wspomina teraz
Jamesa i Lily? Akurat w tej chwili?! Wie, że jest Blackowi ciężko się pogodzić
z ich śmiercią to w dodatku jeszcze chce rozwinąć ten temat.
— Tak, po Jamesie. Po co wspominamy
zmarłych? — odparł starając się uspokoić.
Dumbledore uśmiechnął się i rzekł:
— Ty mi powiedz.
Syriusz wiedział o czym mówi. Sam co
chwila rozmyśla w wolnej chwili o Jamesie i Lily. Jednak nie miał zamiaru się
do tego przyznać.
— Nie rozumiem.
— Oh, na pewno wiesz o czym mówię. Tak
więc może w końcu usiądziesz? Chcę ci wyjaśnić znacznie twojej misji, która
była powiązana ze śmiercią rodziców Harry'ego. Tak, dobrze słyszałeś — dodał,
widząc zmieszanie Łapy: — To zadanie jest niezwykle ważne i wybacz mi to, ale
muszę cię prosić, byś o nim nie mówił nikomu, oprócz Remusa. On może znać prawdę...
ale tylko w pewnej części.
— W pewnej części? — powtórzył, siadając
powoli na przeciw biurka dyrektora Hogwartu.
— Tak. To bardzo ważne. Resztę najlepiej
jak zachowasz dla siebie, tylko i wyłącznie.
Rozmowa z Albusem nadal krążyła w głowie Syriusza.
Wiedział, że pewne z niej fakty mają mu pomóc, ale też były takie, które tylko
pogłębiły jego ranę. Tak bardzo chciał powiedzieć Harry'emu... ale nie mógł.
Wieczysta przysięga robi swoje.
— Gdzie
jest Harry? — zapytał, przerywając przytłaczającą ciszę.
— Na
zewnątrz z resztą — odpowiedziała Molly. - Zaraz ich zawołam.
— To ja idę
się przespać. Ostatnio źle sypiam. Rozumiecie, Stworek — uśmiechnął się lekko i
wstał razem z Arturem od stołu.
Wyszli bez słowa, kierując się schodami na górę. Pan Weasley pokazał Syriuszowi niewielki pokój, w którym mógł przenocować. Zanim oboje cokolwiek zdążyli powiedzieć, do pokoju wpadła Fleur.
— Ooo Sirjusz! Mio Cię widziedz! — uścisnęła go po czym zaczęła odchodzić.
Wyszli bez słowa, kierując się schodami na górę. Pan Weasley pokazał Syriuszowi niewielki pokój, w którym mógł przenocować. Zanim oboje cokolwiek zdążyli powiedzieć, do pokoju wpadła Fleur.
— Ooo Sirjusz! Mio Cię widziedz! — uścisnęła go po czym zaczęła odchodzić.
Artur
zaśmiał się.
— No tak...
zapomniałem ci powiedzieć. Fleur przyjechała do nas. Ona i Bill mają zamiar się
pobrać.
— To
wspaniale! — zawołał. — I jak?
— No
wiesz... Molly uważa, że jest... hm...
— Próżna? —
zaproponował.
— W rzeczy
samej. Mam nadzieję, że niedługo się do niej przekona w każdym razie — zaśmiał
się kładąc bagaż Syriusza obok łóżka.
— A ty? —
zapytał z huncwockim uśmieszkiem.
— Billowi
ma się podobać, nie mi! — zawołał na co Łapa wybuchnął śmiechem. — Słuchaj...
Ale na pewno wszystko w porządku?
— Jasne, nie martw się. Wybacz, ale ja naprawdę muszę się przespać. Za godzinę zejdę na obiad — odparł długo ziewając i siadając na łóżku.
— W porządku. To nie przeszkadzam — odparł po czym opuścił pokój.
Syriusz jeszcze chwilę tak siedział i zastanawiał się nad słowami Dumbledore'a...
— Jasne, nie martw się. Wybacz, ale ja naprawdę muszę się przespać. Za godzinę zejdę na obiad — odparł długo ziewając i siadając na łóżku.
— W porządku. To nie przeszkadzam — odparł po czym opuścił pokój.
Syriusz jeszcze chwilę tak siedział i zastanawiał się nad słowami Dumbledore'a...
— Uważasz, że będę milczeć? Mylisz się. To
mój chrześniak! — zawołał oburzony.
— W istocie, jednak zauważ, że tylko
pogorszysz sprawę. Dlatego złożysz mi Wieczystą Przysięgę.
Black wytrzeszczył oczy.
— Słucham?
— Dobrze
słyszałeś. Dla bezpieczeństwa to zrobimy. Muszę mieć pewność, że nic mu nie
powiesz. Harry jest dla ciebie ważny. Możesz mnie zapewniać o swojej wierności
co do moich próśb, ale jeśli chodzi o chłopca to na nic mi twoje
obietnice. Dlatego... — podwinął rękaw swojej prawej poczerniałej dłoni.
Czuł się
podle. Nie mógł ani słowa powiedzieć chrześniakowi. Pocieszała go myśl, że to
dla jego dobra. Jednak wolałby, aby Harry wiedział po jakim stąpa gruncie.
Położył się
na łóżku i zamknął oczy, próbując myśleć o czymś innym, jednak wczorajsze
spotkanie nadal usilnie trzymało się jego umysłu...
James i Lily... dlaczego oni?! Najbardziej
dobrzy czarodziej tego świata musieli zginąć... Życie jest cholernie
niesprawiedliwe.
Syriusz podniósł wzrok z powrotem na
dyrektora Hogwartu. Szybko wytarł łzę ze swojego policzka i wziął głęboki
oddech. Musiał się zmierzyć z tym.
— Pan wie... dlaczego oni zginęli —
wydusił drżącym głosem.
— Tak, wiem. Nie obwiniaj się za ich
śmierć. James byłby z ciebie dumny, Syriuszu. Opiekujesz się teraz Harrym, nie
dałeś się Azkabanowi i dementorom. Walczysz nadal przeciwko siłom Voldemorta,
zostałeś uniewinniony. Jesteś silny, Syriuszu. Masz w sobie siłę, której nikt
inny nie ma. Wspomnienia bolą, owszem. Jednak wiedz, że James i Lily nie
zginęli na próżno. I nie chcieliby widzieć cię w takim stanie — dodał, widząc
drżącego Blacka.
— Tyle lat... byliśmy razem... zawsze...
Gdybym nie zaproponował Petera...
— ... to James i Lily żyliby. Jednak to
jedna niewiadoma. Voldemort nadal by siał zło wokół, a ofiar byłoby jeszcze
więcej. A gdyby tak Peter ciebie zabił pewnego dnia? Albo w końcu Jamesa i
Lily? Nie można tego wykluczyć. Wszystko mogłoby się stać, gdyby żyli. A wiemy,
że tak nie jest. Harry poskromił Voldemorta jako niemowlę. Owszem, ma
dokuczającą bliznę, wychowywał się ze swoim wujostwem i tak, stracił rodzinę.
Ja to doskonale wiem, Syriuszu. Jednak co się stało to się nie odstanie. Nie
możesz zatracać się w ich śmierci. Nie chcieliby tego.
— Skąd Pan wie, czego by chcieli? —
wyjąkał Black.
Dumbledore westchnął. Spojrzał przez okno
w niebo.
— Widzisz te gwiazdy? Mówią, że to nasi
bliscy, którzy odeszli. A te gwiazdy to okienka, przez które nam machają i nas
obserwują — przerwał na chwilę i z powrotem przeniósł wzrok na Łape. — Byliście
dla siebie ważni, jak bracia. James też cierpiałby po utracie ciebie, nie
wątpię w to. Jednak gdyby było odwrotnie, czy ty byś chciał, aby twój
przyjaciel był w takim stanie jak ty teraz?
Nastała cisza. Czy Syriusz chciałby tego?
Odpowiedź była prosta.
— Nigdy bym tego nie chciał — odparł bez
wahania.
Dumbledore uśmiechnął się.
— Widzisz. Stąd jestem pewny, że James by
tego nie chciał.
Syriusz
zasnął na chwile. Zmęczenie wygrało nad nim, ale nie było mu dane wypoczywać
długo. Po chwili poczuł szturchanie w lewe ramię. Otworzył oczy i pierwsze co
ujrzał to długie rude włosy. Podniósł wzrok i ujrzał rozpromienioną córkę
Weasley'ów, Ginny.
— Harry
ucieszy się! Nikt nic nie mówił o twoim przyjeździe.
Black usiadł i przeciągnął się, po czym
wstał i przywitał z uśmiechem rudowłosą.
— To
niespodzianka. Postanowiłem, że pojawie się dzień wcześniej. Rzadko się
będziemy widzieć przecież.
— Racja.
Mama prosiła bym przyprowadziła "takiego gościa" na obiad.
Black
wybuchnął śmiechem. No tak, Harry musiał być w kuchni.
— No to chodźmy!
— zawołał i wyszli radośnie z pokoju.
Gdy weszli
do kuchni wszyscy byli pogrążeni w rozmowie o SUM'ach. Niedługo już miały
nadejść wyniki.
— Ciekawe
ile troli uzbierałem... — mruczał pod nosem Ron.
— Trzeba
było się przykładać! — zawołała, uderzając przyjaciela gazetą w głowę.
— Przecież
się uczyłem! Czy ty sobie kobieto zdajesz sprawę, ile cennych godzin życia
poświęciłem nad książkami razem z Harrym?! O Merlinie, z kim ja żyję... —
zawołał z oburzeniem.
Hermiona prychnęła
i ponownie przyłożyła Ronowi z gazety.
— To
przestań marudzić!
— Hermiono,
przecież było dużo materiału! Tego nie da się ogarnąć...
— Da się! —
przerwała mu natychmiast, robiąc złowrogi wyraz twarzy.
Syriusz
powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem. Nikt nie zauważył powrotu
rozbawionej Ginny.
— Sam nie
wiem jak mi poszło! Możliwe, że będzie...
— Dobrze, a
w każdym razie lepiej niż u twojego ojca. — Odparł spokojnie Syriusz oparty o
ścianę z założonymi rękami na klatce piersiowej.
Wszyscy się
gwałtownie odwrócili, a Syriusz i Ginny wybuchnęli niepochamowanym śmiechem.
— Jesteście
tak przejęci szkołą, że od pięciu minut mnie nie zauważyliście? No cóż, nie
spodziewałem się tego. A przynajmniej nie we wakacje! — dodał szybko widząc
wyraz twarzy Molly.
Harry wstał
i objął Syriusza śmiejąc się, a po chwili wszyscy się przywitali z gościem.
Ginny nie mogła powstrzymać śmiechu. Jednak wszyscy ucichli, gdy pani Weasley
podała obiad. Syriusz usiadł między Arturem a Harrym. Zaczął sobie nakładać
ziemniaki, gdy zauważył na sobie wzrok chrześniaka.
— James nigdy nie przykładał się do nauki,
ale twoja matka owszem. Była w końcu perfektem.
Chłopiec
zakrztusił się sokiem co rozbawiło wszystkich.
— To...
moja... matka... była... perfektem...? — zapytał, kaszląc przy każdym słowie.
— A była,
była... Zaganiała nas zawsze do nauki. Oj, to były czasy...
— Właściwie dlaczego jesteś dzień wcześniej? —
zapytała Hermiona.
Black
przełknął pierwszy kęs po czym odrzekł:
—
Postanowiłem po prostu, że i tak nie mam co robić tego dnia, więc oto jestem.
— Zakon nie
potrzebował cię?
— Dzisiaj
okazało się, że nie — odparł z uśmiechem popijając sok z dyni.
Obiad
bardzo szybko minął w miłym gronie i w radosnych rozmowach. Zaraz po nim
wszyscy wyszli na zewnątrz rozmawiając o aktualnym stanie rzeczy. Każdy był
przytłoczony z powodu wielu morderstw rodzin mugoli. Najbardziej wstrząśnięta
była Hermiona, która sama z takiej pochodziła. Oczywiście pan Weasley i Syriusz
zapewniali wszystkich, że Zakon Feniksa nie próżnuje, a działa intensywnie. Po
tej pokrzepiającej informacji i wielu innych, które usłyszeli o Zakonie,
państwo Weasley wrócili do środka, a Syriusz z resztą postanowił pospacerować niedaleko.
Wędrowali
dobrą godzinę, rozmawiając głównie o Qudditchu. Black dowiedział się też wielu
rzeczy o Hogwarcie, między innymi o Ślizgonach, którzy rozpaczali na wieść o
odejściu Umbridge. Syriusza i resztę jego towarzyszy raczej bawiła ta sytuacja.
Ślizgoni właśnie stracili godnego siebie nauczyciela, nie licząc oczywiście
Severusa Snape'a. A ten w zupełności wystarczał w Hogwarcie według całej
piątki. Kiedy odczuli zmęczenie postanowili już wrócić do ciepłej i przytulnej
Nory.
Przed zmrokiem wszyscy usiedli do niedużej kolacji i
zaraz po niej zbierali się spać. Syriusz dość szybko zjadł i odszedł od razu do
swojego pokoju. Był wyczerpany i miał nadzieję się wyspać. Po kilku minutach
położył się i zanim zgasił światło, raz jeszcze spojrzał na prezent dla
Harry'ego. Uśmiechnął się w duchu, mając nadzieję, że mu się spodoba.
Zamknął oczy i natychmiast zasnął, ale snu spokojnego
nie miał. Śniło mu się, że przechodzi przez most nad przepaścią. Po drugiej
jego stronie stał Harry, Lunatyk, James i Lily. Syriusz próbował do nich biec,
ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Poczuł jak most znika i tonie w głębokiej
ciemności wśród krzyków swoich bliskich.
Przebudził
się późnym rankiem. Natychmiast wstał i po kilku minutach zszedł na śniadanie,
które już wszyscy prawie skończyli. Black usiadł na końcu stołu i wziął sobie
tosty z dżemem.
— Wybaczcie
moje spóźnienie. Zamierzałem wcześniej wstać — odparł z lekkim uśmiechem.
— Miałeś
racje, mówiąc wczoraj, że jesteś zmęczony — powiedziała Molly, nalewając Łapie
soku. — Jednak mam nadzieję, że się wyspałeś?
—
Oczywiście! — zawołał. — Bardzo dziękuje wam za gościnę.
— To żaden
problem, Syriuszu! — uśmiechnęła się promiennie. — Skoro jesteś wypoczęty to
bardzo dobrze się składa. Pomożesz w organizacji urodzin Harry'ego. Każda para
rąk się przyda.
— W to nie
wątpię. — zaśmiał się patrząc na zarumienionego chrześniak. — Jak tam u ciebie?
— W
porządku. — Uśmiechnął się po czym usiadł obok niego. — Przyszły dzisiaj wyniki
SUM'ów i... sam zobacz.
Podał Syriuszowi wyniki egzaminu, a ten od
razu otworzył i zaczął czytać:
Astronomia: zadowalający (Z)
Opieka nad magicznymi stworzeniami: powyżej
oczekiwań (P)
Zaklęcia: powyżej oczekiwań (P)
Obrona przed czarną magią: wybitny (W)
Wróżbiarstwo: nędzny (N)
Zielarstwo: powyżej oczekiwań (P)
Historia magii: okropny (O)
Eliksiry: powyżej oczekiwań (P)
Transmutacja: powyżej oczekiwań (P)
— No!
Ładnie, oczywiście twoja matka miała lepsze, a twój ojciec gorsze... Żadnego
trola, wróżbiarstwo to zrozumiałe, historia magii także, jeden wybitny... —
uśmiechnął się huncwocko i oddał list. — Rodzice byliby z ciebie dumni. Ja
także jestem. O ile pamiętam to miałem trola z wróżbiarstwa! — zaśmiał się, a
razem z nim chrześniak.
Wszyscy już
opuścili pomieszczenie, więc zostali sami.
— Chciałem
ci coś pokazać — powiedział po chwili Harry.
Gryfon
wyciągnął z kieszeni zdjęcie, które otrzymał od Slughorna. Gdy Syriusz je
ujrzał zaczął się śmiać w niebogłosy. Harry ucieszył się. Jego ojciec chrzestny
najwyraźniej się tego nie spodziewał. W dodatku dostrzegł w jego oczach błysk.
Tak, Łapa był wzruszony. Nie myślał nawet, że to zdjęcie jeszcze istnieje.
Widok samego siebie sprzed wielu lat przyprawił go o taką radość, jakiej się
nie spodziewał tego dnia.
— Skąd je
masz? Nie myślałem, że jeszcze je zobaczę! — zawołał radośnie.
— Od
Profesora Slughorna. Będzie nas uczyć od tego roku — odpowiedział, chowając z
powrotem zdjęcie.
— To
świetnie! Jest w porządku. Raz specjalnie pomyliliśmy z twoim ojcem składniki i
wywołaliśmy eksplozję na eliksirach, która się oczywiście skończyła szlabanem —
zaśmiał się na samo wspomnienie tego dnia...
— Łapciu, czy myślisz o tym samym co ja? —
zapytał cicho James, wskazując na listę składników. Black ujrzał w jego oczach
błysk i już wiedział o co chodzi przyjacielowi.
— Oczywiście, Rogasiu — uśmiechnął się
huncwocko.
Mieli sporządzić eliksir na powierzchowne
rany i składniki wydawały się proste, ale jednak wiele uczniów miało problem.
Huncwoci pomyśleli, że mają idealną wręcz okazję do zrobienia psikusa.
— Mam nadzieję, że nic nie obmyślacie —
powiedziała rudowłosa, szesnastoletnia dziewczyna.
James uśmiechnął się nonszalancko w jej
stronę.
— Lilka, jesteśmy ostatnimi osobami, które
możesz oskarżyć o coś "niedobrego"! — zawołał cicho.
Evans parsknęła śmiechem i wróciła do
sporządzania wywaru. W książce było wyraźnie napisane jak dodawać składniki, w
jakich ilościach i kolejności, a dla huncwotów stało się to momentalnie
obojętne. Wrzucali tam wszystko, w tym włosy Snape'a, które z obrzydzeniem mu
chwile wcześniej wzięli z szaty. Długo nie musieli czekać na efekt. Nagle ich
kociołek wybuchł, oblewając wszystkich cuchnącym wywarem, a sami huncwoci
schowali się pod ławką. Gdy postanowili wyjść z niej, ujrzeli zszokowanego
profesora Slughorna, który różdżką usuwał eliksir z uczniów i Lily Evans, która
wręcz kipiała złością.
— Brakuje ci
tych czasów? — zapytał Harry, dopijając do końca swój sok. Przez chwile zaczął
się zastanawiać, czy powinien w ogóle się odezwać. Jednak śmiech Syriusza
uspokoił go.
— Jasne!
Wywar z włosów Snape'a... Nigdy nie zapomnę jak zaczęły wszystkim na momencie
czernieć włosy.
Oboje
wybuchnęli niepohamowanym śmiechem. Usłyszała to jednak pani Weasley i jej
krzyk przywrócił ich na ziemię.
— Może w
końcu przyjdziecie do ogrodu?!
— Oczywiście
Molly, już idziemy! — zawołał Syriusz, puszczając chrześniakowi oko.
~***~
Późnym wieczorem wszystko było gotowe.
Stoły były zastawione pysznymi potrawami przez panią Weasley w ogrodzie, a nad
nimi zawieszone były lampki, które nadały piękny nastrój. Przybyli najbliżsi
członkowie Zakonu, czyli Kingsley, Moody, Tonks i Lupin. Byli także Hermiona,
Syriusz, Fleur oraz Weasley'owie.
Przyjęcie przebiegało dobrze, jednak rozmowa
z czasem zeszła na ostatnie wydarzenia w świecie magii.
—
Sami-Wiecie-Kto morduje rodziny, Ministerstwo milczy, a Zakon ugania się ślepo
za śmierciożercami — stwierdził Szalonooki.
— To
prawda. Nastały mroczne czasy — odezwała się Nimfadora. — Sami-Wiecie-Kto chce
zawładnąć Ministerstwem. Pocieszającym faktem jest chociaż to, że prędko tego
nie zrobi.
— Racja.
Dopóki jest Dumbledore nie zrobi tego. Jego się w końcu boi — oznajmił Remus.
Syriusz od
czasu do czasu się odzywał, ale wolał, aby nie było ponurego nastroju, więc
przyszedł mu na myśl jeden pomysł. Od razu ukazał swój huncwocki uśmieszek, a
reszta gości zastanawiała się co go tak rozbawiło. Jednak tylko Lupin znał aż
za dobrze intencje Blacka pod tym wyrazem twarzy.
— Co
knujesz, Łapciu? — zapytał zbyt poważnym tonem Remus.
— Coś
sugerujesz, Luniaczku? — odrzekł nonszalancko Syriusz na co reszta wybuchnęła
śmiechem. Co jak co, ale to byli Huncwoci. A z nimi różnie bywa.
— No tak...
najlepsza a zarazem najgorsza grupka w dziejach Hogwartu. Nie ma co więcej
wyjaśniać – wszyscy wiemy kim są Huncwoci — oznajmił pan Weasley, śmiejąc się
razem z innymi.
— Najlepsi
doradcy w robieniu psot.
— Panowie
Lunatyk, Glizdogon...
— Łapa i
Rogacz..
— Kłaniają
się nisko. — Na te słowa Syriusz wstał razem z Remusem i ukłonili się.
— I
przedstawiają państwu...
Wszyscy
wstrzymali oddech, a Łapa wypiął dumnie pierś, wskazując na niebo.
— Najpiękniejsze
niebo na świecie! — krzyknął i gdy Lupin machnął różdżką, pojawił się usłany z
gwiazd złoty napis:
Panowie
Lunatyk, Glizdogon,
Łapa i Rogacz,
najlepsi
doradcy w robieniu psot,
życzą Harry'emu Potterowi
wszystkiego
najlepszego w dniu urodzin!
Wszyscy
wstali i zaczęli klaskać. Harry poczuł ogrom radości w sercu. Jeszcze nigdy w
życiu nie otrzymał tak wspaniałych życzeń. Każdy usiadł po chwili na swoje
miejsce z pełnym entuzjazmem.
— Czyli nic
się nie zmieniliście! — stwierdził Moody, a wszyscy wybuchli śmiechem.
Harry nawet
nie wiele myślał, czemu Huncwoci umieścili na napisie także Glizdogona. O dziwo
właśnie zadano głośno to pytanie.
—
Glizdogon? — zapytał Ron, a wszyscy spojrzeli w jego stronę.
— Owszem —
uratował z opresji młodego Weasley'a Syriusz. — Zszedł na złą drogę, ale to w
końcu Huncwot. Wszyscy mamy wspólne wspomnienia. Ah, żebyście jeszcze wiedzieli
jakie! — zawołał z radością.
Sam zdziwił się na to, co powiedział o Peterze. Czyżby
czuł w sercu, że chce mu przebaczyć? Nie. Tego nie chciał, ale mówił prawdę. W
Hogwarcie był zacnym Huncwotem i teraz dopiero to zrozumiał.
— No to
opowiadaj, Łapciu! — zawołał Lunatyk, puszczając przyjacielowi oko.
— Od czego
by tu zacząć... co powiecie na zaczarowanego kota woźnego?
Przez gości
przeszedł szept, który oznaczał zaciekawienie, więc Black zaczął opowiadać...
— No nie wiem Rogacz, jak Filch się
dowie...
— Nie pękaj Luniaczku! Nie takie rzeczy
robiliśmy przecież.
— Dobrze mówi! Chociaż nadal jestem za
tym, by jej kolor futra także zmienić...
— A po wszystkim pójdziemy do kuchni?
Lunatyk, Rogacz i Łapa spojrzeli na
trzynastoletniego Glizdogona, który był z lekka przerażony nowym psikusem.
— Tak, pójdziemy, ale najpierw Pani
Norris! — zawołał cicho James i wyszedł na korytarz, a za nim reszta huncwotów.
Nie minęło dużo czasu, gdy natknęli się na
nią przy łazienkach dla dziewczyn. Dla pewności sprawdzili na mapie czy nikt
się nie kręcił, i gdy mieli wolne pole ściągnęli z siebie peleryne-niewidkę.
Kotka z zainteresowaniem spojrzała na nich i zanim zaczęła wzywać swojego pana,
Lunatyk cicho wymamrotał krótką formułkę, celując różdżką w zwierzaka. Ta w
okamgnieniu uniosła się w powietrze i pognała w drugą stronę, skąd rozległ się
krzyk uczniów. Huncwoci wykonali swoje zadanie i po chwili zniknęli pod
peleryną.
Wszyscy
wybuchli śmiechem. Hermiona spojrzała ze współczuciem na Krzywołapa na kolanach
Syriusza.
— Spokojnie
Hermiono. Krzywołap to nie Pani Norris — zaśmiał się po czym odłożył kota.
— Kotka
Filcha lewitowała i ścigała wszystkich po całej szkole. Po godzinie ściągnęli
któregoś z profesorów, by odczarował ją. No i oczywiście pierwsze podejrzenie
to my.
— Tak,
pamiętam ten szlaban... do dzisiaj śnią mi się te puchary — zaśmiał się, a
reszta gości razem z Syriuszem.
— Pamiętam
jak zbroje zaczarowaliśmy. Ścigała Ślizgonów przez prawie cały dzień! Nie mogli
zdjąć zaklęcia.
— Albo
jeszcze lepiej! — zawołał Syriusz. — Bal Bożonarodzeniowy!
— Jesteście gotowi, Panowie? — zapytał
zawadiacko Syriusz, ukazując huncwocki uśmieszek.
— Oczywiście Łapciu! — zawołał James, a
reszta przytaknęła z determinacją.
— Tylko jedno pytanie Rogacz. Lily nie
będzie zła? — zapytał, przypatrując się przyjacielowi.
— Wybaczy mi, w końcu to ostatnia klasa!
Muszą nas dobrze zapamiętać — oznajmił spokojnie.
Rogacz poczuł na swoim ramieniu lekkie
stukanie. Gdy się odwrócił ujrzał przed sobą piękną, rudowłosą czarownicę.
— Czy ja dobrze słyszałam, James? —
zapytała, unosząc brwi ku górze.
— O co słyszałaś? — zapytał, posyłając jej
całusa w polik.
— A to, że chcecie, aby stroje uczniów
zamieniły się z ich partnerami — odpowiedziała, posyłając złowieszczy uśmieszek
w stronę Huncwotów. — Ah, jakie macie szczęście, że jesteśmy w siódmej klasie.
W każdym razie nie dajcie się złapać. Będę w pokoju wspólnym — dodała w stronę
Jamesa, który puścił jej oczko.
Pięć minut później wybuchnął kompletny
chaos w sali. Najśmieszniejszym widokiem była zamiana Dumbledore'a z
McGonagall, a o dziwo sam dyrektor śmiał się.
Po raz
kolejny wszyscy wybuchnęli niepohamowanym śmiechem.
—
Dumbledore w sukience Minerwy! — zawołał głośno, płacząc ze śmiechu Pan
Weasley. Jego żona skarciła go sama śmiejąc się przez łzy.
— Ale że
Lily tak po prostu o wszystkim wiedziała i im jeszcze pozwoliła? — zapytała
Tonks pełna podziwu.
— No
wiesz... To była siódma klasa. James i Lily byli już razem. Rzadko wtedy
robiliśmy psikusy, więc taki jeden większy nam pozwoliła — odpowiedział z
uśmiechem Lupin.
— A jak się
uganiał za Lily! — zawołał Syriusz, przywołując kolejne wspomnienie...
— Evans, umówisz się ze mną? — krzyczał na
całą Wielką Salę piętnastoletni James Potter. Ta jednak wywróciła oczami.
— To będzie ostatnia rzecz jaką zrobię w
życiu! — zawołała po czym wstała nie patrząc na roześmiane twarze innych
uczniów.
— To szybciej rób wszystko inne! To
przyspieszy naszą randkę!
Lily parsknęła śmiechem i wyszła za
zewnątrz, a za nią pobiegł Rogacz.
— Daj mi spokój w końcu!
— Jak się ze mną umówisz — powiedział
stanowczo.
Evans zaczęła się śmiać. Co on sobie
myślał?
— Wybacz mi, Potter, ale śpieszę się.
— Okej, pozdrów Smarkerusa! — I już miał
odejść kiedy mu się nagle coś przypomniało. — Prawie bym zapomniał!
Podszedł bliżej Lily i zapatrzył się
gdzieś w oddali.
—
Widzisz?
Zdezorientowana Evans odwróciła wzrok w
tył i po chwili poczuła muśnięcie na swoim policzku. James szybko się odsunął
zanim ta chciała mu przyłożyć w głowę.
— Oszalałeś?! — krzyknęła.
— Z miłości do ciebie, Lilka!
Harry
uśmiechnął się. Nie spodziewał się jak bardzo jego ojciec walczył o miłość
swojego życia. Miał zamiar na długo zapamiętać wspomnienie Syriusza.
— Mógłbyś
mi pomóc trochę? — zwróciła się do Blacka Molly idąca w stronę domu.
—
Oczywiście! — zawołał i udał się za nią.
Wszyscy
przypatrywali się Harry'emu z uśmiechem. Trochę czuł się onieśmielony, ale
jednak dumny ze swoich rodziców. Byli z całą pewnością wspaniałymi ludźmi.
Po chwili
wrócili niosąc piękny bezowy tort z napisem:
Dla Harry'ego w
dniu 16. urodzin!
Każdy wstał
i uniósł swoją szklankę śpiewając "Sto lat" oraz "Życzymy,
życzymy". Nadszedł czas na ponowne składanie życzeń i znów nastała rozmowa
o wspomnieniach z Hogwartu.
Syriusz
wstał z miejsca i spojrzał znacząco na chrześniaka. Ten zrozumiał o co chodzi i
razem oddalili się od wszystkich.
— Chciałem
ci dać to osobno, prezent ode mnie — odrzekł, gdy zatrzymali się i wyciągnął z
torby, którą miał przy stole duży plik kopert. — Oczywiście to nie jest jakiś
wspaniałomyślny podarunek, ale pomyślałem, że te listy będą wiele dla ciebie
znaczyć.
Harry
spojrzał z uśmiechem na Syriusza i wziął do rąk prezent. Na pierwszym liście
zauważył adres swojej matki.
— James
pisał wiele listów do Lily. Głównie o tym, jak ją kocha. Ona z resztą też.
Czasami nawet pisali do siebie już po ślubie dla utrzymania tej tradycji. Piszą
w nich także swoje przemyślenia, jak wyglądało ich życie i tak dalej. Ja już
czytałem je. Dokładnie w zeszłym tygodniu. Byłem kiedyś w Dolinie Godryka i
zabrałem je stamtąd. Zastanawiałem się dwa dni temu przez długi czas, co ci
podarować. W końcu wpadłem na pomysł z listami. Zrozumiem, jeśli ci się nie
spodoba i...
— Łapo! To
najpiękniejszy prezent jaki dostałem w życiu i drugiego takiego nie będzie! —
zawołał po czym przytulił Syriusza. Nie spodziewał się takiego prezentu. Dzięki
listom mógł się więcej dowiedzieć o rodzicach!
Black
uśmiechnął się szeroko. Miał rację. Dobry podarunek wybrał dla chrześniaka.
— Cieszę
się, Harry, naprawdę. Wiesz, bardzo jesteś do nich podobny. Nie mówię o
wyglądzie, ale o charakterze. Pakujesz się jak James w kłopoty i myślisz
rozważnie jak Lily. Ciekawe połączenie — zaśmiał się cicho, przypominając sobie
jak bardzo się kochali i spojrzał w górę w gwiazdy. Czy James i Lily widzą ich
teraz?
—
Syriuszu... — zaczął powoli Harry, a Łapa spojrzał na niego. — Chciałbym żebyś
wiedział, że jesteś wspaniałym ojcem chrzestnym i kocham cię jak ojca, którego
nie mogłem poznać. I chcę byś wiedział, że rodzice są z pewnością z ciebie
dumni. Wierzysz mi?
— Wierzę.
Wspomnienia są częścią naszego życia...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak, dodaje rozdział o 00.25. Miałam napięty dzień, więc wybaczcie mi i... zapraszam na moją notkę na temat Wielkanocy o TUTAJ :)
Chciałabym życzyć wszystkim pięknych, Błogosławionych i rodzinnych świąt, pełnych radości i miłości!
Wasza Dolce Veneziana ;)
Droga Dolce Veneziana!
OdpowiedzUsuńTrafiłam tutaj dopiero niedawno, ale już zakochałam się w twoim blogu ♡ Niebyło jakoś sensu pisać komentarzy pod innymi rozdziałami więc komentuję tutaj.
Rozdział jest naprawdę świetny. Zwłaszcza wspomnienia Syriusza o Lily i Jamesie. I urodziny Harrego! Wszystko idealnie, tylko czy zamiast parchnęła śmiechem nie powinno być parsknęła? Nie wiem, mogę się mylić, ale radzę Ci to sprawdzić ;)
Jakbyś się nudziła zapraszam na mojego 'wspaniałego' bloga: http://hogwart-jest-moim-nowym-domem.blogspot.com/?m=1
Pozdrawiam i życzę weny :)
Nicolette
Tak, masz rację! Wiedziałam, że coś mi nie pasuje z tym słowem.
UsuńDziękuje Ci bardzo :)
Hej! Przepraszam, że dopiero teraz dodaję komentarz, ale wcześniej nie mogłam :/
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle super. Wspomnienia świetne, i...wiesz, bardzo mi się podoba Twoja wizja tej historii, Twoje postacie..super.
Bardzo mnie ciekawi, co z tą misją i przysięgą. Nie mogę się już doczekać!
Weny!
~AnesBlack