W pewnym momencie skręcił w lewo, na
wprost Śmiertelnego Nokturnu. Mistery poruszała się szybko, a jej peleryna
unosiła się z zachwytem za nią, jakby tańcząc razem z panującym nastrojem
tajemniczości. Nie mogła zgubić śmierciożercy; być może była bliska odkrycia
jakiejś informacji, która pomoże członkom Zakonu Feniksa.
Gwałtownie zatrzymała się i wciągnęła do
płuc zimne, mokre powietrze. Zbliżał się koniec października, a wraz z nim
zmiana pogody. Kobieta wbiegła za budynek i poprawiła kaptur swojej czarnej
peleryny, modląc, aby śmierciożerca nie cofnął się. Niestety na próżno. Wróg
zaczął zbliżać się w stronę Mistery i gdy był już dość blisko, przemówił
ochrypłym, piskliwym głosem:
— Mogłeś wybrać bardziej dogodne miejsce.
Elizabeth ścisnęła mocniej różdżkę, gotowa
do walki. W momencie, kiedy chciała zaatakować, do jej uszu dotarł innych głos.
— Bardziej dogodne? Ciesz się, że w ogóle
mam dla ciebie czas.
Kobieta zaczęła intensywnie w myślach
szukać właściciela głosu, lecz nie potrafiła sobie przypomnieć o kogo chodzi.
Postanowiła zaryzykować i lekko wychyliła się za ścianę. Twarzą w jej stronę
stał Peter Pettigrew, a tyłem właściciel sklepu U Borgina&Burkesa.
Gwałtownie i cicho odsunęła się w cień, nadsłuchując.
— Raczej dla Czarnego Pana. Chłopak
wykonuje to w końcu dla niego — odrzekł Peter.
— No dobra, mów o co chodzi.
— Trzymaj, tam masz wszystko.
Mistery ponownie się wychyliła i ujrzała
jak Glizdogon podaje jakąś kartkę. Właściciel sklepu momentalnie schował ją do
kieszeni spodni i zaczął się oddalać. Peter patrzył w jego stronę jeszcze
chwilę, a potem teleportował się. Przez dłuższy czas Elizabeth obserwowała w
milczeniu miejsce, gdzie chwilę temu dwójka zwolenników Voldemorta przekazała
sobie wiadomość. Może powinna iść za Borginem i spróbować mu odebrać kartkę,
ale musiała pamiętać, że opuściła miejsce patrolu już na dość długo. Poza tym
zaczynało świtać. Pomarańczowy blask padł na bladą twarz kobiety, ukazując w
jej oczach błysk ciekawości. Co było na tej kartce?
Słońce zaczynało oświetlać całą ulicę
Śmiertelnego Nokturnu, co nie było korzystne dla Elizabeth. Nie bała się
niebezpieczeństw, a na pewno nie po tym, co przeżyła kilka lat temu. Jednak nie
była już pod osłoną nocy, więc musiała być ostrożna.
Ruszyła wolnym chodem w stronę ulicy
Pokątnej. Musiała jak najszybciej wrócić do kwatery głównej. Inni członkowie
już mogli zauważyć jej nieobecność. Miała tylko nadzieję, że porządnie wyśpi
się przed zebraniem, które miało nastąpić w południe. W końcu całą nocą pełniła
wartę.
Zaraz gdy wyszła na ulicę, przyśpieszyła
znacznie w stronę przejścia przez Dziurawy kocioł. Bez słowa ominęła Toma i
teleportowała się pod drzwi mieszkania na Grimmlaud Place 12. Chwyciła pewnie
za klamkę i przekroczyła próg domu.
— Elizabeth! — na korytarzu stał Artur
Weasley, trzymając w ręku swoją czarną teczkę. Zawsze zabierał ją do pracy.
Kobieta zamknęła za sobą drzwi i podeszła
do niego, głęboko oddychając.
— O co chodzi? — zapytała tak, jakby nic
się nie stało.
— Zebranie rozpoczęło się niecałe pół
godziny temu i...
— Co? — przerwałam mu natychmiast zbita z
tropu. — Kiedy przełożyli?
Artur spojrzał na Elizabeth niepewnie.
— Zaraz jak wszyscy wrócili z patrolu... A
właściwie to gdzie byłaś?
Bez słowa wyminęła Weasley'a i pognała w
stronę jadalni. Dumbledore przełożył
zebranie na tak wczesną porę? pomyślała.
— Zaczekaj! Musisz wiedzieć, że...
— Później, Arturze. Już jestem dość
spóźniona!
Otworzyła drzwi i przekroczywszy próg,
zaczęła szukać wzrokiem dyrektora Hogwartu.
— Panno Mistery, w końcu do nas zawitałaś
— odezwał się niski, jadowity głos. Elizabeth odwróciła wzrok i ujrzała na
miejscu Dumbledore'a nie kogo innego, a Snape'a. I już wiedziała, co Artur
Weasley chciał jej powiedzieć.
—
Dumbledore'a nie będzie? — zmusiła się na miły ton, a to było – jak wiadomo –
wyjątkowo trudne przy Severusie Snape'ie.
— Niestety nie, musiał wyjechać. Zastępuje
go i przełożyłem naradę na poranek — odparł z uśmieszkiem, popijając herbatę.
— A
mogę wiedzieć dlaczego nie jest ona w południe? — zapytała zgryźliwie,
krzyżując ręce.
— A nie odpowiada ci aktualna pora? Tak
się składa, że zaraz po patrolach została taka informacja ogłoszona, czyli
jakieś pół godziny temu. Wszyscy oczywiście z nich wrócili... oprócz ciebie —
urwał, opierając się wygodnie na krześle. — Może usiądziesz i powiesz nam,
dlaczego opuściłaś swoje stanowisko i dokąd się udałaś tej nocy?
Elizabeth rozejrzała się po pomieszczeniu.
Widząc puste miejsce obok Syriusza, skierowała się tam. Gdy usiadła, Black
momentalnie przesłał jej wyraz twarzy, mówiący gdzie się podziewałaś? lub będą
kłopoty.
Na chwilę nastała cisza. Elizabeth mogła
powiedzieć gdzie była, ale nie miała żadnego zaufania do Snape'a od momentu,
kiedy dołączył do Śmierciożerców. I pomyśleć, że był przyjacielem Lily!
— Czekamy. Powiedz proszę, gdzie byłaś
dzisiejszej nocy? — zapytał nieco wyższym tonem, jednak Mistery nadal milczała.
Nie miała zamiaru spowiadać się Snape'owi.
Remus i Syriusz spojrzeli na siebie,
zastanawiając się dlaczego ich przyjaciółka nic nie mówi. Owszem, wiedzieli, że
nie darzy profesora Hogwartu jakąkolwiek
sympatią, lecz była to narada i musiała powiedzieć dokąd poszła.
Severus patrzył wyczekująco na Mistery, a
ta zachowywała twardy wyraz twarzy.
— Dlaczego milczysz? Boisz się powiedzieć?
Nie ma się czego bać! Tutaj jesteś bezpieczna, chyba że mówimy o innym
strachu...
— Skończ, Snape — przerwał ostro Syriusz,
patrząc na niego spode łba.
— Ty mi nie rozkazuj, Black. Tak się
składa, że to JA jestem głową tego zebrania. A Panna Mistery opuściła miejsce,
w którym miała czuwać. Chcę się natychmiast dowiedzieć, gdzie była.
Wszyscy zebrani ponownie spojrzeli na
Elizabeth, lecz ta nawet nie drgnęła. To tylko zaczęło irytować Snape'a.
— Skoro milczysz to znaczy, że byłaś ze
Śmierciożercami, tak? — zapytał szorstko.
— Żartujesz sobie? Elizabeth nigdy by nas
nie zdradziła! — krzyknął wyprowadzony z równowagi Remus.
— Doprawdy? A gdzie była przez ostatnie
lata? Zniknęła przed śmiercią Potterów! A teraz nie chce się przyznać, gdzie
była. To chyba jednoznaczny dowód...
— Jak śmiesz... — zaczął ostro Syriusz,
wstając. Elizabeth natychmiast chwyciła go za ramię, ciągnąc z powrotem na
krzesło.
— Usiądź. Odpowiem z przyjemnością na
pytanie — odparła, kierując wzrok z powrotem na Snape'a. — Tak, to prawda.
Byłam tej nocy ze Śmierciożercami.
Przez pomieszczenie przeszły szepty i
kompletne zdziwienie. Syriusz z Remusem spojrzeli po sobie w niedowierzaniu.
— Wiedziałem! I co z nimi robiłaś? —
zapytał z entuzjazmem Snape.
— Nic.
— Jak to nic?
— Nie robiłam Z NIMI nic.
— To dlaczego opuściłaś...
— Nie wtykaj swojego długiego nochala w
nieswoje sprawy, Snape. Tak się składa, że tobie nie mam zamiaru cokolwiek
mówić — przerwała ostro, wstając.
— Tak się skała, że musisz. Przyznałaś się
właśnie, że byłaś z Śmierciożercami. Zdradziłaś zakon!
— Nie, nie zdradziłam zakonu — zaprzeczyła
stanowczo przez zaciśnięte zęby. Mistery miała ochotę powalić drętwotą Snape'a,
jednak powstrzymała się.
— To jak inaczej wytłumaczysz...
— Tobie nie będę nic tłumaczyć. Prędzej
dam się zabić niż powiem ci cokolwiek.
Tym razem to Snape wstał, wyciągając
różdżkę.
— A to niby dlaczego?
— Bo jesteś śmierciożercą, Snape. Zawsze
nim będziesz. A teraz wybaczcie, ale muszę wysłać pilną sowę do Dumbledore'a.
Elizabeth zaczęła kierować się do wyjścia.
Nikt nie śmiał jej przeszkodzić. Tylko Snape bacznie ją obserwował, jednak
nawet nie drgnął. Kobieta ustała w drzwiach i raz jeszcze spojrzała na
skołowanych przyjaciół zanim trzasnęła drzwiami.
Snape odchrząknął. Najwyraźniej nie chciał
poruszać tego tematu.
— Wracając do zebrania... W Hogwarcie
zaginęła dziewczyna, Lily Handley. Jest problem z odnalezieniem jej rodziny.
Nie mamy też jej aktualnego zdjęcia, a prawdę mówiąc jakiegokolwiek. Z opisu
wiadomo, że ma niebieskie oczy i brązowe włosy. To nie jest normalne, gdy ktoś
znika z dnia na dzień, więc...
— Może oskarż teraz tę dziewczynę o bycie
śmierciożercą — zasugerował szorstko Syriusz.
— Black, zakłócasz mi przeprowadzenie
zebrania.
— Bo taka prawda — rzucił Łapa, wstając z
miejsca i idąc do drzwi. — Spójrz lepiej na siebie, były śmierciożerco.
Snape gwałtownie wstał z miejsca.
— Za kogo się uważasz, Black?!
— Na pewno nie za śmierciożerce —
zakończył swoją wypowiedź oschle, wychodząc na korytarz. Chciał za wszelką cenę
znaleźć przyjaciółkę.
Szybkim chodem udał się na górę do jej
pokoju, który wcześniej zamieszkiwała Hermiona z Ginny. Nie czekając na nic, od
razu zapukał.
— Proszę!
Gdy otworzył drzwi, ujrzał Mistery, która
zwijała kartkę papieru.
— List do Dumbledore'a. Musi się jak
najszybciej dowiedzieć — odparła, przywiązując go do sowy.
— Dowiedzieć czego? — zapytał Black,
powstrzymując się od wybuchu.
— Tego, że nasz przyjaciel to drań — odpowiedziała, wypuszczając sowę przez okno i
odwracając się twarzą do przyjaciela.
Syriusz nie wytrzymał.
— ELIZABETH, NA MERLINA! — wydarł się, a
Mistery aż podskoczyła. — Gdzie byłaś dzisiejszej nocy?!
— No chyba nie myślisz, że... Żartujesz
chyba — wyraz twarzy Łapy był dość niepewny.
— Nie wiem, co mam myśleć. Przyznałaś się,
że byłaś ze Śmierciożercami i...
— Nie, nie zdradziłam was! Po prostu
zobaczyłam...
— Co?! — przerwał ostro Syriusz.
— Przestań się na mnie drzeć, bo nic ci
nie powiem! — krzyknęła Mistery, a Black wciągnął powietrze.
— Oh, mówiłem James, że to zły pomysł!
— Jaki po...
Urwała. Spojrzała oniemiała na
przyjaciela, który zaczął mówić do kogoś, kto nie żył od dawna.
— Słuchać jej to był bardzo zły pomysł. I
teraz co nam pozostało?...
— Syriusz... — zaczęła cicho.
— ... Siedzieć w tej klasie...
— Łapo?
—
... i czyścić okna...
— BLACK, DO CHOLERY!
Syriusz spojrzał na Elizabeth
nieprzytomnym wzrokiem. Znów to zrobił. Po raz kolejny Mistery była świadkiem
jego powrotów do przeszłości. Myślała, że mu to przejdzie, więc nie reagowała,
ale było coraz gorzej. Jej przyjaciel powoli tracił kontakt z rzeczywistością.
— Syriusz, przestań, proszę... — prosiła
błagalnym tonem.
Black przypatrywał jej się przez chwilę w
milczeniu, po czym przemówił.
— Dokąd idziesz, El? — zapytał zawadiacko.
Mistery patrzyła na niego całkiem
bezradna. Chwyciła go mocno za ramiona i zaczęła intensywnie potrząsać.
— Black! Nie jesteśmy w przeszłości tylko
w teraźniejszości! — krzyknęła mu do ucha, a ten wyrwał się jak opętany.
— Możesz mną nie potrząsać z łaski swojej?
Dziękuje — odparł swoim normalnym głosem, poprawiając koszulę.
— Syriusz, ty... — wydusiła z siebie,
patrząc mu w oczy.
Black roześmiał się.
— Masz minę, jakby coś się stało!
— A tak nie jest? — zapytała Mistery,
bacznie go obserwując.
— Doprawdy? Nie wiem o czym mówisz.
— Wiesz i to doskonale! Wracasz coraz
częściej do wspomnień, wmówiłeś sobie, że nasi przyjaciele, głównie James,
żyją...
— Owszem, żyje — przerwał.
Elizabeth spojrzała na niego z bólem.
— Nie, Syriuszu, on nie żyje od szesnastu
lat. On i Lily. Peter ich zdradził. Ten, przez którego byłeś w Azkabanie. Nie
pamiętasz?
Syriusz jakby chciał coś powiedzieć, ale
ilekroć otwierał usta, po chwili je zamykał. Sam wiele razy się na tym
przyłapał, ale powroty do przeszłości zaczęły dawać mu tyle ulgi, tyle
radości... Nie potrafił przestać, a co gorsza – chciał tego. Pragnął powrotu to
tych szczęśliwych dni, które już nigdy nie miały nastąpić.
— Wybacz, Elizabeth, ale powspominać każdy
może. A ja nie mam zamiaru czegoś zmieniać w swoim aktualnym życiu. Dziękuje za
twoją troskę, ale proszę cię teraz – powiedz, gdzie byłaś dzisiejszej nocy. I
nie wracajmy już do tej rozmowy — powiedział stanowczo, siadając na łóżku.
Kobieta wzięła głęboki oddech. Nie miała
prawa ingerować w życie Syriusza skoro ona także nieustannie go okłamuje.
Oczekuje od niego poprawy, a sama tego nie robi.
— No dobrze, niech ci będzie — zgodziła
się niechętnie, opierając się o parapet okna. — Kiedy byłam...
Po chwili do pokoju wpadł Remus. Na widok
dwójki przyjaciół ukazał szeroki uśmiech.
— Wyprowadziliście Snape'a z równowagi i
to mistrzowsko. Gratuluję — odparł, śmiejąc się.
Syriusz wybuchł niepohamowanym śmiechem, a
Elizabeth starała się zachować zimną krew. Nie podobała się jej nagła zmiana
nastrojów Blacka. Jeśli próbował ukryć swój wewnętrzy stan – udawało mu się to
na złoty puchar Qudditcha.
— Aż tak bardzo? — zapytał Łapa, trzęsąc
się.
— Jak wychodził mówił coś o ''bezmózgich
idiotach'' i trzasnął drzwiami! — zawołał, a Elizabeth dłużej nie wytrzymując,
sama zaczęła śmiać się. Widocznie Syriusz uznał, że tej rozmowy nie było, a
brązowowłosa chcą czy nie chcąc – dostosowała się. Co także nie znaczyło, że
miała zamiar odpuścić, a jak mówią o rodzinie Mistery – Waleczni czarodzieje, którzy
działają w imię dobra.
— A tak teraz na poważnie — zaczęła
Mistery, doprowadzając się do porządku — Jeśli chodzi o tę dzisiejszą noc...
— No właśnie, mów gdzie byłaś w końcu —
Lunatyk usiadł obok Łapy, a sam Black już zaczął się uspokajać.
—
Kiedy tak stałam obok tego parku, zauważyłam kogoś w czarnej pelerynie, który
co chwila oglądał się za siebie. Ostrożności nigdy za wiele, więc ruszyłam za
nim. Doszliśmy aż do Dziurawego kotła. Gdy weszłam, Tom od razu powiedział, że
to śmierciożerca.
— Nie podobało ci się to, więc ruszyłaś za
nim — stwierdził Remus.
— Otóż to — zgodziła się. — Tak dotarłam
za nim na ulicę Śmiertelnego Nokturnu. Śmierciożercą okazał się Peter
Pettigrew. Spotkał się z Borginem.
— I co? Co mówili? — zapytał zaintrygowany
Syriusz.
— W sumie to nic, ale przekazał tylko mu
jakąś kartkę.
Black natychmiast wstał. W głowie mu się
nie mieściło to, co usłyszał.
— Czy wiesz w ogóle po co się spotkali? —
zapytał.
— Nie.
— Zrobiłaś awanturę na cały zakon o nic? —
zapytał Lupin, niedowierzając.
Mistery rozchyliła usta, próbując
cokolwiek powiedzieć, jednak żaden dźwięk się z nich nie wydobywał. Właśnie w
tamtej chwili uświadomiła sobie, że zakłóciła przebieg spotkania, a zamiast
tego mogła po prostu od razu wyjść i napisać do Dumbledore'a.
—
Okej, jeszcze raz to przeanalizujmy. Śledziłaś tego parszywego zdrajcę tylko po
to, aby zobaczyć jak podaje kartkę Borginowi? Zdajesz sobie sprawę, jak
wyraziłaś się na naradzie? — zapytał Black, starając się po raz kolejny nie
krzyknąć na Mistery.
—
Tak, wiem! Nie potrzebnie zaczęłam tą kłótnie, ale co ja poradzę na to, że tak
go nie znoszę? — usprawiedliwiała się, choć wiedziała, że to nie przejdzie.
— Nie tylko ty — napomniał Syriusz,
siadając z powrotem obok Remusa.
— Oh, no nie wiem co mam wam więcej
powiedzieć! Powiedzieli, że po prostu jakiś chłopak coś wykonuje dla Voldemorta
i...
— Czekaj, co? — po raz kolejny Syriusz
wstał z wyraźnym zainteresowaniem. — Jaki chłopak?
— Peter powiedział tylko tyle. A z resztą,
czy to ważne? I tak nie wiemy o kogo chodzi!
Syriusz odwrócił się od przyjaciół tyłem i
zaczął myśleć gorączkowo. Chrześniak mówił mu o podejrzeniach co do Draco i
tego sklepu, a teraz Borgin odbiera kartkę , która ma pomóc jakiemuś
chłopakowi?
— Harry... — odrzekł cicho.
Mistery i Lupin spojrzeli na siebie,
oczekując, że jedno z nich wie, o czym mówi Black.
— Co z Harrym? — zapytała Elizabeth,
podchodząc do niego bliżej, natomiast Remus wstał z miejsca.
Black odwrócił się z powrotem twarzą do
przyjaciół.
— Harry mówił, że podejrzewa Malfoya. A
oni rozmawiali o jakimś chłopaku...
— Chcesz powiedzieć, że syn Lucjusza jest
śmierciożercą?! — zawołała Elizabeth. Nigdy by nie pomyślała, że jakikolwiek
rodzic może się do tego posunąć.
—
Ponad to twierdzi, że ma Mroczny Znak i...
— Łapo, czy widział go? — przerwał mu
Lupin z zastanowieniem.
Syriusz zaczął przypominać sobie rozmowę z
chrześniakiem.
— Mówił, że przedramię go tylko bolało,
było zasłonięte rękawem koszuli.
— Wydaje mi się, że nim nie jest.
Voldemort nie bierze dzieci, a z resztą Harry jest uprzedzony co do niego —
widząc protestujący wyraz twarzy przyjaciela, dodał: — Chodzi mi o to, że łatwo
jest Draco osądzić o bycie śmierciożercą jak jest z Slytherinu i ma z nim na
pieńku. Jednak zastanów się – ile razy Harry go o cokolwiek oskarżał? Pamiętasz
pierwszy rok lub drugi?
Syriusz westchnął.
— Tak się składa, Lunatyku, że byłem w tym
czasie w Azkabanie i nie wiem, co działo się z Harrym.
Zapadła cisza. Remus nie pomyślał o tym, a
samemu Blackowi nie było przyjemnie tego słuchać. Fakt, że nie był przy nim, a
w jakimś obskurnym więzieniu, dość go dołował. A nie musiał mu o tym
przypominać przyjaciel.
— Ja też nie wiem co się działo z Harrym —
odezwała się Elizabeth, a pozostała dwójka uniosła na nią wzrok — jednak myślę,
że Malfoy może być w to zamieszany. Jego ojciec jest blisko Voldemorta. W
głowie mi się nie mieści, że byłby zdolny to tego, aby wmieszać własnego syna w
to, ale realia są brutalne. Uważam, że powinniśmy od czegoś zacząć.
— Co proponujesz? — zapytał Syriusz.
Elizabeth ukazała podstępny uśmiech.
— Drodzy huncwoci, czas na odwiedziny U
Borgina&Burkesa!
~***~
Przyjaciele zadecydowali, że na drugi
dzień wybiorą się na ulicę Śmiertelnego Nokturnu. Według planu Elizabeth miała
przebrać się za wysoko urodzoną czarownicę, co bawiło głównie Syriusza.
— El, ale wiesz jak wygląda wysoko
urodzona? — zapytał za jej drzwiami, trzęsąc się ze śmiechu.
Remus skarcił przyjaciela, kręcąc głową.
— Nie martw się, Black. Poradzę sobie —
odkrzyknęła złowieszczym tonem, co tylko bardziej rozbawiło Syriusza.
— No dobra, to ja czekam na dole! Może
zdążę się kawy napić — dodał ostatnie zdanie, mówiąc do Remusa i puszczając mu
oko. Lupin natomiast zaśmiał się, cierpliwie czekając na Mistery.
Po paru minutach drzwi otworzyły się, a
Lunatyk zamarł.
Syriusz zszedł pośpiesznie na dół do
kuchni. Zanim ona stamtąd wyjdzie...
pomyślał, śmiejąc się do samego siebie. Po chwili dobry humor mu minął, bowiem
podszedł do niego nie kto inny jak Taylor Wert z – jak zazwyczaj – fałszywym
uśmiechem.
— Witam, jak po wczorajszej naradzie? —
zapytał nad wyraz spokojnie, podając mu swój kubek. Syriusz spojrzał na niego
niepewnie. — Spokojnie, to tylko kawa. Myślałem o wypiciu drugiej, ale jednak
pomyślałem, że nie warto tak się truć. A żeby się nie zmarnowała...
— No dobra, niech ci będzie. Akurat
chciałem się napić kawy — odparł Syriusz, biorąc od niego kubek. — A wracając
do twojego pytania, w porządku. A u ciebie jak? — odparł, siląc się na dobre
maniery.
— Także, choć zastanawiam się, gdzie może
podziewać się Lily Handley. Nie ma kontaktu z jej rodziną... bardzo dziwna
sprawa z nią.
— Mówisz o tej uczennicy? No tak,
rzeczywiście niezbyt przyjemna sprawa.
Syriusz wziął kilka łyków kawy, ukazując
delikatny, a zarazem wymuszony uśmiech.
— Dobra kawa — stwierdził.
— No cóż, to chyba jedyne co mi wyszło w
życiu — odparł z uśmiechem, opierając się o blat.
— A co ci nie wyszło, jeśli można spytać?
Black wcale nie polubił nowego członka
zakonu, ale okazja, by go lepiej poznać była wręcz kusząca. Nie mógł się jej
oprzeć.
Taylor podniósł jeden kącik ust do góry.
— Wiele rzeczy. Gdy miałem trzynaście lat
moja matka zmarła na białaczkę. Trafiłem do sierocińca, a później pracowałem w
sklepie w Hogsmeade, ponieważ nie miałem dobrych wyników w nauce. Przetrwałem
czasy Voldemorta będąc dzieckiem mugoli — przerwał na chwilę, przypatrując się
Syriuszowi, który słuchał go uważnie. — Dopiero teraz zdecydowałem dołączyć do
Zakonu Feniksa. Widziałem wielu zamordowanych kilka lat temu. A teraz tego nie
chcę.
Nastała cisza, którą po chwili przerwał
Black.
— Współczuje — przyznał szczerze. — Ciężko
cię rozgryźć, prawdę mówiąc.
Taylor zaśmiał się.
— Owszem, przyznaję, że nasze relacje
ostatnio nie były dobre. Jednak chcę to zmienić. Nie mam zamiaru robić sobie
wrogów.
— To powiedz mi, tak na początek dobrych
relacji, dlaczego wypytywałeś mnie i Harry'ego o moich zmarłych przyjaciół?
Wert odchrząknął głośno i spojrzał w
stronę Łapy.
— Znałem po prostu jedną z waszych
przyjaciółek. Miałem nadzieję, że wiesz coś o innych, i że odnajdę kogoś, kto
żyje.
— Oby porozmawiać z nią? A tak właściwie
to o kim mówimy?
— O Demetrii Salpy. Często odwiedzała mnie,
kiedy pracowałem w Hogsmeade. Niestety nie wiem, co się z nią dzieje.
Syriusz wytrzeszczył oczy. Brunet
najwyraźniej chciał dowiedzieć się, czy Demetria chociaż żyje, a on potraktował
go jak wroga. W tym momencie poczuł się dość głupio. Zbyt szybko ocenił
Taylora.
— Dems zniknęła kilka miesięcy przed
upadkiem Voldemorta. Możliwe, że nie żyje. A pozostali moi przyjaciele z całą
pewnością.
— Nie wiedziałem, że zaginęła. Kontakt nam
się tak nagle urwał... Bardzo przemiła osoba — przerwał na chwilę,
zastanawiając się nad czymś. — Pomyślałem, że skoro Panna Mistery się odnalazła
to może i Demetria także.
Myśl, że droga przyjaciółka Elizabeth i
huncwotów mogłaby się odnaleźć była bardzo budująca, lecz czy aby nie zgubną
nadzieją? Demetria zaginęła dość dawno, ale Mistery także.
— Chciałbym, aby tak było. Jednak uważam,
że nie należy robić sobie nadziei i żyć w przekonaniu, że wróci.
— Owszem, zgadzam się z panem.
Po chwili z korytarza dało się usłyszeć
głosy Elizabeth i Remusa.
— Chyba czas na mnie. Dziękuje za kawę —
odparł, odkładając kubek i podchodząc do drzwi, lecz zatrzymał się przy nich na
chwilę. — I mam prośbę. Mógłbyś nie rozmawiać z moim chrześniakiem o jego
rodzicach i tak dalej? Chłopak dość przeżył jak wiesz. A o Demetrię mogłeś mnie
zapytać.
— No tak, lecz zauważ, że nasze relacje...
— Wiem, nie były zbyt dobre.
Syriusz już nic więcej nie mówiąc, wyszedł
na korytarz. Taylor wydawał mu się bardzo szczery. Nie spodziewał się tego, że
znał Dems. Najlepsze było to, że od samego początku chciał się dowiedzieć
tylko, czy żyje. A Black mu stwarzał powody do wrogości. Choć sam Wert nie był
mu dłużny. Jednak Syriusz – musiał to przyznać – miał nadzieję polepszyć
kontakty z brunetem.
— No, nareszcie! W ogóle nie uwierzycie,
ale...