niedziela, 27 marca 2016

Rozdział VI: Czasy Huncwotów

Inspiracja: Marchin On 

     — Uśmiech. Wdech i wydech. Znów uśmiech. Oddychaj spokojnie, Black. Musisz być w dobrym nastroju. — Mówił cicho sam do siebie Syriusz. Stał przed lustrem próbując nagle sprawić, że ostatnie wydarzenia wcale się nie zdarzyły. Chciał być szczęśliwy, ponieważ jutro miały się odbyć urodziny Harry'ego. Chłopiec szybko zauważy, że coś trapi jego ojca chrzestnego, a do tego nie mógł Łapa dopuścić. ,,To ma być jego najlepszy dzień – pomyślał. – Niecodziennie kończy się szesnaście lat.''
     Jednak jak zapomnieć o zdradzie przyjaciela? O tym, że ktoś czyha na życie jego chrześniaka i Bóg jeden wie, na kogo jeszcze! Bał się. Najnormalniej w świecie odczuwał strach. W dodatku powracające wspomnienia Jamesa i Lily... Jak zapomnieć, kiedy dwanaście lat w Azkabanie tylko o tym się myśli? Jak przestać? Kimże jest ten Książe Półkrwi? Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi — czyli jak zawsze. Był w kropce.
     Obmył twarz wodą i uśmiechnął się. Za chwile będzie razem z Harrym po raz pierwszy świętować jego urodziny. To bardzo ważne dla nich. Nie mógłby tego zepsuć. Musiał odłożyć wszystko inne jak najdalej.
     Zszedł na dół i ujrzał Pana Weasley'a. Jego rude włosy odznaczały się na tle ciemnego pomieszczenia. Obok niego stał uśmiechnięty Remus, trzymający w ręku kubek.
     — Masz już wszystko? — zapytał Artur, poprawiając płaszcz.
     — Tak, oczywiście. Lunatyku, pozwolisz? — zapytał i nie czekając na odpowiedź napił się jego kawy. Lupin zabierając mu łapczywie kubek, posłał przyjacielowi cios w tył głowy – który oczywiście Łapa przewidział.
     — Spokojnie, chciałem tylko sprawdzić, czy nie ma w niej żadnych wściekłych fasolek!
     Wyszczerzył zęby, a Lupin przewrócił oczami wracając do kuchni. Syriusz poprawił swoje ubranie i spojrzał na Pana Weasley'a. Ten cały czas patrzył na niego.
     — W porządku? — zapytał niepewnie. Syriusz przybrał lekki uśmiech.
     — Tak. Jutro są urodziny Harry'ego. Ta informacja mnie raduje.
     — Wiem, ale... — chwycił Łape za ramię i przybliżył do niego twarz mówiąc szeptem. Black wsłuchiwał się uważnie.
— Remus też jest w nienajlepszym humorze. Nie dziwie się wam wcale, ale proszę... Jeśli jest aż tak źle to może...
     — Zostań? — podniósł wzrok na Artura. — Nie chcę zawalić. Nie mogę, a czuje się właśnie świetnie. Będzie wszystko dobrze! Harry to w końcu mój chrześniak.
     — No właśnie, chrześniak. Syn Jamesa — odparł, wracając na swoje miejsce. Przyglądali się sobie uważnie. Pan Weasley wiedział, że Syriusz przeżywa ostatnie zadanie i śmierć przyjaciół. Jednak nie miał pojęcia, że wszystko nasiliło się po wczorajszej rozmowie z Dumbledorem. Syriusz rozumiał już wszystko, ale to zadało mu ból.
      — Wiem kim jest. I wiem też, że to nie jest James. Arturze... Jest dobrze, zaufaj mi — uśmiechnął się pokrzepiająco. Pan Weasley przytaknął i posłał ten sam wyraz twarzy.
     — Tak więc w drogę! — zawołał po czym podeszli do kominka. Rozbłysły w nim zielone płomienie. Za chwilę będzie musiał udawać, co wcale nie było miłym uczuciem.

~***~

     Nad Norą już dawno wstało słońce. Harry, Ron, Hermiona i Ginny siedzieli na trawie, rozmawiając o ostatnich zdarzeniach w świecie Magii.
     — Ten nowy Minister... jak mu tam...
     — Rufus Scrimgeour, Ron.
     — Dzięki Hermiono. W każdym razie nie podoba mi się. Chyba wolałem Knota...
     — Tak się składa, że on nic nie robił w sprawie Voldemorta! — zawołała oburzona, a Ron i Ginny wykrzywili twarze. — Oh, przestańcie. Co niby Knot takiego zrobił, że wolałeś jego, hm?
     — Na przykład uniewinnił Syriusza! — krzyknął Ron, szukając poparcia u przyjaciela. Harry jednak ich nie słuchał. Cały czas zastanawiał się nad słowami Slughorna.
     — Halo, ziemia do Pottera! — wymachiwała mu ręką przed twarzą Ginny. Chłopiec od razu powrócił do rzeczywistości.
     Spojrzał na nich i ujrzał ciekawość. Zapewne zastanawiali się o czym myślał. Czy Harry mógł pomóc jakoś Syriuszowi? Nie wiedział tego, ale jednego był pewny – musi udawać, że wszystko jest w porządku, i że się wcale o niego nie martwi. Jego ojciec chrzestny nie chciałby tego. Jednak mimo to on, Harry Potter, nie mógł bezczynnie patrzeć na Syriusza, który nie miał ochoty żyć. Doskonale o tym wiedział. A Horacy Slughorn tylko potwierdził jego przypuszczenia.
     Wziął głęboki oddech.
     — Zastanawiałem się jak mu pomóc.
     Harry spojrzał znacząco na Hermionę. Ona wiedziała o czym mówi.
     — To będzie trudne, sam wiesz...
     — Tata mówił, że ostatnio zmarkotniał strasznie — odezwał się Ron. — Podobno miał tak po jakiejś misji, ale nie wiem jakiej. Powiedział, że to sprawy Zakonu.
     — Ale... przecież jakoś można tak? Hermiono...
Hermiona westchnęła. Harry dobrze sobie zdawał sprawę o co jej chodzi. Przecież nie tak łatwo jest pomóc komuś, kto myślał tylko o śmierci swoich przyjaciół przez dwanaście lat w Azkabanie! Czuł się bezradny, niemoc, która uprzykrzała mu życie.
     — Harry... jutro masz urodziny. Myślę, że pomoże mu twoje szczęście. No wiesz... to, że jesteś szczęśliwy.
     Ginny wpatrywała się w zielone oczy Gryfona lekko się uśmiechając. Onieśmieliło to Harry'ego, więc spojrzał na swoje dłonie. No tak... Syriusz nie chciałby patrzeć na jego smutek. Ale czy on, Harry Potter, naprawdę był szczęśliwą osobą? Voldemort chciał go zabić, zamordował jego rodziców, po raz drugi chciał to zrobić na czwartym roku, potem o mało co nie zginął przez jego głupotę Łapa... Zaraz rozpocznie się szósty rok nauki w Hogwarcie. Jaki on będzie? Niezwykły? Na pewny lepszy, niż byłby jakby Syriusz umarł w Ministerstwie Magii. Miał ojca chrzestnego, przyjaciół, Państwa Weasley'ów, którzy byli dla niego jak rodzina. Mimo tego całego zła, które panoszy się w tych czasach to także Harry'ego wypełniała radość. Miał kogo kochać i dla kogo żyć. Mimo wszystko.
     Podniósł wzrok na Ginny. Ujrzał w jej oczach... Co zobaczył? Nie wiedział. Miał się później dowiedzieć. Uśmiechnął się do wszystkich. Był szczęśliwy mimo wszystko. Każdy z nich zrozumiał co miał na myśli. 

~***~

     Minęła zaledwie chwila, gdy Syriusz znalazł się w kuchni Państwa Weasley'ów. Zaczęli się wycierać z sadzy, gdy do pomieszczenia wpadła Molly. Na ich widok uśmiechnęła się promiennie.
     — Nareszcie jesteście! Witaj kochanie! — Ucałowała swojego męża po czym podeszła do Syriusza. — Schudłeś! Marnie wyglądasz... Jestem ciekawa co ten twój domowy skrzat ci gotuje, bo na pewno nic zdrowego...
     — Oh, trafiłaś w samo sedno, Molly. Stworek zrobiłby wszystko, by mnie otruć, ale niestety mu to zakazałem i biedny skrzat chociaż zadowala się obrzydliwymi obiadami. — Zaśmiał się po czym uścisnął panią Weasley. Ta także zaczęła się śmiać, choć z drugiej strony zmartwiła się na myśl o pożywieniu Blacka. Sięgnęła po szczotkę i zaczęła otrzepywać nowo-przybyłych z brudów od kominka.
     — Ja już o ciebie zadbam! Chociaż boje się, że u was to rodzinne... Harry to taka chudzina... Niedługo będzie obiad i wtedy możecie najeść się porządnie.
     — To miło z twojej strony, Molly, jednakże nie jestem gło... — przerwał, widząc groźne spojrzenie pani Weasley. — To znaczy chętnie zjem obiad. Na pewno będzie wspaniały!
     Molly z powrotem przybrała łagodny wyraz twarzy.
     Kiedy ich wyczyściła, kazała usiąść i zrobiła gorącej herbaty. Wszyscy przez chwile rozmawiali o nowym Ministrze Magii, który tak naprawdę nikomu się nie podobał. Oczywiście nie było się czemu dziwić. Sam Pan Weasley przyznał, że Scrimgeour nie stara się co do poszukiwań śmierciożerców. Było coraz więcej morderstw. Nie wszyscy rodzice chcieli wysłać w tym roku swoje dzieci do Hogwartu.
     — Nonsens! Hogwart jest najbezpieczniejszym miejscem, przecież jest tam dyrektorem sam Dumbledore! — Zawołał Artur i po chwili dostał kopniaka od żony pod stołem, która rzuciła mu znaczące spojrzenie. Ten rozumiejąc o co chodzi, zaczął wpatrywać się w Blacka.
     — Jeśli sądzicie, że powiem wam o czym rozmawiałem z Dumbledorem...
     — Syriuszu... Po prostu martwimy się o Harry'ego. Sam rozumiesz. Ja...
     — Wiemy, że ta rozmowa nie dotyczyła tylko twojego zadania. Chcemy wiedzieć, czy możemy...
     — Nie możecie. — Odpowiedział cicho przypominając sobie słowa dyrektora...

     — Rozumiem twój gniew, Syriuszu, jednakże uważam, że jest nie na miejscu — odrzekł nad wyraz spokojnie starzec, uważnie przyglądając się Łapie za swoich okularów-połówek.
     — Doprawdy?! Tak uważasz?! To jest mój chrześniak! Nie możesz tak po prostu mówić mu o tych waszych "lekcjach". To jest chłopiec, a nie wysokiej klasy czarodziej! Owszem, ma talent, nie zaprzeczę…
     — Po ojcu, prawda? — przerwał mu.
     Syriusza zatkało. Dlaczego wspomina teraz Jamesa i Lily? Akurat w tej chwili?! Wie, że jest Blackowi ciężko się pogodzić z ich śmiercią to w dodatku jeszcze chce rozwinąć ten temat.
     — Tak, po Jamesie. Po co wspominamy zmarłych? — odparł starając się uspokoić.
     Dumbledore uśmiechnął się i rzekł:
     — Ty mi powiedz.
     Syriusz wiedział o czym mówi. Sam co chwila rozmyśla w wolnej chwili o Jamesie i Lily. Jednak nie miał zamiaru się do tego przyznać.
     — Nie rozumiem.
     — Oh, na pewno wiesz o czym mówię. Tak więc może w końcu usiądziesz? Chcę ci wyjaśnić znacznie twojej misji, która była powiązana ze śmiercią rodziców Harry'ego. Tak, dobrze słyszałeś — dodał, widząc zmieszanie Łapy: — To zadanie jest niezwykle ważne i wybacz mi to, ale muszę cię prosić, byś o nim nie mówił nikomu, oprócz Remusa. On może znać prawdę... ale tylko w pewnej części.
     — W pewnej części? — powtórzył, siadając powoli na przeciw biurka dyrektora Hogwartu.
     — Tak. To bardzo ważne. Resztę najlepiej jak zachowasz dla siebie, tylko i wyłącznie.

     Rozmowa z Albusem nadal krążyła w głowie Syriusza. Wiedział, że pewne z niej fakty mają mu pomóc, ale też były takie, które tylko pogłębiły jego ranę. Tak bardzo chciał powiedzieć Harry'emu... ale nie mógł. Wieczysta przysięga robi swoje.
     — Gdzie jest Harry? — zapytał, przerywając przytłaczającą ciszę.
     — Na zewnątrz z resztą — odpowiedziała Molly. - Zaraz ich zawołam.
     — To ja idę się przespać. Ostatnio źle sypiam. Rozumiecie, Stworek — uśmiechnął się lekko i wstał razem z Arturem od stołu.
Wyszli bez słowa, kierując się schodami na górę. Pan Weasley pokazał Syriuszowi niewielki pokój, w którym mógł przenocować. Zanim oboje cokolwiek zdążyli powiedzieć, do pokoju wpadła Fleur.
     — Ooo Sirjusz! Mio Cię widziedz! — uścisnęła go po czym zaczęła odchodzić.
     Artur zaśmiał się.
     — No tak... zapomniałem ci powiedzieć. Fleur przyjechała do nas. Ona i Bill mają zamiar się pobrać.
     — To wspaniale! — zawołał. — I jak?
     — No wiesz... Molly uważa, że jest... hm...
     — Próżna? — zaproponował.
     — W rzeczy samej. Mam nadzieję, że niedługo się do niej przekona w każdym razie — zaśmiał się kładąc bagaż Syriusza obok łóżka.
     — A ty? — zapytał z huncwockim uśmieszkiem.
     — Billowi ma się podobać, nie mi! — zawołał na co Łapa wybuchnął śmiechem. — Słuchaj... Ale na pewno wszystko w porządku?
     — Jasne, nie martw się. Wybacz, ale ja naprawdę muszę się przespać. Za godzinę zejdę na obiad — odparł długo ziewając i siadając na łóżku.
     — W porządku. To nie przeszkadzam — odparł po czym opuścił pokój.
     Syriusz jeszcze chwilę tak siedział i zastanawiał się nad słowami Dumbledore'a...


     — Uważasz, że będę milczeć? Mylisz się. To mój chrześniak! — zawołał oburzony.
     — W istocie, jednak zauważ, że tylko pogorszysz sprawę. Dlatego złożysz mi Wieczystą Przysięgę.
     Black wytrzeszczył oczy.
     — Słucham?
    Dobrze słyszałeś. Dla bezpieczeństwa to zrobimy. Muszę mieć pewność, że nic mu nie powiesz. Harry jest dla ciebie ważny. Możesz mnie zapewniać o swojej wierności co do moich próśb, ale jeśli chodzi o chłopca to na nic mi twoje obietnice. Dlatego... — podwinął rękaw swojej prawej poczerniałej dłoni.

     Czuł się podle. Nie mógł ani słowa powiedzieć chrześniakowi. Pocieszała go myśl, że to dla jego dobra. Jednak wolałby, aby Harry wiedział po jakim stąpa gruncie.
     Położył się na łóżku i zamknął oczy, próbując myśleć o czymś innym, jednak wczorajsze spotkanie nadal usilnie trzymało się jego umysłu...

     James i Lily... dlaczego oni?! Najbardziej dobrzy czarodziej tego świata musieli zginąć... Życie jest cholernie niesprawiedliwe.
     Syriusz podniósł wzrok z powrotem na dyrektora Hogwartu. Szybko wytarł łzę ze swojego policzka i wziął głęboki oddech. Musiał się zmierzyć z tym.
     — Pan wie... dlaczego oni zginęli — wydusił drżącym głosem.
     — Tak, wiem. Nie obwiniaj się za ich śmierć. James byłby z ciebie dumny, Syriuszu. Opiekujesz się teraz Harrym, nie dałeś się Azkabanowi i dementorom. Walczysz nadal przeciwko siłom Voldemorta, zostałeś uniewinniony. Jesteś silny, Syriuszu. Masz w sobie siłę, której nikt inny nie ma. Wspomnienia bolą, owszem. Jednak wiedz, że James i Lily nie zginęli na próżno. I nie chcieliby widzieć cię w takim stanie — dodał, widząc drżącego Blacka.
     — Tyle lat... byliśmy razem... zawsze... Gdybym nie zaproponował Petera...
     — ... to James i Lily żyliby. Jednak to jedna niewiadoma. Voldemort nadal by siał zło wokół, a ofiar byłoby jeszcze więcej. A gdyby tak Peter ciebie zabił pewnego dnia? Albo w końcu Jamesa i Lily? Nie można tego wykluczyć. Wszystko mogłoby się stać, gdyby żyli. A wiemy, że tak nie jest. Harry poskromił Voldemorta jako niemowlę. Owszem, ma dokuczającą bliznę, wychowywał się ze swoim wujostwem i tak, stracił rodzinę. Ja to doskonale wiem, Syriuszu. Jednak co się stało to się nie odstanie. Nie możesz zatracać się w ich śmierci. Nie chcieliby tego.
     — Skąd Pan wie, czego by chcieli? — wyjąkał Black.
     Dumbledore westchnął. Spojrzał przez okno w niebo.
     — Widzisz te gwiazdy? Mówią, że to nasi bliscy, którzy odeszli. A te gwiazdy to okienka, przez które nam machają i nas obserwują — przerwał na chwilę i z powrotem przeniósł wzrok na Łape. — Byliście dla siebie ważni, jak bracia. James też cierpiałby po utracie ciebie, nie wątpię w to. Jednak gdyby było odwrotnie, czy ty byś chciał, aby twój przyjaciel był w takim stanie jak ty teraz?
     Nastała cisza. Czy Syriusz chciałby tego? Odpowiedź była prosta.
     — Nigdy bym tego nie chciał — odparł bez wahania.
     Dumbledore uśmiechnął się.
     — Widzisz. Stąd jestem pewny, że James by tego nie chciał.

     Syriusz zasnął na chwile. Zmęczenie wygrało nad nim, ale nie było mu dane wypoczywać długo. Po chwili poczuł szturchanie w lewe ramię. Otworzył oczy i pierwsze co ujrzał to długie rude włosy. Podniósł wzrok i ujrzał rozpromienioną córkę Weasley'ów, Ginny.
     — Harry ucieszy się! Nikt nic nie mówił o twoim przyjeździe.
     Black usiadł i przeciągnął się, po czym wstał i przywitał z uśmiechem rudowłosą.
     — To niespodzianka. Postanowiłem, że pojawie się dzień wcześniej. Rzadko się będziemy widzieć przecież.
     — Racja. Mama prosiła bym przyprowadziła "takiego gościa" na obiad.
     Black wybuchnął śmiechem. No tak, Harry musiał być w kuchni.
     — No to chodźmy! — zawołał i wyszli radośnie z pokoju.
     Gdy weszli do kuchni wszyscy byli pogrążeni w rozmowie o SUM'ach. Niedługo już miały nadejść wyniki.
     — Ciekawe ile troli uzbierałem... — mruczał pod nosem Ron.
     — Trzeba było się przykładać! — zawołała, uderzając przyjaciela gazetą w głowę.
     — Przecież się uczyłem! Czy ty sobie kobieto zdajesz sprawę, ile cennych godzin życia poświęciłem nad książkami razem z Harrym?! O Merlinie, z kim ja żyję... — zawołał z oburzeniem.
     Hermiona prychnęła i ponownie przyłożyła Ronowi z gazety.
     — To przestań marudzić!
     — Hermiono, przecież było dużo materiału! Tego nie da się ogarnąć...
     — Da się! — przerwała mu natychmiast, robiąc złowrogi wyraz twarzy.
     Syriusz powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem. Nikt nie zauważył powrotu rozbawionej Ginny.
     — Sam nie wiem jak mi poszło! Możliwe, że będzie...
     — Dobrze, a w każdym razie lepiej niż u twojego ojca. — Odparł spokojnie Syriusz oparty o ścianę z założonymi rękami na klatce piersiowej.
     Wszyscy się gwałtownie odwrócili, a Syriusz i Ginny wybuchnęli niepochamowanym śmiechem.
     — Jesteście tak przejęci szkołą, że od pięciu minut mnie nie zauważyliście? No cóż, nie spodziewałem się tego. A przynajmniej nie we wakacje! — dodał szybko widząc wyraz twarzy Molly.
     Harry wstał i objął Syriusza śmiejąc się, a po chwili wszyscy się przywitali z gościem. Ginny nie mogła powstrzymać śmiechu. Jednak wszyscy ucichli, gdy pani Weasley podała obiad. Syriusz usiadł między Arturem a Harrym. Zaczął sobie nakładać ziemniaki, gdy zauważył na sobie wzrok chrześniaka.
     — James nigdy nie przykładał się do nauki, ale twoja matka owszem. Była w końcu perfektem.
     Chłopiec zakrztusił się sokiem co rozbawiło wszystkich.
     — To... moja... matka... była... perfektem...? — zapytał, kaszląc przy każdym słowie.
     — A była, była... Zaganiała nas zawsze do nauki. Oj, to były czasy...
     — Właściwie dlaczego jesteś dzień wcześniej? — zapytała Hermiona.
     Black przełknął pierwszy kęs po czym odrzekł:
     — Postanowiłem po prostu, że i tak nie mam co robić tego dnia, więc oto jestem.
     — Zakon nie potrzebował cię?
     — Dzisiaj okazało się, że nie — odparł z uśmiechem popijając sok z dyni.
     Obiad bardzo szybko minął w miłym gronie i w radosnych rozmowach. Zaraz po nim wszyscy wyszli na zewnątrz rozmawiając o aktualnym stanie rzeczy. Każdy był przytłoczony z powodu wielu morderstw rodzin mugoli. Najbardziej wstrząśnięta była Hermiona, która sama z takiej pochodziła. Oczywiście pan Weasley i Syriusz zapewniali wszystkich, że Zakon Feniksa nie próżnuje, a działa intensywnie. Po tej pokrzepiającej informacji i wielu innych, które usłyszeli o Zakonie, państwo Weasley wrócili do środka, a Syriusz z resztą postanowił pospacerować niedaleko.
     Wędrowali dobrą godzinę, rozmawiając głównie o Qudditchu. Black dowiedział się też wielu rzeczy o Hogwarcie, między innymi o Ślizgonach, którzy rozpaczali na wieść o odejściu Umbridge. Syriusza i resztę jego towarzyszy raczej bawiła ta sytuacja. Ślizgoni właśnie stracili godnego siebie nauczyciela, nie licząc oczywiście Severusa Snape'a. A ten w zupełności wystarczał w Hogwarcie według całej piątki. Kiedy odczuli zmęczenie postanowili już wrócić do ciepłej i przytulnej Nory.
     Przed zmrokiem wszyscy usiedli do niedużej kolacji i zaraz po niej zbierali się spać. Syriusz dość szybko zjadł i odszedł od razu do swojego pokoju. Był wyczerpany i miał nadzieję się wyspać. Po kilku minutach położył się i zanim zgasił światło, raz jeszcze spojrzał na prezent dla Harry'ego. Uśmiechnął się w duchu, mając nadzieję, że mu się spodoba.
     Zamknął oczy i natychmiast zasnął, ale snu spokojnego nie miał. Śniło mu się, że przechodzi przez most nad przepaścią. Po drugiej jego stronie stał Harry, Lunatyk, James i Lily. Syriusz próbował do nich biec, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Poczuł jak most znika i tonie w głębokiej ciemności wśród krzyków swoich bliskich.
     Przebudził się późnym rankiem. Natychmiast wstał i po kilku minutach zszedł na śniadanie, które już wszyscy prawie skończyli. Black usiadł na końcu stołu i wziął sobie tosty z dżemem.
     — Wybaczcie moje spóźnienie. Zamierzałem wcześniej wstać — odparł z lekkim uśmiechem.
     — Miałeś racje, mówiąc wczoraj, że jesteś zmęczony — powiedziała Molly, nalewając Łapie soku. — Jednak mam nadzieję, że się wyspałeś?
     — Oczywiście! — zawołał. — Bardzo dziękuje wam za gościnę.
     — To żaden problem, Syriuszu! — uśmiechnęła się promiennie. — Skoro jesteś wypoczęty to bardzo dobrze się składa. Pomożesz w organizacji urodzin Harry'ego. Każda para rąk się przyda.
     — W to nie wątpię. — zaśmiał się patrząc na zarumienionego chrześniak. — Jak tam u ciebie?
     — W porządku. — Uśmiechnął się po czym usiadł obok niego. — Przyszły dzisiaj wyniki SUM'ów i... sam zobacz.
     Podał Syriuszowi wyniki egzaminu, a ten od razu otworzył i zaczął czytać:

Astronomia: zadowalający (Z)
Opieka nad magicznymi stworzeniami: powyżej oczekiwań (P)
Zaklęcia: powyżej oczekiwań (P)
Obrona przed czarną magią: wybitny (W)
Wróżbiarstwo: nędzny (N)
Zielarstwo: powyżej oczekiwań (P)
Historia magii: okropny (O)
Eliksiry: powyżej oczekiwań (P)
Transmutacja: powyżej oczekiwań (P)

     — No! Ładnie, oczywiście twoja matka miała lepsze, a twój ojciec gorsze... Żadnego trola, wróżbiarstwo to zrozumiałe, historia magii także, jeden wybitny... — uśmiechnął się huncwocko i oddał list. — Rodzice byliby z ciebie dumni. Ja także jestem. O ile pamiętam to miałem trola z wróżbiarstwa! — zaśmiał się, a razem z nim chrześniak.
     Wszyscy już opuścili pomieszczenie, więc zostali sami.
     — Chciałem ci coś pokazać — powiedział po chwili Harry.
     Gryfon wyciągnął z kieszeni zdjęcie, które otrzymał od Slughorna. Gdy Syriusz je ujrzał zaczął się śmiać w niebogłosy. Harry ucieszył się. Jego ojciec chrzestny najwyraźniej się tego nie spodziewał. W dodatku dostrzegł w jego oczach błysk. Tak, Łapa był wzruszony. Nie myślał nawet, że to zdjęcie jeszcze istnieje. Widok samego siebie sprzed wielu lat przyprawił go o taką radość, jakiej się nie spodziewał tego dnia.
     — Skąd je masz? Nie myślałem, że jeszcze je zobaczę! — zawołał radośnie.
     — Od Profesora Slughorna. Będzie nas uczyć od tego roku — odpowiedział, chowając z powrotem zdjęcie.
     — To świetnie! Jest w porządku. Raz specjalnie pomyliliśmy z twoim ojcem składniki i wywołaliśmy eksplozję na eliksirach, która się oczywiście skończyła szlabanem — zaśmiał się na samo wspomnienie tego dnia...

     — Łapciu, czy myślisz o tym samym co ja? — zapytał cicho James, wskazując na listę składników. Black ujrzał w jego oczach błysk i już wiedział o co chodzi przyjacielowi.
     — Oczywiście, Rogasiu — uśmiechnął się huncwocko.
     Mieli sporządzić eliksir na powierzchowne rany i składniki wydawały się proste, ale jednak wiele uczniów miało problem. Huncwoci pomyśleli, że mają idealną wręcz okazję do zrobienia psikusa.
     — Mam nadzieję, że nic nie obmyślacie — powiedziała rudowłosa, szesnastoletnia dziewczyna.
     James uśmiechnął się nonszalancko w jej stronę.
     — Lilka, jesteśmy ostatnimi osobami, które możesz oskarżyć o coś "niedobrego"! — zawołał cicho.
     Evans parsknęła śmiechem i wróciła do sporządzania wywaru. W książce było wyraźnie napisane jak dodawać składniki, w jakich ilościach i kolejności, a dla huncwotów stało się to momentalnie obojętne. Wrzucali tam wszystko, w tym włosy Snape'a, które z obrzydzeniem mu chwile wcześniej wzięli z szaty. Długo nie musieli czekać na efekt. Nagle ich kociołek wybuchł, oblewając wszystkich cuchnącym wywarem, a sami huncwoci schowali się pod ławką. Gdy postanowili wyjść z niej, ujrzeli zszokowanego profesora Slughorna, który różdżką usuwał eliksir z uczniów i Lily Evans, która wręcz kipiała złością.

     — Brakuje ci tych czasów? — zapytał Harry, dopijając do końca swój sok. Przez chwile zaczął się zastanawiać, czy powinien w ogóle się odezwać. Jednak śmiech Syriusza uspokoił go.
     — Jasne! Wywar z włosów Snape'a... Nigdy nie zapomnę jak zaczęły wszystkim na momencie czernieć włosy.
     Oboje wybuchnęli niepohamowanym śmiechem. Usłyszała to jednak pani Weasley i jej krzyk przywrócił ich na ziemię.
     — Może w końcu przyjdziecie do ogrodu?!
     — Oczywiście Molly, już idziemy! — zawołał Syriusz, puszczając chrześniakowi oko.

~***~

      Późnym wieczorem wszystko było gotowe. Stoły były zastawione pysznymi potrawami przez panią Weasley w ogrodzie, a nad nimi zawieszone były lampki, które nadały piękny nastrój. Przybyli najbliżsi członkowie Zakonu, czyli Kingsley, Moody, Tonks i Lupin. Byli także Hermiona, Syriusz, Fleur oraz Weasley'owie.
     Przyjęcie przebiegało dobrze, jednak rozmowa z czasem zeszła na ostatnie wydarzenia w świecie magii.
     — Sami-Wiecie-Kto morduje rodziny, Ministerstwo milczy, a Zakon ugania się ślepo za śmierciożercami — stwierdził Szalonooki.
     — To prawda. Nastały mroczne czasy — odezwała się Nimfadora. — Sami-Wiecie-Kto chce zawładnąć Ministerstwem. Pocieszającym faktem jest chociaż to, że prędko tego nie zrobi.
     — Racja. Dopóki jest Dumbledore nie zrobi tego. Jego się w końcu boi — oznajmił Remus.
     Syriusz od czasu do czasu się odzywał, ale wolał, aby nie było ponurego nastroju, więc przyszedł mu na myśl jeden pomysł. Od razu ukazał swój huncwocki uśmieszek, a reszta gości zastanawiała się co go tak rozbawiło. Jednak tylko Lupin znał aż za dobrze intencje Blacka pod tym wyrazem twarzy.
     — Co knujesz, Łapciu? — zapytał zbyt poważnym tonem Remus.
     — Coś sugerujesz, Luniaczku? — odrzekł nonszalancko Syriusz na co reszta wybuchnęła śmiechem. Co jak co, ale to byli Huncwoci. A z nimi różnie bywa.
     — No tak... najlepsza a zarazem najgorsza grupka w dziejach Hogwartu. Nie ma co więcej wyjaśniać – wszyscy wiemy kim są Huncwoci — oznajmił pan Weasley, śmiejąc się razem z innymi.
     — Najlepsi doradcy w robieniu psot.
     — Panowie Lunatyk, Glizdogon...
     — Łapa i Rogacz..
     — Kłaniają się nisko. — Na te słowa Syriusz wstał razem z Remusem i ukłonili się.
     — I przedstawiają państwu...
     Wszyscy wstrzymali oddech, a Łapa wypiął dumnie pierś, wskazując na niebo.
     — Najpiękniejsze niebo na świecie! — krzyknął i gdy Lupin machnął różdżką, pojawił się usłany z gwiazd złoty napis:

Panowie Lunatyk, Glizdogon,
Łapa i Rogacz,
najlepsi doradcy w robieniu psot,
życzą Harry'emu Potterowi
wszystkiego najlepszego w dniu urodzin!

     Wszyscy wstali i zaczęli klaskać. Harry poczuł ogrom radości w sercu. Jeszcze nigdy w życiu nie otrzymał tak wspaniałych życzeń. Każdy usiadł po chwili na swoje miejsce z pełnym entuzjazmem.
     — Czyli nic się nie zmieniliście! — stwierdził Moody, a wszyscy wybuchli śmiechem.
     Harry nawet nie wiele myślał, czemu Huncwoci umieścili na napisie także Glizdogona. O dziwo właśnie zadano głośno to pytanie.
     — Glizdogon? — zapytał Ron, a wszyscy spojrzeli w jego stronę.
     — Owszem — uratował z opresji młodego Weasley'a Syriusz. — Zszedł na złą drogę, ale to w końcu Huncwot. Wszyscy mamy wspólne wspomnienia. Ah, żebyście jeszcze wiedzieli jakie! — zawołał z radością.
     Sam zdziwił się na to, co powiedział o Peterze. Czyżby czuł w sercu, że chce mu przebaczyć? Nie. Tego nie chciał, ale mówił prawdę. W Hogwarcie był zacnym Huncwotem i teraz dopiero to zrozumiał.
     — No to opowiadaj, Łapciu! — zawołał Lunatyk, puszczając przyjacielowi oko.
     — Od czego by tu zacząć... co powiecie na zaczarowanego kota woźnego?
     Przez gości przeszedł szept, który oznaczał zaciekawienie, więc Black zaczął opowiadać...

     — No nie wiem Rogacz, jak Filch się dowie...
     — Nie pękaj Luniaczku! Nie takie rzeczy robiliśmy przecież.
     — Dobrze mówi! Chociaż nadal jestem za tym, by jej kolor futra także zmienić...
     — A po wszystkim pójdziemy do kuchni?
     Lunatyk, Rogacz i Łapa spojrzeli na trzynastoletniego Glizdogona, który był z lekka przerażony nowym psikusem.
     — Tak, pójdziemy, ale najpierw Pani Norris! — zawołał cicho James i wyszedł na korytarz, a za nim reszta huncwotów.
     Nie minęło dużo czasu, gdy natknęli się na nią przy łazienkach dla dziewczyn. Dla pewności sprawdzili na mapie czy nikt się nie kręcił, i gdy mieli wolne pole ściągnęli z siebie peleryne-niewidkę. Kotka z zainteresowaniem spojrzała na nich i zanim zaczęła wzywać swojego pana, Lunatyk cicho wymamrotał krótką formułkę, celując różdżką w zwierzaka. Ta w okamgnieniu uniosła się w powietrze i pognała w drugą stronę, skąd rozległ się krzyk uczniów. Huncwoci wykonali swoje zadanie i po chwili zniknęli pod peleryną.

     Wszyscy wybuchli śmiechem. Hermiona spojrzała ze współczuciem na Krzywołapa na kolanach Syriusza.
     — Spokojnie Hermiono. Krzywołap to nie Pani Norris — zaśmiał się po czym odłożył kota.
     — Kotka Filcha lewitowała i ścigała wszystkich po całej szkole. Po godzinie ściągnęli któregoś z profesorów, by odczarował ją. No i oczywiście pierwsze podejrzenie to my.
     — Tak, pamiętam ten szlaban... do dzisiaj śnią mi się te puchary — zaśmiał się, a reszta gości razem z Syriuszem.
     — Pamiętam jak zbroje zaczarowaliśmy. Ścigała Ślizgonów przez prawie cały dzień! Nie mogli zdjąć zaklęcia.
     — Albo jeszcze lepiej! — zawołał Syriusz. — Bal Bożonarodzeniowy!

     — Jesteście gotowi, Panowie? — zapytał zawadiacko Syriusz, ukazując huncwocki uśmieszek.
     — Oczywiście Łapciu! — zawołał James, a reszta przytaknęła z determinacją.
     — Tylko jedno pytanie Rogacz. Lily nie będzie zła? — zapytał, przypatrując się przyjacielowi.
     — Wybaczy mi, w końcu to ostatnia klasa! Muszą nas dobrze zapamiętać — oznajmił spokojnie.
     Rogacz poczuł na swoim ramieniu lekkie stukanie. Gdy się odwrócił ujrzał przed sobą piękną, rudowłosą czarownicę.
     — Czy ja dobrze słyszałam, James? — zapytała, unosząc brwi ku górze.
     — O co słyszałaś? — zapytał, posyłając jej całusa w polik.
     — A to, że chcecie, aby stroje uczniów zamieniły się z ich partnerami — odpowiedziała, posyłając złowieszczy uśmieszek w stronę Huncwotów. — Ah, jakie macie szczęście, że jesteśmy w siódmej klasie. W każdym razie nie dajcie się złapać. Będę w pokoju wspólnym — dodała w stronę Jamesa, który puścił jej oczko.
     Pięć minut później wybuchnął kompletny chaos w sali. Najśmieszniejszym widokiem była zamiana Dumbledore'a z McGonagall, a o dziwo sam dyrektor śmiał się.

     Po raz kolejny wszyscy wybuchnęli niepohamowanym śmiechem.
     — Dumbledore w sukience Minerwy! — zawołał głośno, płacząc ze śmiechu Pan Weasley. Jego żona skarciła go sama śmiejąc się przez łzy.
     — Ale że Lily tak po prostu o wszystkim wiedziała i im jeszcze pozwoliła? — zapytała Tonks pełna podziwu.
     — No wiesz... To była siódma klasa. James i Lily byli już razem. Rzadko wtedy robiliśmy psikusy, więc taki jeden większy nam pozwoliła — odpowiedział z uśmiechem Lupin.
     — A jak się uganiał za Lily! — zawołał Syriusz, przywołując kolejne wspomnienie...

     — Evans, umówisz się ze mną? — krzyczał na całą Wielką Salę piętnastoletni James Potter. Ta jednak wywróciła oczami.
     — To będzie ostatnia rzecz jaką zrobię w życiu! — zawołała po czym wstała nie patrząc na roześmiane twarze innych uczniów.
     — To szybciej rób wszystko inne! To przyspieszy naszą randkę!
     Lily parsknęła śmiechem i wyszła za zewnątrz, a za nią pobiegł Rogacz.
     — Daj mi spokój w końcu!
     — Jak się ze mną umówisz — powiedział stanowczo.
     Evans zaczęła się śmiać. Co on sobie myślał?
     — Wybacz mi, Potter, ale śpieszę się.
     — Okej, pozdrów Smarkerusa! — I już miał odejść kiedy mu się nagle coś przypomniało. — Prawie bym zapomniał!
     Podszedł bliżej Lily i zapatrzył się gdzieś w oddali.
     — Widzisz?
     Zdezorientowana Evans odwróciła wzrok w tył i po chwili poczuła muśnięcie na swoim policzku. James szybko się odsunął zanim ta chciała mu przyłożyć w głowę.
     — Oszalałeś?! — krzyknęła.
     — Z miłości do ciebie, Lilka!

     Harry uśmiechnął się. Nie spodziewał się jak bardzo jego ojciec walczył o miłość swojego życia. Miał zamiar na długo zapamiętać wspomnienie Syriusza.
     — Mógłbyś mi pomóc trochę? — zwróciła się do Blacka Molly idąca w stronę domu.
      — Oczywiście! — zawołał i udał się za nią.
     Wszyscy przypatrywali się Harry'emu z uśmiechem. Trochę czuł się onieśmielony, ale jednak dumny ze swoich rodziców. Byli z całą pewnością wspaniałymi ludźmi.
     Po chwili wrócili niosąc piękny bezowy tort z napisem:

Dla Harry'ego w dniu 16. urodzin!

     Każdy wstał i uniósł swoją szklankę śpiewając "Sto lat" oraz "Życzymy, życzymy". Nadszedł czas na ponowne składanie życzeń i znów nastała rozmowa o wspomnieniach z Hogwartu.
     Syriusz wstał z miejsca i spojrzał znacząco na chrześniaka. Ten zrozumiał o co chodzi i razem oddalili się od wszystkich.
     — Chciałem ci dać to osobno, prezent ode mnie — odrzekł, gdy zatrzymali się i wyciągnął z torby, którą miał przy stole duży plik kopert. — Oczywiście to nie jest jakiś wspaniałomyślny podarunek, ale pomyślałem, że te listy będą wiele dla ciebie znaczyć.
     Harry spojrzał z uśmiechem na Syriusza i wziął do rąk prezent. Na pierwszym liście zauważył adres swojej matki.
     — James pisał wiele listów do Lily. Głównie o tym, jak ją kocha. Ona z resztą też. Czasami nawet pisali do siebie już po ślubie dla utrzymania tej tradycji. Piszą w nich także swoje przemyślenia, jak wyglądało ich życie i tak dalej. Ja już czytałem je. Dokładnie w zeszłym tygodniu. Byłem kiedyś w Dolinie Godryka i zabrałem je stamtąd. Zastanawiałem się dwa dni temu przez długi czas, co ci podarować. W końcu wpadłem na pomysł z listami. Zrozumiem, jeśli ci się nie spodoba i...
     — Łapo! To najpiękniejszy prezent jaki dostałem w życiu i drugiego takiego nie będzie! — zawołał po czym przytulił Syriusza. Nie spodziewał się takiego prezentu. Dzięki listom mógł się więcej dowiedzieć o rodzicach!
     Black uśmiechnął się szeroko. Miał rację. Dobry podarunek wybrał dla chrześniaka.
     — Cieszę się, Harry, naprawdę. Wiesz, bardzo jesteś do nich podobny. Nie mówię o wyglądzie, ale o charakterze. Pakujesz się jak James w kłopoty i myślisz rozważnie jak Lily. Ciekawe połączenie — zaśmiał się cicho, przypominając sobie jak bardzo się kochali i spojrzał w górę w gwiazdy. Czy James i Lily widzą ich teraz?
     — Syriuszu... — zaczął powoli Harry, a Łapa spojrzał na niego. — Chciałbym żebyś wiedział, że jesteś wspaniałym ojcem chrzestnym i kocham cię jak ojca, którego nie mogłem poznać. I chcę byś wiedział, że rodzice są z pewnością z ciebie dumni. Wierzysz mi?
     — Wierzę.




Wspomnienia są częścią naszego życia...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Tak, dodaje rozdział o 00.25. Miałam napięty dzień, więc wybaczcie mi i... zapraszam na moją notkę na temat Wielkanocy o TUTAJ :)
Chciałabym życzyć wszystkim pięknych, Błogosławionych i rodzinnych świąt, pełnych radości i miłości!
Wasza Dolce Veneziana ;)

3 komentarze:

  1. Droga Dolce Veneziana!
    Trafiłam tutaj dopiero niedawno, ale już zakochałam się w twoim blogu ♡ Niebyło jakoś sensu pisać komentarzy pod innymi rozdziałami więc komentuję tutaj.
    Rozdział jest naprawdę świetny. Zwłaszcza wspomnienia Syriusza o Lily i Jamesie. I urodziny Harrego! Wszystko idealnie, tylko czy zamiast parchnęła śmiechem nie powinno być parsknęła? Nie wiem, mogę się mylić, ale radzę Ci to sprawdzić ;)
    Jakbyś się nudziła zapraszam na mojego 'wspaniałego' bloga: http://hogwart-jest-moim-nowym-domem.blogspot.com/?m=1
    Pozdrawiam i życzę weny :)
    Nicolette

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację! Wiedziałam, że coś mi nie pasuje z tym słowem.
      Dziękuje Ci bardzo :)

      Usuń
  2. Hej! Przepraszam, że dopiero teraz dodaję komentarz, ale wcześniej nie mogłam :/
    Rozdział jak zwykle super. Wspomnienia świetne, i...wiesz, bardzo mi się podoba Twoja wizja tej historii, Twoje postacie..super.
    Bardzo mnie ciekawi, co z tą misją i przysięgą. Nie mogę się już doczekać!
    Weny!
    ~AnesBlack

    OdpowiedzUsuń