Zapadał już zmrok, kiedy Black nadal
przeszukiwał cały pokój. Chciał za wszelką ceną odnaleźć jakiekolwiek
informacje o Księciu Półkrwi. Po ostatniej rozmowie z Harrym jest prawie pewny,
że ów Książe jest w zmowie z Draconem Malfoy'em, a to nie wróżyło nic dobrego.
Tym bardziej Syriusz próbował namówić chrześniaka, aby trzymał się z dala od ślizgonów.
Wiedział, że będą mieć razem wspólne lekcje, ale mimo wszystko chciał, aby po
prostu na siebie uważał. Jeżeli faktycznie młody Malfoy ma wypalony Mroczny
Znak to oznacza, że jest poplecznikiem Lorda Voldemorta. Chłopak chce
naprawić... co? No właśnie, nie wiadomo! U Borgina & Burkesa są dziwne
przedmioty, nasączone czarną magią... To mogłoby być wszystko, choćby zwykła
książka z trucizną. A na co by ona mu była? By zabić Harry'ego, czego pragnie
za wszelką cenę Czarny Pan?
Łapa natychmiast wstał z nad kufra i
przeszedł przez ogrom bałaganu do łazienki. Gdy wszedł, obmył twarz lodowatą
wodą i natychmiast spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Po rozcięciu została
tylko blizna, a inne rany już od paru dni nie gościły u Syriusza. Wyglądał o
wiele lepiej niż przed paroma dniami, jednakże nadal zmęczenie ukazywało się na
jego twarzy. Dumbledore nie zlecał już tyle co wcześniej misji, więc Łapa miał
o wiele więcej czasu dla chrześniaka i oczywiście dla siebie. W końcu mógł się
porządnie wyspać, ale to nie oznacza, że tak było. Jak spokojnie spać w tych
mrocznych czasach? Śmierciożercy czyhali prawie za każdym zakrętem. Nikt nie
mógł położyć się spokojnie, gdyż każdy wiedział, że mógłby się już rano nie
obudzić. Takie były realia i nic nie mogłoby ich zmienić. No chyba, że śmierć
Voldemorta, ale na aktualny czas się na to nie zapowiadało.
Nagle przypomniał sobie, że może zna
Księcia Półkrwi z czasów szkolnych? ,,Być może ktoś taki miał przydomek!''
pomyślał. Opuścił szybko łazienkę i zaczął na nowo przeszukiwać kufer. Był
podekscytowany tą myślą i jednocześnie zmartwiony. Jeśli się ona sprawdzi to
ktoś z jego przyjaciół zdradził, tak jak Peter... Jednak on nigdy nawet nic nie
mówił o Księciu Półkrwi. Kto nim jest?
Z dna starej skrzyni wydobył starą, zgiętą
fotografię. Gdy ją rozłożył, ukazał mu się na twarzy szczery uśmiech. Nigdy by
się nie spodziewał znaleźć tak piękne zdjęcie. Byli na niej huncwoci oraz
cztery dziewczyny. Jak mógłby zapomnieć o pięknej, rudowłosej Lily Evans i jej
przyjaciółce Emily Collins? Na samo wspomnienie znów zobaczył przed sobą martwe
ciało blondynki i wzdrygnął się. Ona nie zasłużyła na taką śmierć... Spojrzał
na Demetrię Salpy – istną wariatkę, a do tego szczerą do bólu. Nigdy nie
owijała w bawełnę, a zawsze mówiła prosto z mostu. W całym tym towarzystwie
była podporą. Nie pozwalała nikomu w czasie rozpaczy upaść. Nawet samemu
Syriuszowi Blackowi wiele razy pomogła, gdy ten przeżywał źle swój okres w domu
na Grimmlaud Place 12. Czwartą dziewczyną okazała się Elizabeth Mistery, która
była najdzielniejszą osobą jaką znał. Już od pierwszego roku nauki w Hogwarcie
stała za swoimi przyjaciółmi murem i broniła ich. Niestety, po zabraniu
Syriusza do Azkabanu nie widział jej nigdy na oczy. Brakowało mu tych
wspaniałych dziewczyn. Zwłaszcza tej jednej, której na fotografii brakowało.
Nic już nie mógł począć.
Black wstał i przypiął zdjęcie z końca
szóstej klasy obok tego z huncwotami. Uśmiechnął się jeszcze raz do
roześmianych twarzy przyjaciół, i gdy się odwrócił ujrzał przed sobą Harry'ego.
Widocznie stał tu dłuższą chwilę, bowiem z zaciekawieniem przyglądał się
swojemu ojcu chrzestnemu.
— Długo tak stoisz? — zapytał Black,
rozglądając się po całym pokoju.
— Nie, chwile. Właściwie to mam do ciebie
pytanie. — Zaczął, chcąc pozbyć się chwilowego zakłopotania. Widział przez
dłuższą chwilę jak Syriusz wraca myślami do Hogwartu, patrząc na stare zdjęcie.
To dobrze czy źle, że tęskni za starymi czasami? Potter nie mógł wtedy tego
stwierdzić.
— Pytaj! O co chodzi? — zawołał, zrzucając
stare gazety z łóżka i siadając na nim.
— Dałeś mi jakiś czas temu to — wyciągnął
z kieszeni kawałek starego lusterka. – I...
— Ach tak! — przerwał mu i wstał, biorąc
do ręki lusterko. Przyjrzał mu się uważnie, po czym odszedł na chwilę, by z szafy
wyciągnąć drugie. — Zaczekaj chwilę! Pokaże ci jak działa — odparł i oddał
jedno lusterko chrześniakowi.
Momentalnie wyszedł z pokoju,
pozostawiając Harry'ego samego. Jednak nie na długo, bowiem po chwili już
widział i słyszał swojego ojca chrzestnego w lusterku:
Tutaj jestem! Wspaniała rzecz!
Zanim Potter zdążył cokolwiek
odpowiedzieć, Łapa już był z powrotem. Wyglądał na dość rozbawionego.
— To jest Dwukierunkowe lusterko. Razem z
Jamesem korzystaliśmy z nich w czasie szlabanów i nie tylko. Zawsze możesz się
do mnie przez nie zwrócić. Przydatna rzecz.
— To prawda. Dopiero znalazłem je w
kufrze. — Wziął oddech, po czym zaczął przechodzić do najważniejszego punktu
rozmowy. — Czy...
— No chyba żartujesz! — krzyknął, a
okularnik prawie podskoczył. — Oczywiście, że cię odprowadzę na peron. I nie ma
żadnego 'ale'! — Zaśmiał się na widok miny chrześniaka. Harry pragnął tego, ale
z drugiej strony bał się. Teraz śmierciożercy na pewno będą chcieli śmierci
Łapy. Nie chciał ryzykować, ale mimo wszystko wiedział też, że ze swoim ojcem
chrzestnym nie ma się co kłócić.
— Myślisz, że... coś się wydarzy w czasie
tego roku? — Harry przybrał poważny wyraz twarzy, a Syriuszowi zniknął uśmiech.
— Chodzi mi o to, że już kilka razy Voldemort próbował mnie zabić, dostać się
do Hogwartu... Uważasz, że teraz, gdy żyjesz i działasz w Zakonie Feniksa,
będzie chciał...
— ... ciebie zabić? — Spojrzał znacząco na
chrześniaka, po raz kolejny żałując, że nie może nic powiedzieć. — Z pewnością.
Najpierw będą chcieli mnie, a to nieuniknione.
— Skąd ta pewność? — zapytał powoli
gryfon. Black westchnął.
— Zło zabija najpierw osoby, które są dla
nas ważne po to, aby złamać ostatecznego wroga, którym jesteś ty. Nie udało im
się poprzednim razem, a nie spoczną dopóki nie osiągną celu.
Black położył swoje dłonie na ramionach
chrześniaka, lekko nim potrząsając.
— Spójrz na mnie. — Harry posłusznie
podniósł wzrok na Syriusza. Nie potrafił ukryć bólu, który w nim się tlił. Stracić
Syriusza bezpowrotnie? Nie mógłby znieść tej myśli. — Zapamiętaj coś bardzo
ważnego. Obiecaj mi, że to zapamiętasz...
— Obiecuję... — powiedział cicho.
— Ci, którzy umierają, Harry, nigdy nas
nie opuszczają. Oni są w naszych sercach, na zawsze. I ja zawsze będę w twoim,
mimo wszystkiego, co się wydarzy. Mogę ci obiecać, tak jak ty mnie, że będę na siebie
uważać, ale nie będę mogę zagwarantować, że mnie w pewnym momencie nie zabiją.
— Wiem, Syriuszu.
Black mocno objął chrześniaka. Rzeczywistość,
która miała nastać była brutalna. Życie wobec Łapy tak wiele razy
niesprawiedliwe, później dało drugą szansę, a teraz? Czy będzie łaskawe, by dać
Syriuszowi i Harry'emu szanse bycia razem? To była jedna niewiadoma.
~***~
Po co kłamać, udawać, że wszystko będzie
dobrze? Obydwoje doskonale wiedzieli, co się święci. Niebezpieczeństwo dla
Syriusza było wręcz ogromne. Co miał Black na to poradzić? Schować się, gdy i
tak już wszyscy znają prawdę? Na własne życzenie został uniewinniony publicznie.
,,Jeśli mają mnie zabić to jako wolnego człowieka.'' pomyślał, kierując się
schodami na dół. Chciał za wszelką cenę porozmawiać z Dumbledorem. Co jak co,
ale miał 'serdecznie' dość wieczystej przysięgi. Harry powinien wiedzieć, co go
będzie czekać! Dlaczego dyrektor chce milczeć? Nie rozumiał tego. Jednak chciał
rozwinąć wszelkie możliwości jeszcze przed wyjazdem pociągu do Hogwartu.
Gdy Black wszedł do kuchni, gdzie
zazwyczaj odbywały się narady, odnalazł swój cel. Albus na samym końcu
pomieszczenia rozmawiał z powagą z Alastorem Moodym. Syriusz nie planował
grzecznie czekać. Momentalnie zaczął iść do obu mężczyzn, jednak drogę
zagrodził mu Taylor Wert. Wysoki brunet wyglądał na przejętego czymś i nie
chciał za nic przepuścić Łapy.
— O co chodzi? — zapytał Syriusz, siląc
się na grzeczności. Nowy członek Zakonu najwyraźniej nie przypadł do gustu
Blackowi. Było w tym mężczyźnie coś, co Łapie się nie podobało. Ale co?
— O Emily Collins.
Syriusz wywrócił oczami i głęboko
westchnął.
— A co cię ona tak interesuje? Mówiłem, że
jest...
— Córką znanego aurora z Ameryki. Tak,
wiem. — przerwał ze znudzeniem, a Syriusz uniósł brwi ku górze.
— Tak więc mów. Byle szybko, bo mam inne
sprawy na głowie. — odparł i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, wskazując w
kierunku Dumbledore'a i Moody'ego. Taylor także spojrzał w ich stronę i ukazał
lekki uśmiech, w którym nie kryło się nic dobrego.
— Oczywiście, rozumiem. Chodzi mi o jej
przeszłość, a mianowicie o znajomych. Czy nie znasz...
— Nie.
Nie miał zamiaru mówić o reszcie
przyjaciół. Lily została zamordowana tak samo jak Emily, Demi pewnego dnia
zniknęła bez śladu, a Elizabeth wyjechała z ważną misją krótko przed Azkabanem,
gdzie po paru miesiącach nie wróciła. Stracił przyjaciółki i dwóch huncwotów.
Pozostał mu tylko Remus. Jedyne o czym właśnie marzy to o uchronieniu
chrześniaka przed Voldemortem i walce ze śmierciożercami, ramię w ramię z
Lunatykiem, o dobro na świecie. A te pragnienia mają czekać, bo jakiś 'nowy'
uczepił się jego zmarłych przyjaciół? Co on sobie myślał?!
— Posłuchaj — zaczął Syriusz
niebezpiecznym tonem, podchodząc bliżej Werta. — Nie wiem, skąd ty się urwałeś
i kim jesteś. Tak naprawdę to mnie to wcale nie obchodzi. Wszyscy przyjaciele
Emily Collins nie żyją prócz mnie i Remusa Lupina. Nie wiem, po co się
interesujesz jej przeszłością, ale jednego jestem pewny: uważaj na to, co
robisz — uniósł wzrok na dyrektora Hogwartu, który obserwował badawczo
Syriusza. Posłał Albusowi lekki uśmiech, po czym rzucił szybko: — Mimo tego, że
ich już nie ma to ja jestem. I będę nadal stać za nimi murem.
Brunet wyglądał raczej na rozbawionego niż
przestraszonego groźbą. Łapa mógłby przysiąc, że ujrzał w jego błękitnych
oczach jakiś błysk, jakby właśnie takiej odpowiedzi się spodziewał.
— Jesteś bardzo lojalny, Panie Black. Ja
bym na twoim miejscu dobierał żywych przyjaciół, jeśli oczywiście w tych czasach
jeszcze tacy pozostali — ostatnie słowa rzucił przez ramię, gdy zaczął
odchodzić. Taylor Wert na pewno nie zaliczał się do przyjaciół na krótkiej
liście Syriusza. Raczej wpisałby jego nazwisko na czarną listę. Od zdrady
Petera był nieufny wobec innych ludzi, tym bardziej nowo poznanych.
Syriusz nie zwlekając już ani chwili
dłużej, ruszył szybko w kierunku Dumbledore'a i Moody'ego, którzy nadal stali
na końcu pomieszczenia, tyle że wtedy już czekali na Blacka.
— Widzę, że nie przypadliście sobie do
gustu. — Stwierdził obojętnie Szalonooki, wpatrując się w zirytowaną twarz
huncwota.
— Można tak powiedzieć. Dumbledore, musimy
porozmawiać — zwrócił się natychmiast do dyrektora, który nadal badawczo
obserwował Łape.
— Oczywiście. Ja mu powiem, Alastorze.
Dziękuje ci — posłał Moddy'emu szczery uśmiech. Starzec, nie czekając na
Syriusza, od razu ruszył na przód w stronę korytarza. Musiał przewidywać, o
czym chce rozmawiać Łapa.
Gdy byli już sami, Dumbledore momentalnie
wyprzedził Syriusza.
— Wiem, o czym chcesz mówić. Wiem także,
że wieczysta przysięga cię denerwuje, ale to dla bezpieczeństwa, abyś nic nie
powiedział Harry'emu. Ten chłopiec przeżyje jeszcze wiele bólu, a to
nieuniknione. On nie może się dowiedzieć o niczym.
— Przecież powiedziałeś, że nie jesteś
pewny swojej teorii, więc może...
— Syriuszu — przerwał mu spokojnie starzec.
— Mówiłem ci, że brakuje mi jednego elementu, który Harry musi zdobyć w czasie
tego roku. Bez niego nie ruszę dalej. Co nie zmienia faktu, że jestem bliżej
prawdy. Bolesnej, rzecz jasna, ale prawdziwej.
Ból w sercu. Przeszywające zimno czy rozgrzany
do białości sztylet? Jak uchronić przed Voldemortem chrześniaka, kiedy tak
naprawdę nie można? Biegu zdarzeń nie potrafi zmienić. Taka jest straszna kolej
życia, której Syriusz nie przeszkodzi, a bardzo tego pragnie.
Albus zauważył jak się czuje Syriusz i
momentalnie położył swoją martwą dłoń na jego barku. Huncwot podniósł na niego
wzrok, który wcześniej spoczywał w ciemnościach pod powiekami.
— Chciałbym, aby była inna droga. Jednak
zapamiętaj, że miłość zawsze wygrywa. Ona jest kluczem do zgładzenia Voldemorta
— powiedział to powoli, po czym odwrócił się i zaczął odchodzić. Black nie mógł
porzucić nadziei. Musiał walczyć dla Harry'ego do samego końca, a nawet jeszcze
dalej.
Gdy dyrektor był już obok drzwi
wejściowych, powiedział słowa, które miały nabrać znaczenia w dalekiej
przyszłości:
— Przypomnij o tym Harry'emu zanim będzie
za późno — i dodał nagle coś sobie przypominając: — Moody ma adres. Zaraz po
odprowadzeniu Harry'ego i jego przyjaciół, ty i Remus spotkacie się pod Dziurawym
kotłem z Alastorem.
Zamknął drzwi, pozostawiając samego Blacka
na korytarzu.
~***~
Słońce wspaniale grzało na błoniach
Hogwartu. Pogoda była wręcz idealna na przebywanie na świeżym powietrzu, to też
czwórka huncwotów z przyjemnością wylegiwała się na trawie, nie myśląc już o
niczym co jest związane z SUM'ami. Syriusz spojrzał na Remusa, który zagłębiał
się dalej w swoją lekturę i na Petera, który przyglądał się dziewczynom,
rozmawiającym ochoczo o testach. Uśmiechnął się lekko, wyobrażając sobie
Petera, który zaprasza dziewczynę na spotkanie. Jednak dobry nastrój mu minął,
gdy tylko spojrzał w stronę Jamesa. Siedział dość przybity i zamyślony.
— Oh, daj spokój Rogasiu! — zawołał.
— Uważa, że jestem złym człowiekiem... —
wyrzucił z siebie jakby przez mgłę. Syriusz uniósł brwi ku górze.
— Cóż, ty przynajmniej nie nazwałeś jej
szlamą jak Snape. — Stwierdził, obserwując przyjaciela badawczo. W tym momencie
Remus przestał czytać i przyglądał się rozmowie dwójki huncwotów.
— Ja... Chodzę z napuszonym łbem? — Zapytał
ironicznie, podnosząc pytający wzrok na wszystkich przyjaciół, nawet na Petera,
który niezbyt słuchał co mówili.
— No w sumie coś w tym jest... Ale
przecież tyle razy ją dręczyłeś! Dlaczego od połowy czwartej klasy dałeś jej
spokój? To przez ten incydent...
— Nie! — zawołał oburzony. — Po prostu...
— Po prostu to przez ten incydent.
Widocznie Dumbledore dał ci nieźle do zrozumienia. — Odparł Black, układając
się wygodnie na swoim miejscu i kładąc dłonie pod głowę.
James wywrócił oczami.
— Nie musiał. Ja sam... — przerwał, widząc
spieszącą ku nim McGonagall. Wyglądała na dość zdenerwowaną.
Gdy tylko dotarła do huncwotów, rozejrzała
się wokół siebie jakby jeszcze kogoś szukała.
— Panie, Potter, Black, Lupin i Pettigrew
— wymówiła wszystkich nazwiska na co przyjaciele wstali natychmiast, a Peter na
głos nauczycielki transmutacji przestał podsłuchiwać rozmowę dziewczyn. McGonagall
wzięła głęboki oddech. — Pójdziecie natychmiast ze mną. Nie wiecie, gdzie jest
panna Lily Evans?
James zacisnął mocno dłoń w pięść, siląc
się na odwagę. Musiał przyznać, że zawiódł. Miał się zmienić od piątej klasy, a
jak zrobił? Wyśmiał publicznie Snape'a, a Lily wygarnęła mu co o nim myśli.
Najgorsze było to, że powiedziała prawdę.
— Nie wiemy, a coś się stało pani
profesor? — zapytał jakby nigdy nic Lunatyk. Nauczycielka spojrzała na nich ze
smutkiem.
— Niestety zaraz się stanie — odparła,
patrząc znacząco na Łape.
— Spóźnimy się...
— Dobrze, ale
dokąd? Przecież jest taka piękna pogoda...
— Na peron 9 i ¾!
— Ale...
Black natychmiast otworzył oczy. Wcale nie
znajdował się na błoniach Hogwartu tylko w swoim pokoju. Leżał w łóżku, a nad
nim stała zdenerwowana pani Weasley.
—
Syriuszu, za dwie godziny odjeżdża pociąg! Mógłbyś z łaski swojej przestać spać
i pomóc w przygotowaniach! — krzyknęła, po czym zaczęła kierować się do
wyjścia. — I nie jestem żadną panią profesor! — po ostatnim zdaniu trzasnęła
drzwiami.
No tak, to był tylko sen. Syriusz wstał i
potężnie ziewnął. W głębi serca chciał, aby te wspomnienie było tylko snem.
Niestety już się ono wydarzyło wiele lat temu. I nic nie mógł już na to
poradzić. Uśmiechnął się jednak na myśl o swoim przyjacielu, Jamesie. Pamiętał
doskonale jak później wszystko mu tłumaczył, bowiem Black nie chciał dać
spokoju Rogaczowi w szóstej klasie.
Wzrokiem podążył do starego zdjęcia z
przyjaciółmi, które wczorajszego wieczoru zawiesił. Brakowało mu ich
wszystkich. Na szczęście został Lunatyk, oddany i wspaniały huncwot. Miał
jeszcze w tych czasach na kogo polegać.
Nagle za drzwiami usłyszał czyjąś kłótnie.
Sprowadziła ona Syriusza na ziemie i natychmiast zaczął się przygotowywać do
wyjścia na peron. Ile już czasu minęło, odkąd opuściła jego pokój Molly
Weasley? Pewnie sporo.
Po kilku minutach otworzył drzwi i zszedł
szybko na dół. Przeklinał się w duchu, że zaspał i wszyscy musieli
przygotowywać się do odjazdu na peron bez niego. Miał nadzieję, że nie było
gotowe wszystko i mógł coś jeszcze zrobić.
Gdy wszedł do kuchni, ujrzał Taylora Werta
rozmawiającego z Harrym. Łapa momentalnie chciał wyjąć różdżkę, choć sam nie
wiedział czemu. Przecież tylko rozmawiali! Ale... o czym? Niewiele myśląc,
Black podszedł do nich i ustał obok chrześniaka, udając, że wcale nie martwi go
kontakt z brunetem.
— Witaj, panie Black. Wyspany? — zapytał i
nie czekając na odpowiedź, odszedł.
— Oczywiście... — mruknął cicho z lekka
zdenerwowany. Spojrzał na chrześniaka, siląc się na uśmiech. — Wybacz, że
dopiero teraz przychodzę. Jakoś tak...
— Mnie nie przepraszaj. Raczej panią Weasley.
To ona tylko narzeka na ciebie od rana. — powiedział w szczerym rozbawieniu.
Syriusz uśmiechnął się, wyobrażając sobie
chodzącą Molly po jego domu i wrzeszczącą: „Dlaczego Syriusz jeszcze śpi?! Co
on sobie wyobraża?!"
— Domyślam się. Powiedz mi, jesteś już
gotowy?
— Prawie. Nie mogę znaleźć nigdzie mojej
książki z zaklęć — wzruszył ramionami.
— Masz na pewno mniejszy bałagan niż ja z wczoraj.
Chodź, poszukamy jej. — klepnął chrześniaka po ramieniu i razem ruszyli na
górę.
— Pozdrów ode mnie profesora Slughorna
przy okazji! Doprawdy, wspaniały człowiek — zaśmiał się na wspomnienie o
celowym pomyleniu składników na pewnej lekcji i o czarnych włosach Snape'a.
— Naprawdę? Może to będzie od Remusa
normalny nauczyciel od obrony przed czarną magią...
Jego ojciec chrzestny zatrzymał się,
patrząc zdezorientowanym wzrokiem na Pottera.
— Obrona przed czarną magią? To zmienił zainteresowania?
To mało prawdopodobne — wzruszył ramionami, po czym ruszyli dalej. Natomiast to
Harry momentalnie spojrzał niezrozumiale na Syriusza.
— Myślałem, że... To właściwie czego uczy
profesor Slughorn?
— Oh, eliksirów oczywiście. Nie pamiętasz
jak ci mówiłem o tym 'niemiłym przypadku', gdy ja i twój ojciec sprawiliśmy, że
nasza zaprawa wybuchła i wszyscy mieli włosy Snape'a? — zapytał z rozbawieniem.
Mało spostrzegawczy jak ojciec w jego wieku, mógł się tego spodziewać.
— Łapo! Nie zrozumiałem cię! — zaśmiał
się, a po chwili umilkł. To kto będzie uczyć...
— Tak, wasz 'ukochany' profesor Snape —
odgadł o czym myśli Harry z jego wyrazu twarzy. — I już ci współczuje...
Otworzył drzwi i ujrzeli w środku
Hermionę, która wrzeszczała na Rona, trzymając w ręku jakiś sweter. Granger
nawet nie zauważyła, że ktoś wszedł do pokoju.
— Ile razy mam ci mówić, byś ty i Harry
nie robili bałaganu! O mało co bym zapomniała kilku rzeczy! Czy wy jesteście
poważni?! — Na ostatnie słowo dała nacisk, po czym odwróciła się na pięcie do
swojego kufra.
Syriusz spojrzał na Harry'ego – wyglądał
jakby miał się za chwilę wycofać, więc Black w odpowiedniej chwili zawołał:
— Spokojnie, Hermiono! U mnie jest gorzej
— stwierdził, śmiejąc się.
Jednak
młoda czarownica nie wyglądała na zadowoloną.
— Naprawdę?! Powiedz to pani Weasley!
— Hej! Moja mama jest... — zaczął Ron, ale
Hermiona nie dawała za wygraną.
— Przewrażliwiona? Raczej rozsądna!
Zamknęła z trzaskiem kufer i jak poparzona
wyszła z pokoju. Na chwilę zapadła głucha cisza, którą przerwał Ron.
— Stary, musiałeś mnie z nią samego
zostawiać? Myślałem, że nigdy nie przestanie się drzeć...
Wszyscy wybuchnęli niepohamowanym
śmiechem. Hermiona potrafiła jednak zawsze wyrazić głośno swoje racje, bez
względu na to z kim rozmawia.
— A mówiłeś, że tylko Molly narzeka na
mnie! — zawołał, siadając na łóżku.
— Bo tak jest. Hermiona nie jest na ciebie
zła. Uważa, że to normalne, że zaspałeś. Ostatnio dużo robisz dla Zakonu —
odparł Ron, siadając obok niego.
Młody Weasley miał rację. Syriusz
faktycznie przez ostatni miesiąc zrobił wraz z innymi członkami bardzo wiele,
ale też za mało. Jednak było więcej martwych ciał niż samych ocalałych.
— Harry, Ron... — zaczął, a młodzi
czarodzieje spojrzeli z zaciekawieniem na Blacka. — Mam prośbę. Nie
rozmawiajcie z tym nowym członkiem, Taylorem Wertem — powiedział stanowczo,
wstając z łóżka.
— Dlaczego? Coś się...
— O czym z nim rozmawiałeś? — przerwał Harry'emu,
starając się mówić spokojnie. W głębi serca był zdenerwowany. Musiał chronić
swojego chrześniaka, bez względu na wszystko.
— Pytał się jak mi idzie w szkole —
odpowiedział spokojnie, obserwując badawczo swojego ojca chrzestnego. Nie
chciał go martwić.
— Harry, czy pytał ciebie tylko o szkołę?
— musiał naciskać. Nie ufał Taylor'owi, ponieważ Syriusz zauważył w nim coś
podejrzanego. Niestety jeszcze nie wiedział co.
— No... zapytał jak zniosłem, gdy
myślałem, że nie żyjesz na początku. I...
— Tak?
— Pytał o mame i tate.
Tego się najbardziej obawiał. Zamknął
mocno powieki, przykładając dłoń do twarzy. Dlaczego Wert się interesował
Potterami? I Emily, Demi, Elizabeth...
— Co mu powiedziałeś? — zapytał, nadal
mając wzrok utkwiony w ciemnościach. Musiał uspokoić się. Jego zdenerwowanie
powoli wychodziło na światło dzienne. Ron milczał i przypatrywał się uważnie
rozmowie.
— Powiedziałem, że ich nie pamiętam, bo
zginęli jak byłem mały. Pytał, czy wiem coś o ich przebywaniu w Hogwarcie i o
znajomych. Odpowiedziałem, że nic nie wiem. Wtedy zapytał o twoją śmierć i
powiedziałem, że nie będę z nim o tym rozmawiać, bo to nie jego sprawa. W tym
momencie ty przyszedłeś.
Gdy Black otworzył oczy, ujrzał Harry'ego,
który stał przed nim z zmartwieniem na twarzy. Uśmiechnął się lekko. Chrześniak
właściwie nic nie powiedział i dobrze zrobił.
— Unikajcie go oboje. Nie rozmawiajcie z
nim. I powiedzcie to samo Hermionie — zwrócił się do obu chłopców, siadając z
powrotem na łóżko. — Jest dziwny, nie ufam mu. Mnie także wypytywał o
przeszłość i znajomych. Lepiej z nim nie mieć żadnych kontaktów.
Na chwilę zaległa cisza, którą przerwał
Ron.
— Syriuszu, na pewno z nim nie będziemy
rozmawiać, dajemy słowo. Mam jednak jeszcze pytanie, chodzi mi o przyszłość
raczej... — ostatnie zdanie powiedział ciszej, modląc się w duchu, że Black nie
dosłyszy, ale się mylił.
— Mów śmiało! — zawołał, ciesząc się ze
zmiany tematu.
— Można zostać aurorem bez zaliczania
eliksirów?
Harry
i Syriusz zaczęli się śmiać, a Weasley zrobił się czerwony na twarzy. Widocznie
pomyślał, że się z niego naśmiewają.
— Właśnie rozmawialiśmy o tym, ale te
wrzaski nam przerwały — odparł z uśmiechem Potter.
— Eliksirów będzie was uczyć profesor
Slughorn, a obrony przed czarną magią profesor Snape. I nie, nie można bez nich
być aurorem. Jednak jak już was Sma... przepraszam, profesor Snape nie będzie
uczyć to zmienia to postać rzeczy!
Ron wyglądał jakby nagle zdobył puchar
Qudditcha. Ta wiadomość sprawiała, że poczuł się nagle wyśmienicie, ale z
drugiej strony zmartwił go fakt, że Snape będzie uczyć obrony przed czarną
magią. Widocznie Harry myślał tak samo, ponieważ głośno wypuścił powietrze.
— Jak Snape będzie was dręczyć, Harry,
dasz mi znać przez lusterko. Co do eliksirów to nie martwcie się – książki
wyśle wam sową.
— To idziemy na aurorów, Harry? — zapytał
podekscytowany Ron.
Jednak nim zdążył odpowiedzieć do środka
wpadła pani Weasley. Wyglądała na jeszcze bardziej zdenerwowaną.
— Za czterdzieści pięć minut odjeżdża
pociąg! Harry, znalazłam twoją książkę od zaklęć — odparła, podając ją
gryfonowi i wychodząc z pokoju.
— Tak więc oto twoja książka, a teraz
bierzcie kufry i idziemy na dół. A czego zapomnieliście to jeszcze dziś wam
przyślę.
~***~
Na dole czekali już państwo Weasley wraz z
Remusem Lupinem. Na początku był plan, aby młodzi czarodzieje byli eskortowani
przez aurorów z Ministerstwa, ale jednak Black się uparł, że dadzą sobie radę.
I całe szczęście, bowiem Łapa nie mógłby znieść podobnych typów do Werta, a
jego już miał dość.
Syriusz, Remus i Artur zanieśli kufry do
samochodów, a reszta zaczęła do nich wsiadać. Dzięki zaklęciu pojazdy wbrew
pozorom były w środku o wiele większe niż z zewnątrz. W pierwszym jechał
Syriusz i Remus z Harrym i Hermioną, a w drugim pan i pani Weasley z Ronem i
Ginny. Podróż na szczęście nie trwała tyle co poranne przygotowania. Zostało
dwadzieścia minut, gdy byli już na dworcu King's Cross. Lunatyk i Syriusz udawali,
że rozmawiają obok barierki, a w tym czasie młodzi czarodzieje kolejno zaczęli
przechodzić na peron 9 i ¾ . Gdy już się tam znajdowali, po chwili dołączyli do
nich państwo Weasley, a zaraz potem Remus i Syriusz.
— No i jesteśmy! Idźcie odnieść kufry i
wróćcie się pożegnać — odparł pan Weasley, podając Syriuszowi śnieżnobiałą
sowę. Młodzi czarodzieje posłusznie odnieśli do wolnego przedziału swoje bagaże
i po dłuższej chwili wrócili na peron. Harry wziął od Syriusza sowę i
poprowadził go na bok.
Po
prostu musiał mieć tą pewność. Nie mógł po raz kolejny stracić ojca
chrzestnego. Najpierw przez zdradzieckiego Petera Pettigrew, później przez
śmierć w Ministerstwie. Na szczęście życie oddało Łape z powrotem, jednak to
nie oznaczało, że nie będzie kolejnego razu.
Syriusz wiedział, o co chodzi Harry'emu.
Miał świadomość tego, że się o niego martwi. I wcale się temu nie dziwił. Miał
do tego duże powody, jak i on sam, by na siebie uważać. Czy publiczne
uniewinnienie było dobrym pomysłem?
— Panie Black,
oczywiście zostanie pan jeszcze dzisiaj oczyszczony ze wszelkich zarzutów,
niemniej jednak, może pan wybrać sposób ich dokonania.
Black wytrzeszczył
oczy na ministra. On mówił poważnie? Będzie wolnym człowiekiem! Nie mógł
uwierzyć we własne szczęście! Teraz będzie wspaniałym ojcem chrzestnym dla
Harry'ego, przyjacielem i członkiem Zakonu Feniksa. Nie może tego popsuć. Tyle
zła musiało się wydarzyć, tyle bólu i cierpienia, aby on, Syriusz Orion Black,
stał się wolnym człowiekiem. Mógł teraz zacząć żyć z czystym kontem, wychodzić
spokojnie na ulicę. Nie był już zbiegiem czy przestępcą. Ta myśl była równie
wspaniała co to, że żyje. Można by nawet powiedzieć, że jeszcze lepsza, bo
gdyby tu teraz nie był, to jak miałby funkcjonować? Życie w nieustannym
ukrywaniu się nie było tym samym, a teraz? Tylko jedno zaczęło Syriusza
zastanawiać – o czym jeszcze mówił minister?
— Panie Ministrze,
co ma oznaczać, że mogę wybrać sposób w jaki zostanę uniewinniony? – zapytał,
modląc się w duchu, by to nie było nic poważniejszego. Może to niezbyt mądra
myśl, ale w tym momencie Black był przygotowany na wszystko. Bał się, że za
chwilę wszystko okaże się jednym, wielkim żartem, i że wpadną tu Dementorzy, by
wykonać na nim swój pocałunek śmierci.
Jednak Korneliusz
Knot tylko uśmiechnął się i rzekł:
— Możemy pana
uniewinnić po cichu, a to znaczy, że Prorok Codzienny ani żadna inna gazeta o
tym nie dowie się. Wtedy i śmierciożercy nie będą nic wiedzieć. — Black zaczął
się nad tym zastanawiać: z jednej strony będzie miał przewagę. Będą myśleć, że
Bella go zabiła, choć z drugiej strony znowu ukrywać się? — Jest oczywiście
jeszcze druga opcja. Możemy pana uniewinnić publicznie. Napisze o tym Prorok
Codzienny i sam się nawet wypowiem. Decyzja należy do pana, panie Black.
Publicznie, czyli
wszyscy się dowiedzą, nawet śmierciożercy. Nie będzie też potrzeby, aby się
ukrywać.
Syriusz wziął
głęboki oddech, całkowicie pewny swojej decyzji:
— Tak więc
prosiłbym o uniewinnienie publicznie.
Nie miał zamiaru ukrywać się po raz
kolejny. Otrzymał szansę bycia wolnym człowiekiem. I jeśli zginie to niech
wcześniej świat wie, że jest niewinny. I tak prędzej czy później śmierciożercy
by się dowiedzieli.
Teraz posłusznie czekał, aż chrześniak
zacznie mówić, choć w głębi serca wiedział co.
— Syriuszu, mówiłeś mi, że nie
zagwarantujesz... Po prostu obiecaj mi tak, jak ty mi obiecałeś u Dursley'ów.
Obiecaj, że mnie tak szybko nie opuścisz, że będziesz się starać.
Syriusz uśmiechnął się lekko, mówiąc po
części poważnie.
— Zapomniałeś o wspaniałomyślności —
podkreślił spokojnie, po czym zaśmiał się lekko.
— To już od naszego pierwszego spotkania
wypełniasz! — zawołał.
— Uważasz, że jako pies jestem bardziej
wspaniałomyślny? To jednak lepiej jak mam pchły...
Harry wybuchł śmiechem, a Syriusz razem z
nim. Niektórzy z zainteresowaniem spoglądali w ich stronę. Jednak nie zwracali
na nich uwagi. Syriusz spojrzał w stronę, gdzie kieruje się pociąg i... zamarł.
W oddali stała w czarnej pelerynie jakaś kobieta. Była na pewno w tym samym
wieku i obserwowała od dłuższego czasu jak rozmawiają. Cień z peleryny opadał
jej na połowę twarzy, więc Black nie mógł poznać kim była, ale... kogoś mu
przypominała, lecz kogo? Nim się zdążył się nad tym zastanowić, owa kobieta
wyczuła, że ją dostrzeżono i momentalnie wtopiła się w tłum, znikając z pola
widzenia szarych oczu Syriusza. Przywołał z powrotem uśmiech i zwrócił się do
Harry'ego.
— Obiecuję ci, ale ty też mi coś obiecaj.
Masz...
— ... trzymać się z dala od ślizgonów,
szczególnie Malfoy'a i na siebie uważać...
— I dobrze się uczyć!
Potter uniósł ku górze brwi i roześmiał
się. Syriusz oczywiście do niego dołączył, ale po chwili uspokoił się,
przywołując poważny wyraz twarzy.
— Masz zostać aurorem! Pragniesz tego i
jeśli będzie trzeba to zawsze ci pomogę i będę cię zawsze wspierać w twoich
decyzjach.
Uśmiechnął się i przytulił mocno
chrześniaka. Kochał go i to bardzo. Zdał sobie z tego sprawę dopiero, gdy
poleciał do Ministerstwa by ratować swojego ojca chrzestnego. Już teraz wie to
doskonale i chce być dla niego oparciem przy każdym kroku. Powinien być to
James i Lily, jednak czasu nie umiał cofnąć, ale za to może chociaż gorliwie
wypełniać swoje obowiązki ojca chrzestnego, które przecież uwielbiał! Nigdy nie
zapomni tej chwili...
— Nareszcie jesteś,
Łapciu! Mamy z Lily do ciebie sprawę.
Syriusz wszedł do
mieszkania w Dolinie Godryka i spojrzał w dziwnym grymasie na przyjaciela.
Znowu to samo...
— Słuchaj, jeśli
nie wiesz jakie imię wybrać dla waszego dziecka to zapytaj Remusa. On wie wszystko.
Na moment popatrzyli
na siebie w milczeniu po czym oboje zaczęli się śmiać w niebogłosy. Syriusz
wiedział, że największy problem mieli z imieniem dla dziecka, tym bardziej, że
to miał być chłopiec. Ostatnim razem James na kolanach, dosłownie, błagał
Syriusza o pomoc, jednak Łapa nie miał za nic żadnego pomysłu. I tym razem był
pewny, że chodzi o tę samą sprawę.
— Dobra, chodźmy do
ogrodu. Tam ci wyjaśnię — odparł z huncwockim uśmieszkiem po czym przeszli
przez dom i wyszli na zewnątrz.
Black nie potrafił
ukryć zaskoczenia na widok wszystkich przyjaciół: obok rozpromienionej Lily
stała Emily Collins, która najwidoczniej przyjechała z Ameryki, Demetria Salpy,
Elizabeth Mistery, Remus Lupin i Peter Pettigrew. Wszyscy byli dziwnie
szczęśliwi, a Syriusz za nic w świecie nie mógł się domyślić dlaczego. Spojrzał
na brzuch Lily z myślą, że pewnie już urodziła, ale nadal dzieciątko znajdowało
się w łonie swojej matki. Postanowił za długo się nie zastanawiać i przywitać
ze wszystkimi.
— Emily! Kiedy
przyjechałaś? — zawołał, a niebieskooka blondynka podeszła do Syriusza i
przytuliła przyjacielsko.
— Wczoraj wieczorem
— odparła z radością, puszczając Blacka.
Lily podeszła zaraz
po Emily. Widocznie ciąża służyła pannie Potter. Po chwili rzuciła się na szyję
z zaskoczenia Demi.
— Dlaczego ty
jesteś zawsze takim leniem?! Ile można na ciebie czekać...
Black wybuchł
śmiechem, a Demi połaskotała go lekko w bok, na co ten gwałtownie odskoczył
wprost na Elizabeth.
— Wybacz, to Dems
wina!
— Najlepiej na
kogoś zwalać swoje winy! Nic się nie zmieniłeś, Łapo.
Wszyscy wybuchli
śmiechem w czasie, gdy Syriusz mocno przytulił do siebie brunetkę. Zakon
Feniksa zabierał jej ostatnio wiele czasu i nie widzieli się od kilkunastu dni.
Wypuścił dziewczynę z objęć, a ta z szerokim uśmiechem mu przyłożyła pięścią w
ramię.
— A to za co? —
zapytał niewinnym głosem.
— Ja tak łatwo nie
wybaczam! — zawołała, uciekając przed roześmianym Syriuszem.
Nie mógł uwierzyć,
że w końcu wszyscy razem są w komplecie!
— No ja rozumiem,
że to kobiety i w ogóle, ale my tu też jesteśmy! — zawołał z dezaprobatą Remus,
machając lekko dłonią, a Peter wskazywał na ich dwójkę. Black zostawił w
spokoju Elizabeth i ruszył ku huncwotom, obu naraz obejmując.
— No dobra, już nas
puść, bo dziwny się robisz na starość! — stwierdził ze smakiem Remus, na co
wszyscy po raz kolejny wybuchnęli śmiechem.
James podszedł z
Lily do Syriusza, a pozostali wstrzymali oddech.
— Nasze dziecko już
ma wybrane imię i brzmi ono Harry — powiedziała Lily, a Black udał, że się
zastanawia.
— Kto je wybrał, bo
zakładam, że nie wy...
— Ja, a masz jakiś
problem z tym, Black? — zapytała wyzywająco Elizabeth.
— Oczywiście, że
nie! Piękne imię. W takim razie o jakiej sprawie mówiłeś, Rogasiu?
Wszyscy wymienili
ze sobą spojrzenia. Black udał, że nie zauważył tego i sięgnął ze stołu
szklankę i nalał sobie soku. Po pierwszym łyku spojrzał znacząco na
przyjaciela.
— Więc?
— Może lepiej odłóż
to — zaproponowała Demi, powstrzymując się od śmiechu.
— A niby czemu?
— Bo to moja
pamiątka z kuchni Hogwartu, a nie chcę byś ją zniszczył — odparł James.
Black zaśmiał się,
biorąc kolejny łyk soku.
— Spokojnie,
Rogasiu. Jestem bardzo spokojnym człowiekiem! — James i Lily wymienili
sarkastyczne spojrzenia, a reszta zaśmiała się. Syriusz zaczął dość huncwocko
mówić. — Jestem spokojny jak modliszka, zwinny i piękny jak motyl, opanowany
jak...
— Chcemy byś został
ojcem chrzestnym Harry'ego — przerwał mu James, a ten podskoczył i upuścił
szklankę z sokiem.
— Opanowany jak co?
— zapytała ze śmiechem Emily.
Syriusz nie mógł
uwierzyć w to, co usłyszał.
— Nie mogliście mi tego inaczej powiedzieć!
Mam dostać zawału! — skarżył się, łapiąc za serce.
— Przecież jesteś
spokojny jak modliszka! — zaśmiał się Remus, a Syriusz poczuł, że się rumieni.
— No i szklankę
stłukłeś. Mniejsza o nią. Jak Harry pójdzie do Hogwartu załatwi mi nową —
zaśmiał się, po czym spojrzał znacząco na Syriusza. — No więc... zgadzasz się,
Łapciu?
Black wytrzeszczył
na niego oczy. Czy się zgadza? Co to za pytanie...
— Oczywiście, że
tak! — zawołał, a wszyscy wydali radosny okrzyk.
To był piękny czas. I właściwie ostatni w
tak pełnym gronie.
Syriusz uwolnił z uścisku chrześniaka,
puszczając mu oczko. Ten natomiast uśmiechnął się szeroko. Jednak dopiero po
chwili doszły do nich okrzyki państwa Weasley, Remusa, Hermiony i Rona.
— Pociąg rusza!
Harry pędem podbiegł do wejścia i w
ostatniej chwili wszedł do środka. Obrócił się na pięcie, by jeszcze raz
przyjrzeć się swojemu ojcu chrzestnemu. Uśmiechał się do niego i machał ręką.
Nim pociąg się rozpędził, zdołał jeszcze krzyknąć:
— Do zobaczenia!
— Do zobaczenia... — powiedział cicho,
patrząc na oddalający się pociąg. Gdy po chwili już było widać małą, czarną
plamkę, Remus ustał obok huncwota. Posłał mu lekki uśmiech i znaczące
spojrzenie, mówiące, że muszą już iść. Dziurawy kocioł był kolejnym celem tego
dnia. Syriusz kiwnął lekko głową po czym podeszli do państwa Weasley.
— Mamy udać się teraz na misję. Czeka na
nas Szalonooki obok Dziurawego kotła. Wrócicie sami? — zapytał Lunatyk.
— Oczywiście, nie martwcie się —
odpowiedziała Molly.
W tym czasie nikt z nich nie zauważył, że
zakapturzona kobieta podeszła do miejsca, gdzie biegł Harry. Podniosła jego
dwukierunkowe lusterko i zamarła. Nie zastanawiając się, schowała je szybko do
kieszeni i usunęła się w ciemny kąt, obserwując jak Syriusz i Lunatyk się
teleportują. Na jej szczęście usłyszała, że do Dziurawego kotła.
~***~
Świat zaczął wirować, trzask i już stali
przed Alastorem Moodym. Ten na ich widok od razu przybliżył się tak, by nikt
ich nie podsłuchał.
— Rodzina Weathers mieszka w Worcester na
Cole Hill 17. Śmierciożercy mogą już znać adres od tygodni, nie mam pojęcia.
Wczoraj jeszcze nie zaatakowali ich. Dzisiaj rano też nie. Musicie się
śpieszyć! — powiedział cicho i wyraźnie tak, aby wszystko zrozumieli bez
powtarzania.
Obaj huncwoci powoli kiwnęli głowami.
— Worcester, Cole Hill 17. W porządku —
powtórzył sobie Syriusz, a Moody mruknął potwierdzająco.
Nic już nie mówiąc, teleportowali się na
podany adres, a Szalonooki wszedł do Dziurawego kotła.
Znów rozmazany obraz świata, trzask i byli
na pięknej ulicy w Worcester. To miejsce trochę przypominało Dolinę Godryka,
tyle, że tu było pusto na ulicy. Czy to dobrze?
— Mam nadzieję, że tutaj jest po prostu
mały ruch — stwierdził Black bez przekonania, wyciągając przed siebie różdżkę.
— Ja także — zgodził się Remus i zrobił to
samo.
Nie mogli być pewni, że wszystko pójdzie
zgodnie z planem. Nie wiedzieli, czy śmierciożercy już przypadkiem nie byli w
środku. Jednak mimo wszystko musieli wierzyć, że nie jest za późno. Ruszyli
więc w kierunku domu, który stał przed nimi. Był on taki sam jak pozostałe,
czyli dwupiętrowy i z białego marmuru. Różnicą był tylko numer na nim. Oni
podążali w stronę siedemnastki i gdy byli już przed drzwiami, weszli do środka
po cichu i bez żadnej zapowiedzi.
W domu trwała głucha cisza, która nie
mogła wróżyć nic dobrego. Po chwili usłyszeli cichy śmiech. Syriusz wraz z
Remusem udali się w jego kierunku do salonu. Nie byli sami.
— Witaj, kuzynie — odparła w niesmaku Bellatriks.
Obok niej stał Avery z istną satysfakcją na twarzy.
U ich stóp leżało martwe ciało mężczyzny,
a przy nim klęczała ledwo żywa kobieta. Łkała cicho w dłoń swojego zmarłego
męża. Huncwoci podnieśli wysoko różdżki, czekając na to, co się za chwilę
wydarzy.
— Witaj Bello. Ciebie się tutaj nie
spodziewałem — stwierdził, starając się zachować zimną krew.
— Doprawdy? Powinieneś wiedzieć, że tak
łatwo nie odpuszczam moim ofiarom! — mówiąc to, śmiała się ironicznie, bawiąc
się przy tym swoją różdżką. Widocznie była rozbawiona całą sytuacją. — Oh, taka
piękna... — zwróciła się do płaczącej kobiety. — Taka młoda, a musi zginąć...
Chyba, że powiesz, gdzie jest twój syn!
— Nigdy! — wrzasnęła, mocno ściskając dłoń
swojego męża.
Śmierciożerczyni
ukazała zdradziecki uśmiech.
— Szkoda… Crucio!
Huncwoci już mieli zaatakować, ale Avery
ich wyprzedził. Dzięki zaklęciu tarczy, Syriusz i Remus nie mogli uratować
kobiety. Widocznie była długo torturowana, ponieważ po chwili umarła.
— Nie ładnie tak... przeszkadzać! — wrzasnęła,
celując różdżką w Syriusza. — Avery! Znajdź chłopaka! — zwróciła się do swojego
towarzysza, wracając po chwili do Blacka. — Powinieneś wpaść za tą przeklętą
zasłonę, a ja powinnam cię uśmiercić, a nie spowolnić, a teraz pozwól, że
naprawię swój błąd!
Syriusz pewnie trzymał swoją różdżkę,
gotów by zabić Śmierciożerczynię. Wiedział, że jest wściekła i że rzuci Avadę
Kedavrę z istną nienawiścią i radością. Jednak tak historia nie może się
zakończyć. Black nie miał zamiaru umierać tego dnia. Jeśli ktoś miał zginąć to
właśnie ona i Avery! I z chęcią to zrobi.
Już podnosił różdżkę, gotów na to, co
miało się wydarzyć, gdy usłyszał nagle w swojej kieszeni kobiecy głos,
niezwykle znajomy...
Poczekaj...
Miał
czekać? Ale na co?! Lewą ręką zajrzał do kieszeni i zesztywniał. To było
dwukierunkowe lusterko, a głos nie należał do Hermiony. Nie mógł spojrzeć na
nie, musiał patrzeć na Belle. Dlaczego czuł w głębi serca, że ma czekać? Nie
wiedział, ale miał się tego za chwilę przekonać.
Śmierciożerczyni
z ciekawością patrzyła jak Syriusz się waha. Po chwili wszedł do salonu Avery,
ciągnąc za koszulę chłopca i przykładając mu różdżkę do gardła. Bellatriks
ukazała triumfalny uśmiech. Remus z niedowierzaniem spoglądał na swojego
przyjaciela. Dlaczego nie reaguje?
— Co tak stoisz? Boisz się? — Jej uśmiech,
którym się szczyciła, znikł momentalnie, gdy z jednego z pomieszczeń wyłoniła
się owa zakapturzona kobieta z peronu. Wszyscy wpatrzyli się w nią,
zastanawiając się kim jest. Śmierciożercy spojrzeli na huncwotów, ale po ich
minach zrozumieli, że nie jest z nimi.
— A ty kim jesteś, dziewucho? — zapytała
ironicznie Bellatriks.
Zakapturzona kobieta uśmiechnęła się,
ściągając kaptur. Syriusz o mało co nie wypuścił z dłoni różdżki. Spojrzał na
Lunatyka, który także stał całkowicie skołowany. Jednak nie tylko oni.
— Ostatnią osobą, którą zobaczysz w życiu
— odparła sucho z pełnym zdecydowaniem.
— Doprawdy? Widzę, że jesteś odważna.
Przygotuj się lepiej na swój koniec! — wrzasnęła, ale na kobiecie to nie
zrobiło żadnego wrażenia.
— Nie boję się śmierci. Ostatnimi czasy to
moja przyjaciółka.
Bellatriks wybuchnęła skrzeczącym
śmiechem.
— W takim razie pozdrów ją ode mnie!
— Nie będzie takiej potrzeby, ponieważ ty
to zrobisz.
Kobieta uniosła różdżkę, a Bellatriks
przestała się uśmiechać.
— Ava...
— DRĘTWOTA! — krzyknęła, powalając Śmierciożerczynię
na podłogę, a huncwoci zaczęli atakować Avery'ego. Syriusz nigdy by się nie
spodziewał ujrzeć ponownie Elizabeth Mistery.
Dla Magdy. Mimo odległości wiedz, że zawsze będziesz moją najlepszą przyjaciółką!
---------------------------------------------------------------------------------
Pozdrawiam, życząc pięknej niedzieli w gronie rodziny!
Dolce Veneziana
Rozdział bardzo mi się podobał, jednak kilka błędów kuło mnie w oczy.
OdpowiedzUsuńPoprawnie jest Draco nie Dracon. Nazwisko Malfoy odmieniamy bez apostrofu. Zwroty bezpośrednie (Tobie, Ty, Ciebie) piszemy dużą literą jedynie w listach, w opowiadaniach nie ma takiej potrzeby. I na twoim miejscu popracowałabym nad zapisem dialogów.
Poza tym jedynak rozdział należy jednak to jednego z lepszych i bardzo nadrabia fabułą :)
Pozdrawiam i życzę dużo weny,
EKP
Masz rację, dziękuje Ci, że mi zwróciłaś uwagę na 'Draco Malfoya', bo powiem szczerze, że nie wiem dlaczego byłam przekonana, że dobrze piszę. ;d I za te zwroty, bo co do nich też byłam bardzo pewna! Widać, że moja przerwa była zbyt długa... (bo ogólnie jestem na bloggerze od 2012, a piszę od 2010)
UsuńW każdym razie jeszcze raz Ci dziękuje za ukazanie błędów i oczywiście, że motywującą i pozytywną opinię. :)
Rozdział genialny! Bardzo, ale to bardzo mi się podoba. Tylko w jednym miejscu źle napisałaś "Bellatrix" - napisałaś "Bellatricks". Ale to już tylko tak na marginesie ;)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa dalszej akcji. Czyżby love story? :D
Weny!
Sprawdziłam, pisze się 'Bellatriks', a mi chamsko 'c' wskoczyło. Widocznie nie lubię jej coś, co jest prawdą. :p
UsuńDziękuje Ci za motywujący komentarz i pozytywną opinię! Bardzo sobie je cenie. c;
Love story? Hm.. A wiesz, że... nie powiem Ci. Będę wredna - czekaj na rozdziały! :3
Hej, hej!
OdpowiedzUsuńNo. W końcu nadrobiłam te wszystkie rozdziały, więc mogę skomentować. Ten komentarz będzie raczej taki ogólny, kolejne już raczej będą się odnosiły do danego rozdziału. Zbyt dużo być...
Zacznijmy od fabuły, która jest oczywiście plusem. Bardzo mi się podoba, bo Syriusz, mój Syriusz kochany nie umarł! Jupijaj! Co prawda gdybym sama miała pisać bloga o Syriuszu, który już wyszedł z Azkabanu, nie potrafiłabym się zdecydować na taki krok. Jakoś wydaje mi się, że śmierć Syriusza odegrała zbyt ważną rolę, byłaby to dla mnie rzecz nie do zmienienia po prostu, żebym sama zrobiła coś takiego xd Ale skoro ty się zdecydowałaś, to jak najbardziej poczytam i to z wielką chęcią.
Teraz przejdźmy może do błędów. Jest ich trochę Musisz popracować nad stylem, bo momentami czyta się naprawdę ciężko. Tutaj wypiszę trochę błędów.
,,Ci, którzy umierają nigdy nas nie opuszczają, ponieważ są w naszym sercu." - jest to nagłówek, więc on już sam w sobie powinien zachęcać. Tymczasem masz tutaj błąd interpunkcyjny. Powinno być: ,,Ci, którzy umierają, nigdy nas nie opuszczają, ponieważ są w naszym sercu."
W poprzednim rozdziale pisałaś perfektem. Nie ma perfektów są prefekci.
,,Jednak był warunek, aby nikt z młodych czarodziejów nie przeszkadzał w pracy członkom organizacji." - Niezgrabnie trochę, poza tym powtarza się był, więc napisałabym tak: ,,POSTAWIONO jednak warunek, aby ŻADEN z młodych czarodziejów nie przeszkadzał w pracy członkom organizacji." Nie mówimy nikt z czarodziejów tylko żaden z czarodziejów.
,,W końcu nastał dzień, w którym gryfoni mogli choć trochę się rozerwać. " - Gryfoni wielką literą.
,,Mogę Ci obiecać, tak jak Ty mnie, że będę na siebie uważać” - ty z małej. Tylko w listach piszemy wielką. Gdzieś tam wcześniej napisałaś Ciebie itp., więc to też trzeba poprawić.
Na więcej nie mam już siły… Dzisiaj jest już późno, a ja jeszcze mam do nauczenia się tekstu na prezentacje -.- Miło… W każdym razie musisz trochę popracować nad stylem. Robisz trochę błędów gramatycznych, ale jeśli będziesz dużo pisała i czytała w końcu wszystko się poprawi. Miejscami jest niespójnie, pisałabym też więcej opisów. Radziłabym też poczytać o interpunkcji w dialogach. Polecam stronę e-korekta :) A i jeszcze różnice między dywizem, półpauzą i pauzą. Też na tej stronie.
Blog ogólnie bardzo fajny, fabuła ciekawa i oryginalna, czekam na więcej :)
Życzę mnóstwo weny, pomysłów i czasu :)
Pozdrowionka,
Bianka!
Aaaa jaki długi! Myślałam, że będzie krzyk, coś w stylu: ,,Nie umiesz pisać!'' itp. 😂
UsuńDziękuje Ci za 'wytykanie' błędów. Zalece się do twoich porad i oczywiście poprawię błędy. Poprzednie rozdziały są bez poprawek, więc wyobrażam sobie ile byś napisała tutaj 😂
Postaram się poprawić w następnym rozdziale! Z resztą - sama napisz, czy mi się udało. :)
Powodzenia w nauce!