Inspiracja: Youth
Ostatnie dwa tygodnia sierpnia mijały w
błyskawicznym tempie. Dla Syriusza były one pełne pracy w Zakonie, ale i także
radości, bowiem Harry i dzieci państwa Weasley'ów przybyli już dnia
osiemnastego ze względu bezpieczeństwa i na prośbę samego Blacka, który mimo
brakującego czasu stwierdził, że z Grimmlaud Place będzie bliżej na peron 9 i
¾. Jednak był warunek, aby nikt z młodych czarodziejów nie przeszkadzał w pracy
członkom organizacji. I tak oczywiście było: Harry, Ron, Hermiona i Ginny
większość czasu spędzali w pokoju na rozmowach i próbowaniu nowych gadżetów ze
sklepu bliźniaków, Freda i Georga. Łapa kilka razy w ciągu dnia zaglądał do
nich, aby nie czuli się źle. Jednak od paru dni już go nie widywali przez wiele
zleceń dla Zakonu. Zaczęli się ze względu braku odwiedzin Syriusza już
doszczętnie nudzić. U państwa Weasley zawsze mogli porobić cokolwiek na
świeżym powietrzu lub najzwyczajniej w świecie poruszać się swobodnie po
mieszkaniu. Na Grimmlaud Place 12 takie możliwości nie istniały lub zostały po
prostu ograniczone do minimalnych rozmiarów. Ani trochę nie cieszyło to całej
czwórki, ale świadomość, że w samej kwaterze głównej są bezpieczni razem z
bliskimi, napawała ich szczęściem i pewną ulgą, jeśli oczywiście w tych czasach
jeszcze takie określenie istniało.
W końcu nastał dzień, w którym gryfoni
mogli choć trochę się rozerwać. Wyruszyli razem z państwem Weasley na ulicę
Pokątną by dokonać zakupu nowych podręczników szkolnych i innych potrzebnych
przyborów. Dodatkową ochroną okazał się Rebeus Hagrid, który chętnie przystał
na to. Od czerwca Potter nie widział swojego przyjaciela z Hogwartu i był rad,
że mógł z nim właśnie porozmawiać. A nastała na to okazja, gdy wkraczali na
ulicę Pokątną, która wyglądała prawie jak zazwyczaj... No tak, prawie. Wiele
sklepów było zabitych deskami i obwieszonymi plakatami z ministerstwa magii,
które mówiły głównie o zasadach bezpieczeństwa. W dodatku było mało
czarodziejów, a ci zachowywali się niezbyt spokojni.
Harry westchnął cicho. To już nie była ta
sama ulica, na którą pierwszy raz wszedł w wieku jedenastu lat. Podniósł wzrok
na gajowego Hogwartu, który ze smutkiem obserwował go dłuższą chwilę.
— Wiele się pozmieniało, cholibka... —
powiedział cicho. — Nastały mroczne czasy, których od kilkunastu lat nie było.
— Hagrid zauważył jak okularnik powoli kiwa twierdząco głową. — Powiem ci coś w
sekrecie, Harry... — mówiąc to, zniżył głos tak, że Potter musiał znacznie
wytężyć słuch. — Boje się tego, co się może niedługo wydarzyć. Nie wiem jeszcze
co, ale mam złe przeczucia.
Chłopak nic nie odpowiedział, nadal idąc
przed siebie. On także się bał – o rodzinę, przyjaciół, a nawet Dumbledore'a.
Cały czas miał przed oczami poczerniałą dłoń dyrektora Hogwartu. A jego
przyjaciele? No właśnie, p r z y j a c i e l e. Śmierciożercy chętnie, by
im zrobili krzywdę za sam fakt, że są dla Harry'ego ważni. I Syriusz... W tym
momencie poczuł rozchodzący się dreszcz na całym ciele. Łapa był
jeszcze bardziej zagrożony niż Ron i Hermiona. Ci będą w końcu w Hogwarcie,
gdzie dyrektorem jest czarodziej, którego się Voldemort boi, a jego ojciec
chrzestny? Odzyskał publicznie dobre imię, działa w Zakonie Feniksa, wyrusza na
misje... Syriusz mógł się już wielokrotnie otrzeć o śmierć i nie wspomnieć ani
razu o tym. A tak naprawdę nigdy nic nie mówił o nich. Nie wiedział, czy musi
milczeć czy po prostu nie chce swojego chrześniaka martwić. Jednak Harry musiał
przyznać przed samym sobą, że czuł strach. Bał się tak samo jak Hagrid, a może
nawet bardziej.
~***~
Black wszedł pół przytomny do kwatery
głównej. Opadał z sił i nie miał zamiaru jeszcze tego dnia się gdziekolwiek
wybierać.
Nie zamieniając z nikim słowa poszedł na
górę do swojego pokoju. Zatrzasnął za sobą drzwi i natychmiast rzucił się na
łóżko marząc, by szybko zasnąć i już się nie budzić w tych strasznych czasach,
gdzie śmierciożercy mordują niewinnych ludzi... Miał powoli dość widoku
martwych rodzin od zaklęć niewybaczalnych. Dziś rano po raz kolejny
przeszukiwał dom zamordowanych z nadzieją, że odnajdzie jakieś ślady,
wskazówki, cokolwiek... Niestety jedyne co zastał to martwą brunetkę, jej męża
oraz w innym pomieszczeniu dwie małe dziewczynki, które z pewnością są ich
dziećmi, a raczej były. No i oczywiście zaszczycił swoją obecnością na kilka
sekund uciekający śmierciożerca. Jednak nim Black zdążył zareagować ten
teleportował się, zostawiając obitego huncwota na podłodze.
Syriusz bał się każdego dnia otworzyć
oczy, bo mógł to być ostatni raz lub też usłyszałby o śmierci kogoś z jego
bliskich. Chciał, aby rządy Voldemorta się zakończyły, ale to był tylko
początek końca. Czego? Tego, co właśnie przeminęło, czyli pokój, szczęście i
bezpieczeństwo. Teraz był tylko strach i wojna. Ile to wszystko jeszcze miało
potrwać?
Przewrócił się na drugi bok, nie myśląc
już o niczym innym. Czuł jak powieki robią się coraz cięższe i jak powoli
wpadał w błogi sen Morfeusza, gdy zaczął słyszeć kroki, zbliżające się do jego
pokoju.
Po chwili ktoś otworzył głośno drzwi, a
Syriusz, nie podnosząc się z łóżka i nie otwierając oczów, zawołał:
— Kimkolwiek jesteś: wyjdź i zamknij cicho
za sobą drzwi z łaski swojej!
Jednak nic takiego się nie wydarzyło, a
niespodziewany gość zaśmiał się cicho. Black zaczął się denerwować. ,, Jak się
nie prześpię to zaraz zwariuję...'' – pomyślał, przeklinając cicho niechcianego
przybysza i poprawiając się na swoim miejscu spoczynku.
— Też się cieszę, że cię widzę — odrzekł,
podchodząc do Łapy. — Wybacz, ale nie możesz teraz spać. Hagrid, który jest
dodatkową ochroną na ulicy Pokątnej musi wracać do Hogwartu, a nikt inny nie
jest wolny, prócz ciebie oczywiście. — Ostatnie słowa podkreślił, krzyżując
ręce na klatce piersiowej.
— Luniaczku, nie wkurzaj mnie nawet. Ty
idź za mnie, a ja może w końcu od kilku dni prześpię się — mówiąc to, spojrzał
na Lupina, który nie miał zamiaru się poddać prośbami przyjaciela. Syriuszowi
zrobiło się momentalnie trochę głupio, ponieważ ujrzał, że on także jest
wyczerpany misjami i poczuł wyrzuty sumienia. Nie mógł myśleć tylko o sobie. To
było egoistyczne zachowanie.
— Przepraszam. Sam potrzebujesz spoczynku,
a może bardziej niż ja. — powiedział ze współczuciem, przyglądając się
dokładniej przyjacielowi, a raczej jego bliznom na szyi, które nosił od
feralnego dnia w ministerstwie.
— Wybaczam! — zaśmiał się, widząc niepokój
na twarzy Łapy. — Chętnie bym tam poszedł, ale zaraz wyruszam na następne
zadanie. Wpadłem tylko coś zjeść. Kingsley miał ci to powiedzieć, ale uznał, że
ja to zrobię lepiej. — Uśmiechnął się, otwierając drzwi i nim przekroczył próg,
rzucił przez ramię: — Pośpiesz się.
Black westchnął ciężko i usiadł. Mimo
ogromnego zmęczenia chciał chronić chrześniaka i jego przyjaciół. A dodatkowo
odciążyć z obowiązków Lunatyka. Nim zdążył wstać, ujrzał na krótką chwilę
wychyloną głowę przyjaciela w drzwiach.
— A, i jeszcze jedno. Zrób porządek ze
swoją twarzą.
Uśmiechnął się z otuchą i momentalnie
zniknął. Syriusz zmarszczył brwi, dotykając swojej twarzy, na której wciąż była
zaschnięta krew z porannej wizyty u zamordowanej rodziny. Udał się pośpiesznie
do łazienki i spojrzał w lustro – wyglądał okropnie. Jego twarz miała ogromnie
widoczne ślady zmęczenia, siniaka pod lewym okiem i krew z niewielkiej rany z
czoła i wargi. Nie dysponował czasem na doprowadzanie się do
porządku, więc obmył się pośpiesznie, pozbywając się krwi, i zszedł na dół.
Gdy przekroczył próg kuchni, ujrzał kilku
członków Zakonu, jedzących skąpy posiłek. Niektórzy mijali z prędkością
błyskawicy Blacka, udając się do wyjścia lub z zamiarem posilenia się. Wszyscy byli
przemęczeni i teraz rozumiał, dlaczego Harry i reszta jego przyjaciół miała nie
przeszkadzać nikomu i nie włóczyć się po domu. Zdecydowanie rzadko tu bywał
przez ostatni czas, by dostrzec co się dokładnie dzieje. Kiedy tu jednak już
był, w biegu jadł i odwiedzał gryfonów na górze, a od czasu do czasu po drodze
rozmawiał z kimś krótko o jego następnym zadaniu lub po prostu relacjonował je.
Można powiedzieć, że żył w nieustannym biegu. Żałował jednak, że akurat dzisiaj
miał wyjść w publiczne miejsce. Tak źle wyglądał, że wolałby zaszyć się na
tydzień w swoim pokoju i nie wychodzić z niego. Mimo tego też cieszył się z
jednej strony, ponieważ ostatni raz widział się z chrześniakiem cztery dni
temu. Mógł w końcu porozmawiać z nim.
Ktoś przypadkiem szturchnął Łape i ten
natychmiast powrócił do rzeczywistości. Już nie myśląc za wiele, podszedł do
blatu i chwycił dwa tosty, popijając szklanką wody. Był w stu procentach pewny,
że porządnie schudł przez ostatnie dni.
Po chwili podszedł do niego Bill Weasley,
który wziął ostatniego tosta z dżemem. Uśmiechnął się lekko do Blacka, a ten
odwzajemnił uśmiech.
— Nie ciekawie zacząłeś dzień —
stwierdził, przyglądając się jego twarzy. — Powinieneś się przespać.
Syriusz wywrócił oczami. ,, No co ty nie powiesz...''.
— Niestety muszę teraz udać się na ulicę
Pokątną. Hagrid wraca już do Hogwartu. — Odparł, biorąc ostatni łyk wody i
odchodząc. Cieszył się na spotkanie z Harrym, a zarazem miał ochotę do niego
nie iść. ,, No to pięknie, Black.'' pomyślał, przeklinając się w duchu.
— A jak ci dzisiaj poszło? — zawołał Bill,
opierając się o blat kuchenny.
Syriusz posłał mu zrezygnowane spojrzenie
i wyszedł. Było jak zawsze, czyli za każdym razem zamordowana rodzina i żadnych
śladów po śmierciożercach. Prawie...
Będąc na zewnątrz teleportował się pod
Dziurawy kocioł i wszedł do środka. Lokal był prawie pusty, co wcale Łapy nie
dziwiło. Bez słowa minął starego barmana, Toma, i już po chwili znajdował
się na prawie opustoszonej ulicy Pokątnej. Nie zastanawiając się nad tym,
zaczął iść przed siebie i myśląc, gdzie państwo Weasley z dziećmi mogliby
pójść. Nie zajęło mu to dużo czasu. Od razu pomyślał o sklepie Magicznych
Dowcipów Weasley'ów. Pani Weasley wczoraj późnym wieczorem wspominała, że
odwiedzą Freda i George. Dziękując w duchu, że zapamiętał słowa Molly,
uśmiechnął się i przyśpieszył chód.
Po kilku minutach znalazł się pod sklepem
bliźniaków i momentalnie wybuchnął niepochamowanym śmiechem, widząc płonące
żółcią napisy na tle ogromnego, fioletowego plakatu:
CZEMU CIĘ MARTWI
SAM-WIESZ-KTO?
ZATROSZCZ SIĘ LEPIEJ
O Q-PY-BLOK --
POWSZECHNE ZATWARDZENIE
ŚCISKAJĄCE SIEDZENIE
Black wytarł łzy i zaczął się uspokajać.
Bawiła go przy tym myśl, co mógłby przypadkowy czarodziej o nim pomyśleć –
uniewinniony, mniemany morderca, Syriusz Black, wyglądający jak ostatnie siedem
nieszczęść z obitą twarzą, a w dodatku śmiejącym się, co do złudzenia
przypominało szczekanie psa. Powstrzymał się od ponownego śmiechu, idąc wolnym
chodem do wejścia sklepu. Był dumny, że bliźniacy Weasley'owie są godnymi
następcami huncwotów.
Już miał chwycić za klamkę, gdy drzwi
nagle otworzyła zdenerwowana Molly Weasley, która przypadkiem uderzyła nimi
Blacka w twarz. Ten cofnął się szybko do tyłu, czując, że będzie do wieczora
wyglądać jeszcze gorzej. Z kolei pani Weasley przestraszyła się nagłym widokiem
Łapy. Podeszła do niego, nie zważając na jego łzy z bólu.
— Dobrze, że jesteś! Dzieci zniknęły! —
zawołała rozpaczliwie, potrząsając prawe ramię Syriusza. — Nie ma ich w
sklepie, więc pomyślałam, że może są przed nim. A teraz...
— Molly! Po pierwsze, puść moje ramię —
odparł, a ta z zaskoczeniem wykonała polecenie. — Dziękuje. Po drugie, jesteś
pewna, że ich tam nie ma? Widzę, że w środku jest wiele osób. — Przyjrzał się
dokładnie wszystkim, szukając pośród nich kruczoczarne włosy Harry'ego.
— Nie ma ich tam! Przecież ci mówię! —
zawołała spanikowana, ponownie potrząsając ramieniem Łapy. Ten jednak wyrwał
się i zaczął rozglądać się wokół siebie, nie zwracając uwagi na oburzenie i
narzekania pani Weasley. Po chwili Black zauważył jakby przez moment... idący
but? Na dodatek zmierzał z pewnością w ich stronę. Przeniósł z powrotem wzrok
na Molly, udając, że ją słucha. Tak naprawdę kątem oka przyglądał się drzwiom
wejściowym do sklepu. Nagle same się otworzyły i ujrzał zdziwione twarze
czarodziejów ze sklepu jakby... ktoś niewidzialny ich minął! Bingo, Black już
wiedział gdzie są. Uśmiechnął się dyskretnie, wpatrując się w swoje buty i
spojrzał nagle na pulchną kobietę, która nadal coś mówiła do Syriusza, czy Bóg
jeden wie do kogo.
— Skończyłaś? — przerwał jej, unosząc
jedną brew do góry. Widział, że jej usta już miały się ponownie otworzyć, ale
Syriusz do tego nie dopuścił. — Pozwól, że sam sprawdzę, czy faktycznie nie ma
ich w sklepie, a ty tu poczekaj chwilę. Jeśli się mylę to mogą zaraz się
pokazać na ulicy. — Powiedział i nie czekając na odpowiedź, minął oburzoną
kobietę, wchodząc do środka. Po drodze zauważył wiele wynalazków bliźniaków
i momentalnie pomyślał: ,,Tak, prawdziwi następcy huncwotów.''
Nie zwracając uwagi na złych klientów,
których trącał Black, szedł na przód, szukając zaplecza. Był prawie pewny tego,
że tam ich znajdzie i nie minęło wiele czasu, gdy tam się dotarł.
Ustał przy otwartych drzwiach, nasłuchując
rozmowę przyjaciół. Tak jak myślał – wymknęli się pod peleryną-niewidką.
—
Myślicie, że nam uwierzą jak powiemy, że cały czas tu byliśmy? — zapytała
Hermiona z obawą.
— Na szczęście nie mają żadnych dowodów,
że opuściliśmy sklep — odparł z ulgą Ron.
Syriusz uśmiechnął się sam do siebie.
Ciekawiło go, ile jeszcze mają zamiar siedzieć spokojnie w tym zapleczu. Jednak
odpowiedź sama przyszła, gdy Harry otworzył drzwi i o mały włos nie
wrzasnął na widok swojego ojca chrzestnego.
— Aż tak źle wyglądam? — zapytał z
rozbawieniem, ale gryfonom do śmiechu nie było. Zastanawiali się w tym
momencie, ile Syriusz podsłuchał pod drzwiami. Harry nie chciał mieć przed nim
tajemnic, ale wolał na razie nie wspominać o swoich podejrzeniach co do
Malfoy'a.
Black widząc ich zmieszanie, zaśmiał się
głośno. Jego najwyraźniej ta sytuacja bardziej bawiła niż przerażała jak Molly
Weasley.
— No dobra, a teraz na poważnie. I uwaga,
mówi wam to doświadczony huncwot! — rzekł z udawaną powagą i pojął dalej,
bacznie obserwując każdego po kolei i ściszając głos. — Następnym razem
bardziej uważajcie, bo nie tylko ja mogłem zauważyć but Harry'ego i same
otwierające się drzwi — uniósł brwi ku górze, puszczając im oczko, a reszta
wybuchnęła śmiechem. Poczuli ulgę, bo najwyraźniej Syriusz dopiero musiał
przyjść. — A teraz chodźcie, wracamy. Wszyscy sobie włosy rwą przez wasze
zniknięcie.
Nie czekając na ich reakcje, Syriusz
ruszył do wyjścia sklepu, gdzie byli tam już państwo Weasley razem z Ginny. Gdy
ujrzała Blacka jak wraca z Harrym, Ronem i Hermioną, o mało co nie krzyknęła.
Pytanie tutaj nasuwało się tylko jedno – ze złości na Łape czy z
niedowierzania? W każdym razie nie owijając w bawełnę, od razu zaczęła zadawać
im setki pytań, a Artur Weasley wzruszył tylko ramionami, pokazując Syriuszowi,
że także nie rozumie irytacji swojej żony.
— Mamo, przecież cały czas byliśmy w tym
sklepie! — zawołał Ron, patrząc z nadzieją na Syriusza. Ten jednak nie odezwał
się słowem, a tylko zmarszczył brwi. W tej chwili młodzi czarodzieje obawiali
się najgorszego. Black musiał się odezwać, ponieważ Molly
Weasley zauważyła wzrok swojego syna, wędrujący to na nią to na huncwota.
— Oczywiście, że ich nie było w sklepie,
Molly! — powiedział prosto z mostu, a reszta wstrzymała oddech. — Ale w tym
momencie, zauważ. Znalazłem ich na zapleczu. Zmęczyli się chodzeniem i oglądaniem
dzieł Freda i Georga. — Odparł w zupełnym spokoju, a pani Weasley po chwili
namysłu rozpogodziła się. Nie chciała dawać za wygraną, ale też wiedziała, że
nie mając żadnych dowodów nic nie wskóra.
Gdy odwróciła wzrok, Harry mógłby
przysiąc, że Łapa puścił oczko całej trójce.
~***~
Wszelkie nadzieje Blacka na sen, gdy wróci
z powrotem na Grimmlaud Place 12, zostały rozwiane. Gdy tylko wszedli do środka
kwatery głównej został poinformowany, że za pięć minut odbędzie się narada.
Jęknął tylko cicho, co nie uszło uwadze reszty, z którymi właśnie wrócił.
— Jeśli chcesz to odpocznij. Później
przekaże ci co było. — Zaproponował Artur Weasley, kierując się powoli do
kuchni. Syriusz jednak nie miał zamiaru omijać żadnych zebrań i odpoczywać, gdy
inni byli równie pół żywi jak on sam. Pokiwał przecząco głową, lekko się
uśmiechając.
— Odpocznę w trumnie, jak mówią mugole —
zaśmiał się, nie zauważając zmartwionego wyrazu twarzy Harry'ego.
Dopiero w tym momencie Potter przyjrzał
się swojemu ojcu chrzestnemu: wyraźnie schudł i zbladł, a jego twarz wyglądała
jakby się od miesiąca dopraszała snu, już nie wspominając o rozcięciach i
siniakach na niej. Westchnął cicho, czując poczucie winy. Wiele razy
zastanawiał się dlaczego Syriusz nie miał ani chwili czasu na rozmowę. Często
tylko zaglądał do środka w ciągu ostatnich czterech dni. Teraz, widząc stan
Syriusza, poczuł ukłucie w sercu. Pragnął, aby Łapa posłuchał pana Weasley'a i
odpoczął, jednak wiedział doskonale, że jego ojciec chrzestny jest nieugięty i
łatwo się nie poddaje – jeśli w ogóle kiedykolwiek się poddał, pomyślał,
przypominając sobie ile przeszedł.
Wyrwał się z rozmyśleń, widząc, że Syriusz
oddala się w kierunku kuchni razem z panem Weasley'em. Nie wiele myśląc, minął
wszystkich i chwycił swojego ojca chrzestnego za ramię. Black odwrócił się
trochę zaskoczony.
— Zaraz przyjdę, zajmij mi miejsce —
powiedział do Artura po czym zwrócił się do chrześniaka. — Nie, nie powiem
nikomu o waszej 'ucieczce', ale nie odpuszczę wam tak łatwo. Zaraz po zebraniu
opowiesz mi gdzie byliście, co tam robiliście i dlaczego. Przymknąłem na to
oko, ale wiedz, że to było lekkomyślne zachowanie — zrobił na chwilę przerwę,
ukazując troskę na twarzy. — Teraz nie jest bezpiecznie, Harry. Nie wiadomo, co
by mogło wam się stać. Kryję was tylko dlatego, byście nie mieli wykładu od
mamy Rona, a sam wiesz, że by nie odpuściła.
Ukazał lekki uśmiech, a Harry go
odwzajemnił. Rozumiał o co chodzi Syriuszowi i skarcił się w duchu, że kolejny
raz ryzykował. Nie powiedziałby tego Łapie, ponieważ znał jego odpowiedź – że
jest jak jego ojciec, James, który wiecznie ryzykował i pakował się w kłopoty.
Czuł, że jego ojciec chrzestny inaczej go traktuje niż wcześniej, można
powiedzieć jak 'Harry'ego', a nie jego zmarłego ojca.
Black miał już odejść, ale Potter ponownie
go zatrzymał.
— Dziękuje i przepraszam. To się nie
powtórzy — dodał, by upewnić huncwota co do jego intencji. Ten już miał
odpowiedzieć, kiedy Moody ukazał się na chwilę w progu:
—
Syriusz, zebranie zaraz się zacznie — zawołał i zniknął za drzwiami. Chłopak
postanowił powiedzieć co chciał, nie bacząc na odwracającego się po raz
kolejny Blacka. Łapa chciał już naprawdę odejść i iść na tą naradę i jak
najszybciej zasnąć. Jednak czuł w sercu, że Harry tak łatwo nie odpuści.
— Nie idź tam. — Odrzekł krótko, a Syriusz
ze zdziwieniem z powrotem się odwrócił do chrześniaka. Dlaczego Harry chce, aby
nie brał udziału w zebraniu? Miał rację – nie odpuszczał.
— Coś się stało? — zapytał, wpatrując się
w zielone tęczówki przed sobą i starając, by jego własny głos zabrzmiał
spokojnie.
— Głównie po to cię zatrzymałem. Pan
Weasley ma rację, odpuść tę naradę i idź odpocząć. Powinieneś... — Jednak
nie skończył, bo Syriusz słysząc jego słowa tylko uśmiechnął się i pokręcił
głową, natychmiast przerywając mu.
— Powinienem tam już być i działać. Czuję
się dobrze, pomimo, iż wygląd temu przeczy. — Dodał, widząc, że chłopak chciał
już protestować, po czym zaczął mówić dalej. — Fakt, od niedawna tylko
przelotnie zaglądam do was, bo mam wiele pracy, czemu zaprzeczyć nie mogę. Z
resztą wszyscy chodzą niczym bezwładne kukły, którymi kierują nasze intencje o
zniszczeniu zła z tego świata. No i dlatego też macie głównie przebywać w
swoich pokojach. Tutaj jesteście bezpieczniejsi mimo wszystko. W każdym razie
nie martw się o mnie, nie jestem umierający tylko po prostu zmęczony. — Uśmiechnął
się i spojrzał w stronę kuchni, gdzie z jednego miejsca Artur Weasley machał,
by w końcu przyszedł, wskazując wolne krzesło obok siebie. — A teraz idź na
górę. Zaraz po naradzie przyjdę do was.
Z tymi słowami zostawił chrześniaka w
holu, a sam pośpiesznie usiadł obok rudego mężczyzny. Miał dobre wyczucie
czasu, ponieważ w tym momencie rozpoczynało się zebranie. Spojrzał tylko
jeszcze raz na miejsce, gdzie chwile temu rozmawiał z chrześniakiem, którego
już tam nie było. Przestał dopuszczać do siebie już jakiekolwiek myśli, by
skupić się na słowach Albusa Dumbledore.
Starzec miał tego dnia na sobie purpurową
szatę, a poza nią nic się nie zmieniło. W dalszym ciągu miał długą, srebrną
brodę do pasa i okulary-połówki na nosie. Poprawił się na miejscu tak, aby
widzieć twarze wszystkich zebranych, po czym podjął temat. Black w tym momencie
zauważył, że nie ma jego przyjaciela, Lunatyka.
— Witajcie! Cieszę się, że wszyscy
jesteśmy w komplecie. No, prawie wszyscy. Remus Lupin powinien niedługo do nas
dołączyć. W każdym razie chciałbym, abyście zdali wszystkim relację o waszych
poczynaniach — mówiąc to wskazał na pierwszą osobę po jego lewej stronie, czyli
Kingsley'a.
— Albusie, członkowie Zakonu Feniksa,
ostatnio, jak mi zlecono, byłem na przeszpiegach w ministerstwie. Otóż
dowiedziałem się, że Rufus Scrimgeour, krótko mówiąc, gra dość nieczysto. Ma
swojego szpiega, Johna Dawlish'a, który ma śledzić ciebie, Albusie i nasze
poczynania. Dowiedziałem się, że planują schwytać śmierciożercę. Jednak nie
wiem, przynajmniej na razie, kogo. Jestem jednak wręcz pewny, że chcą, aby
społeczeństwo myślało, że ministerstwo działa jak najlepiej, gdzie oczywiście
tak nie jest.
Momentalnie kilka osób zaczęło wyrażać
swoje zdanie na ten temat, a na pewno najgłośniej wszyscy, którzy byli zgodni z
tym, że minister planuje przekręt ze schwytaniem śmierciożercy. Syriusz jednak
wybuchnął śmiechem, a wszyscy momentalnie na niego spojrzeli. Oczywiście Snape,
którego nie zabrakło, patrzył na Łape z istną pogardą, jakby myślał, że Black
się popisuje.
— Przepraszam, ale wręcz śmieszy mnie
zachowanie ministerstwa! Nie mogę pojąć tego, że zrobią wszystko, WSZYSTKO, aby
cały świat magii im uwierzył. Uważam, że nie chcą wzbudzać żadnej paniki, a tak
naprawdę zatajają wiele faktów.
— Co masz na myśli? — zapytał z
ciekawością Dumbledore, który przybliżył się bardziej do stołu.
— Po raz kolejny byłem dzisiaj w domu,
gdzie niewinna rodzina została zamordowana. I powiem szczerze – dość
naoglądałem się martwych ciał, by sądzić, że ministerstwo wielu informacji nie
podaje lub przekręca. Przykładowo, wczoraj byłem w pięciu domach, gdzie
zamordowano oczywiście wszystkich. Jedna z tych rodzin to byli Collins'owie...
— Mówisz o Emily Collins? — przerwał mu
Artur Weasley, przyglądając się w niedowierzaniu. Syriusz westchnął, bowiem
znał bardzo dobrze Emily. To była w końcu najlepsza przyjaciółka Lily. Sam,
widząc jej martwe ciało w salonie, o mało nie stracił przytomności. Myślał, że
wyjechała ona na dobre za granicę. Nie wiedział jednak, że po śmierci Potterów
wróciła do Anglii.
— Tak, mówię o Emily i jej rodzinie. Dziś
z rana, zaraz przed zadaniem, przechodziłem obok grupki czarodziejów przy
Dziurawym kotle i podsłuchałem jak mówili o rodzinie Collins. Byli święcie
przekonani, podobno z samego ministerstwa, że Emily dzień wcześniej wraz z
rodziną wyjechała, bo podobno "otrzymała bardzo dobrą prace w jakimś
departamencie". No więc jak widzicie, ja bym nie ufał ani trochę ministerstwu.
Jakby nigdy nic zataili informację o morderstwie jednej ze znanych rodzin.
— Znanych? — zapytał jeden z obcych dla
Syriusza osób. Zmierzył go kątek oka, nie przypominając go sobie wcześniej.
Wyglądał na wysokiego posturą i dobrze zbudowanego. Miał brązowe, gęste włosy
prawie do ramion i błękitne oczy.
— A kim ty...
— Taylor Wert. Jestem od niedawna —
odparł, ignorując zaskoczenie Blacka. — W każdym razie, na pewno była znaną
osobą? Wybacz, ale ja akurat nie kojarzę.
Black ponownie zrobił zaskoczony wyraz
twarzy, bowiem ciężko było nie znać Em.
— Emily Collins pochodziła z bardzo
bogatej rodziny o czystej krwi. Jej ojciec był znanym aurorem, nazywał się
Percival Graves — odparł, powstrzymując się od wywrócenia oczami.
Taylor przez chwilę się zastanawiał nad
tym, co powiedział Black, po czym podniósł palec wskazujący lewej ręki na znak,
iż coś mu się przypomniało.
— Ano tak, Graves! Ten, który pochodził z
Ameryki, a jego córka chodziła do Hogwartu?
— Owszem, ten Graves. — Zwrócił ze
znudzeniem wzrok na Albusa. Nie miał ochoty rozpamiętywać o tej pięknej
gryfone, o blond włosach i błękitnych oczach, ciągle uśmiechającej się w stronę
Lily. Nie spodziewał się jej spotkać, a przynajmniej nie w takich
okolicznościach — Dumbledore, jest
coraz więcej morderstw, a ministerstwo nie działa jak należy. Aby temu zapobiec
musielibyśmy obstawić ochroną każdy dom w Anglii, co jest oczywiście nie
możliwe. Po raz kolejny dzisiaj nie natknąłem się na żadne ślady
śmierciożerców, zupełnie na nic.
Skłamał. Natknął się na jednego przez
ułamek sekundy. Jednak Łapa nie miał zamiaru tego wspominać. A kiedy skończył
mówić, w tej chwili wszedł do środka jego przyjaciel, Lunatyk. Z daleka było
widać, że się śpieszył.
— Wybaczcie za spóźnienie. Starałem się
być jak najszybciej — odparł, oddychając głęboko. Wyczarował sobie krzesło obok
Syriusza i ciężko opadł na nie. Nerwowo przetarł spoconą twarz dłonią. Widać,
nie tylko Syriusz ma gorszy dzień.
— Nic się nie stało, Remusie — uśmiechnął
się, po czym z powrotem spojrzał na Syriusza. — Ja także znałem pannę Collins.
Była wspaniałą czarownicą...
Lunatyk miał już się odezwać, ale Łapa
spojrzał na niego znacząco, mówiąc cicho: ,,Później''. Ten pokiwał lekko głową
z zakłopotaniem. Ta informacja z pewnością go zasmuci.
— ... a jeśli chodzi o ministerstwo to
myślę, że Syriusz ma rację. Scrimgeour zataja wiele faktów. Co do Dawlish'a też
muszę się zgodzić, więc należy mieć go na uwadze...
— Albusie — przerwał wypowiedź dyrektora
Alastor Moody. — Tak się składa, że ofiara, u której akurat Black nie był,
zostawiła pewien ślad. Widocznie śmierciożercy byli pewni, że ją wykończyli,
zaklęciem Cruciatus tak sądzę, a w każdym razie byli w błędzie. Byłem tam
osobiście wczoraj w południe i zauważyłem, że owa kobieta, która nazywała się
Lindsey McKallen, zdążyła się skontaktować z rodziną telefonicznie, dokładnie
ze swoją siostrą, Alice Weathers. Z pewnością przekazała jej ważne i cenne dla
nas informacje. Jestem właśnie w trakcie ustalenia adresu jej rodziny. Jeśli
śmierciożercy dowiedzą się o tym...
— ... to będą chcieli zabić ją i jej
rodzinę — skończył za niego Artur Weasley.
— W takim razie musimy odnaleźć ich. Wiem
Alastorze, że masz wiele pracy w ministerstwie. Znajdziesz kogoś, kto zająłby
się tym zadaniem? — zapytał Albus, wertując po kolei każdego członka zakonu.
Jednak Moody już wcześniej wybrał osoby do tej misji.
— Tak się składa, że już jedną dwójkę
wypatrzyłem i byłbym rad, gdyby się zgodzili — odparł Moody, poprawiając się na
krześle, a dyrektor Hogwartu przyjrzał mu się z zaciekawieniem.
— O kim mówisz?
Szalonooki natychmiast spojrzał w stronę
Blacka i Lupina.
~***~
Pomimo wielu protestów Severusa – gdzie
nie mogło się odbyć bez złośliwych komentarzy głównie pod nazwiskiem Blacka i
oczywiście, jak zazwyczaj, kłótni – Syriusz i Remus zostali zobowiązani
do wykonania zadania, gdy tylko Moody będzie znać adres. Sam dyrektor zgodził
się, tym bardziej jak Lunatyk mówił, że "inne" zadanie dla odmiany by
mu się przydało.
Reszta narady trwała do późnego wieczora,
więc Syriusz stwierdził, że nie będzie budzić chrześniaka, który z pewnością
już spał. Jednak chciał na chwilę do niego zajrzeć, bo co jak co, ale trochę
wątpił, by nie czekał na koniec zebrania. Przynajmniej pamiętał jak jego
ojciec, James, w sprawach ważnych potrafił nie zmrużyć oka przez całą noc, a
najwyraźniej dla Harry'ego rozmowa z Syriuszem była ważna.
Wcześniej pożegnał wszystkich członków,
którzy wracali do swoich domów. Kątem oka Black zauważył, że Snape zawzięcie
rozmawia z Dumbledorem. Widocznie Severus nie był zachwycony słowami dyrektora,
ponieważ jak poparzony opuścił dom, a zaraz po nim drugi rozmówca, ukazując
szczery uśmiech w stronę Łapy. Po kilku minutach on, Remus i Artur zostali sami
w kuchni.
— No więc co z Emily? — zapytał prawie
natychmiast Lupin ze zdenerwowaniem. Black westchnął i spojrzał smutno na
Artura, który zrobił wszystkim po kubku herbaty.
— Wczoraj odnalazłem jej ciało. Okazało
się, że po śmierci Lily i Jamesa wprowadzili się do Anglii. Leżała obok
jakiegoś mężczyzny, który z pewnością był jej mężem, a na górze znalazłem ciało
jej syna — powiedział cicho, patrząc ze współczuciem na Remusa. On i Emily byli
ze sobą blisko, ale tylko i wyłącznie jako przyjaciele. Skłamałby mówiąc, że
nie będzie przeżywać jej śmierci. Syriusz też zapewne by był w tym samym
stanie, ale jednak on nie był tak blisko z Collins. Wiedział doskonale, co to
znaczy przeżywać śmierć przyjaciół, bo każdego dnia to robił.
W skrócie Artur i Syriusz streścili
Remusowi część, na której nie był obecny. Black zaraz po tym wstał i objął
bratersko Lunatyka, po czym opuścił ich, mówiąc, że chce zajrzeć jeszcze do
Harry'ego.
Wszedł w półmroku schodami na górę, zastanawiając
się, dlaczego Emily nie dała żadnego znaku życia. W końcu wiedziała, że Remus
jest w Londynie, a mimo to przez tyle lat się z nim nie skontaktowała. Syriusz
po raz kolejny, wręcz monotonie, powtórzył zdanie, które stawało się powoli
jego mantrą: ,,Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi...''
Kiedy ustał pod drzwiami pokoju, w którym
spali chłopcy, uchylił je i zajrzał do środka. Ronald Weasley wyraźnie chrapał,
więc nie było żadnych wątpliwości, że spał. Przeniósł wzrok na chrześniaka,
który dziwnie cicho leżał. Gdy podszedł, ten uniósł głowę nad poduszkę. No tak,
czekał na koniec narady.
Syriusz gestem ręki przywołał go z łóżka i
wyszli razem w ciszy na korytarz po czym udali się do pokoju Łapy. Gdy zapalił
światło, oczom Pottera ukazał się widok ścian oblepionych plakatami motocykli,
mugolskich dziewczyn oraz wiele innych zdjęć, nawiązujących do domu Godryka
Gryffindora. Wśród całego zgiełku na ścianach, zauważył starą fotografię, na
której uśmiechało się szeroko czterech huncwotów.
— Nie pytaj mnie, z której klasy to
zdjęcie. Zgaduję, że siódma, choć mogę się mylić — odrzekł Syriusz, siadając na
łóżko, a po chwili Harry usiadł obok niego. Nie mógł przestać patrzyć na
wystrój pokoju Syriusza.
— Jak ci mówiłem wcześniej jestem tak
zwanym zdrajcą krwi w rodzinie Blacków. Uprzykrzali mi życie, dosłownie. Jednak
ja nie pozostałem im dłużny. Już jako dwunastolatek obkleiłem pokój. Tylko w
ten sposób można było tu wytrzymać — zaśmiał się, spoglądając na wszystkie
strony. Źle wspominał czasy spędzone na Grimmlaud Place, ale jednak momentami
mógł szczerze sobie gratulować zirytowania swojej 'rodziny'.
— Syriuszu, przepraszam — zaczął Harry,
ukazując troskę na twarzy. — Po prostu martwię się o ciebie. Nie będę kłamać,
ale źle wyglądasz.
— Wiedziałem, że przestraszyłeś się mojego
wyglądu! — zawołał, po czym oboje wybuchnęli śmiechem. Harry nie mógł
zaprzeczyć, że tylko samą osobą Syriusza się wystraszył, bo jednak jego twarz
też zrobiła swoje.
Gryfon postanowił, że nie będzie zatajać,
gdzie był razem z Ronem i Hermioną w południe, więc po chwili wszystko
opowiedział Łapie ze szczegółami, począwszy od wizyty u madame Malkin, a
kończąc na ich spotkaniu w sklepie u Weasley'ów. Syriusz nie krył zaskoczenia
co do podejrzeń Draco, który według Harry'ego miał mroczny znak. Jednak jego
zainteresowanie nieznanym przedmiotem u Borgina & Burkesa go zaintrygowało.
Momentalnie przypomniała mu się podsłuchana rozmowa w Dziurawym kotle. Młodzi
czarodzieje z pewnością dobrze usłyszeli co mówił Malfoy, jednak żałował, że
nie wiedzieli o czym. Westchnął cicho wiedząc, że nie może pisnąć ani słowem
Harry'emu. Bardzo chciał się podzielić z nim podejrzeniami co do Draco, jednak
nie mógł tego zrobić. Złożył wieczystą przysięgę Dumbledore'owi i musiał
dotrzymać danego słowa.
— Myślę, że Zakon powinien się dowiedzieć
o tym. Porozmawiam o tym z Dumbledorem — obiecał, ukazując pocieszający, a
zarazem przepraszający uśmiech w stronę chrześniaka.
— Mam prośbę — zaczął, a Black kiwnięciem
głowy zachęcił go, by mówił. — Mógłbyś poprosić pana Weasley'a, aby przeszukali
dom Malfoy'ów?
—
Jasne, jednak wiedz, że już to niedawno zrobili i nic nie odnaleźli...
— Coś mogli przeoczyć. Tak myślę —
przerwał mu zdeterminowany chłopak. Black uśmiechnął się szeroko; był równie
uparty jak James, choć czy Lily taka nie była?
Przez chwilę siedzieli w ciszy. Oboje
wiedzieli, że znów mogą się jutro nie zobaczyć. Harry postanowił więc
wykorzystać czas, który aktualnie posiadał. Zaczęli więc rozmawiać dosłownie o
wszystkim. O gadżetach Freda i Georga, ostatnich dniach, także tych spędzonych
w Norze oraz o listach, które otrzymał od Łapy. Chętnie wspominali ich treści.
Jego ojciec, James, ujął w pewnym liście temat o Quidditchu. I wtedy,
przypomniało się Harry'emu nagle coś, o czym zapomniał powiedzieć ojcu
chrzestnemu na urodzinach.
— Prawie bym zapomniał! — zaczął, śmiejąc
się. — Pokazałem ci wyniki SUM'ów, ale to nie było wszystko. Zostałem kapitanem
drużyny quidditcha! — zawołał, a Syriusz wydał cichy okrzyk radości, by nie
obudzić innych.
— Gratuluję! James został nim w siódmej
klasie. Na pewno będziesz tak samo świetny jak on. Ba, lepszy! — zaśmiał się,
podchodząc do swojego starego kufra. Wyciągnął z niego stary znicz, który był
owinięty w szal gryfonów.
— Zatrzymaj go — odparł, podając mu do
dłoni trzepoczącą, złotą piłeczkę. Harry wytrzeszczył oczy.
— Skąd ją...
— Oh, James zwinął go w czwartej klasie
dla Lily, ale ona go nie chciała, więc twój ojciec dał go mnie. No i oczywiście
ja przekazuję go tobie — odparł z uśmiechem, zamykając wieko kufra. — Już
późno. Lepiej wróć do łóżka, bo jeszcze Molly dostanie zawału jak cię w nim nie
zobaczy! — zaśmiał się, podchodząc do wstającego chłopaka.
— Ty też masz się porządnie wyspać! I
przywrócić twarz do porządku — zaśmiał się na widok unoszących się ku górze
brwi Syriusza. — A tak w ogóle, to jak to się stało? — zapytał z
zaciekawieniem. Łapa westchnął, przypominając sobie jak rano w domu
zamordowanej rodziny zaatakował go niespodziewanie śmierciożerca, który był
jeszcze na miejscu. Za pomocą różdżki rzucił w jego twarz dwa wazony i uderzył
pięścią zaskoczonego Blacka, powalając go momentalnie na podłogę. Nim
wstał i się zorientował, Glizdogon teleportował się.
— Właściciele mieli niezaufanego psa, który
rzucił się na obcą osobę — odparł i uśmiechnął się w fałszywym rozbawieniu. I
kolejne kłamstwo. Po co wspominać o tym zacnym, zdradliwym huncwocie?
Gdy chrześniak pożegnał się z Syriuszem i
wrócił do swojego pokoju, ten momentalnie ściągnął maskę silnego Blacka, a
przybrał pełną bólu i słabości.
Dla wszystkich, którzy kiedykolwiek zostali zranieni...
---------------------------------------------------------------------------------
PS Jestem właśnie w trakcie epizodu 3. projektu "Siedem Aniołów. Laudato Si"! Najpiękniejszy czas ever - polecam wszystkim! ❤
No! Wreszcie rozdział!
OdpowiedzUsuńJest super. Nie zawiodłam się! I jeszcze ten tytuł rozdziału..."Początek końca". Będę czekać z niecierpliwością na kolejny rozdział!
Pozdrawiam, i życzę mnóstwo weny
~AnesBlack
A, i jeszcze jedno: u mnie rozdział już jest :)
OdpowiedzUsuńhttp://roseskylarriddle.blogspot.com/2016/04/rozdzia-dziewiaty-lord-voldemort.html
Nareszcie! 😄❤
UsuńŚwietne!! Zapraszam do mnie :) http://zagubiona02.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń