Przeminął
czas bycia skazańcem i uciekinierem. Syriusz mógł się szczerze uśmiechnąć
pierwszy raz po wielu latach. Czuł jak ogromny głaz spadł z jego serca. Nie
dość, że przywrócono mu dobre imię, to w dodatku odzyskał przyjaciela,
Lunatyka, i chrześniaka, Harry'ego. To mu w zupełności wystarczało. Czego mógł
więcej od życia oczekiwać? I tak było dość łaskawe, darując mu życie. Pozwolono
Łapie nadal trwać na tym świecie, w tych złych czasach, gdzie zło odrodziło się
na nowo. Voldemort nie próżnował, ani trochę. Wręcz przeciwnie – działał i to
było przerażające. Coraz więcej rodzin mugolskich było mordowanych. Za co?
Oczywiście za nic! Ginęli niewinni ludzie z różdżek Śmierciożerców. Czarny Pan
tak znienawidził mugoli, że pragnął tylko jednego – zniszczyć ich. Rzecz jasna,
drugi cel i ważniejszy, to Harry Potter, sławny chłopiec, który przeżył
mordercze zaklęcie. Jak zaledwie niemowlę uniknęło tragicznego w skutkach
działania Avady Kedavry? Lily Evans była wspaniałą osobą... Oddała życie za
Harry'ego, aby mógł iść dalej. Syriusz chciał pomóc chrześniakowi, uratować go
przed takim samym losem, jaki spotkał jego rodziców.
Dzień
śmierci Lily i Jamesa był nadal w głowie Blacka główną myślą. Próbował się
pogodzić z zaistniałymi okolicznościami, jednak to nie było takie proste. Nie
dość, że został współwinny ich śmierci to w dodatku Harry musiał znosić
Voldemorta na co dzień po przez bliznę w kształcie błyskawicy. Dla Syriusza to
straszna myśl, że jego chrześniak musiał cierpieć. Gdyby nie zaproponował
Petera... Gdyby Voldemort nie zabił Lily i Jamesa... Gdyby Harry nie miał
blizny... to by zginął. No tak, szczęście w nieszczęściu. Życie jest naprawdę
dziwne. Kieruje nas drogami, które nie zawsze są łatwe, lub które prowadzą do
przepaści. Łapa zastanawiał się, ile jeszcze minie czasu, żeby mógł zapomnieć o
przeszłości. Tyle się zmieniło... Jednak nasze wcześniejsze wybory podążają za
nami mimo wszystko. Jak żyć, kiedy przeszłość cię nieustannie ściga? I gdzie
odpowiedzi na te wszystkie pytania?
Syriusz
wyrwał się natychmiast z rozmyśleń, przypominając sobie, że za chwilę ma odbyć
się zebranie Zakonu Feniksa. Od dawna na nim nie był. Czy zlecą Łapie
jakąkolwiek misję? Teraz był niewinny i mógł łatwiej się przemieszczać. Jednak,
czy jego wybór w gabinecie Knota był dobry? Rozsądny? Kolejne pytanie bez
odpowiedzi...
Zszedł w
końcu na dół. Na pewno wszyscy już są.
I się nie mylił. Gdy przekroczył drzwi miejsca spotkania, ujrzał Albusa
Dumbledore'a na czele stołu, dalej po jego lewej Severusa Snape'a. Co on tutaj robi? Były śmierciożerca jest po
stronie dobra? Tacy jak on nigdy się nie zmieniają. Black wywrócił oczami.
Współpracowali razem, bo nie mieli wyjścia. Byli na siebie skazani, ponieważ
łączył ich Zakon. Jednak nadal żywili do siebie nienawiść, która tylko po czasie
nauki w Hogwarcie nasiliła się. Trudno nie dziwić się temu, w końcu Snape
święty nie był przed śmiercią Potterów.
Syriusz
wśród wielu innych twarzy zauważył Lupina i od razu podszedł. Huncwot podniósł
wzrok z Proroka Codziennego, którego aktualnie czytał. Widząc dobrze znaną
przez siebie twarz, ukazał lekki uśmiech.
—
Nareszcie. Co tak długo?
— A
wiesz... ja tu już byłem wcześniej. Cały czas jestem tutaj. Nie zauważyłeś? —
Black przybrał poważny wyraz twarzy, starając się mówić przekonywująco.
Jednak
Lupin za dobrze znał Blacka. Gdy usiadł obok szczerząc zęby, Remus podniósł z
tyłu rękę, by mu przyłożyć, ale przyjaciel to przewidział. Uchylił się i zaczął
śmiać.
— Twoje
poczucie humoru widać z samego Hogwartu...
—
Powiedziałbym, że dalej... nie chwaląc się.
Tym razem
Black dostał łokciem w bok i zgiął się wpół.
— Brakowało
mi ciebie, Łapo. — Odparł, śmiejąc się z zaskoczenia, które przybrał Syriusz na
twarzy przy ciosie.
Black tylko
puścił mu oczko głupkowato się uśmiechając.
Bywały
chwile, gdy Syriusz powracał do wydarzeń z przeszłości. Oczywiście nikomu o tym
nie wspominał. Nie miał zamiaru martwić Remusa. Wystarczyło, że sam cierpiał, a
Harry jeszcze bardziej. W końcu Lily i James byli jego rodzicami i musiał się
wychowywać z nieznośnym wujostwem. Jednak Łapa nie zawsze myślał o minionych
zdarzeniach. Ileż było radości! Te wszystkie szlabany, wybryki Huncwotów...
Mimo tych najgorszych wspomnień, mieściły się także w sercu te najpiękniejsze i
niezapomniane. Czy właśnie one pozwoliły przetrwać mu w Azkabanie i teraz, gdy
jest już niewinny? Jeszcze jedno pytanie bez odpowiedzi...
Dzięki
Lunatykowi Syriusz uwalniał się od złych wspomnień, które go wytrwale
prześladowały. Właśnie takie drobne momenty, uczynki czy też słowa, sprawiają
nam uśmiech na twarzy i lepsze samopoczucie w głębi siebie. Zawsze krótka
wymiana zdań z przyjacielem była jak dawka leku na zranioną duszę.
Łapa
przyjrzał się radosnej twarzy Lupina, który śmiał się razem z Nimfadorą z
wcześniejszego żartu Dumbledore'a. Coś między nimi było... Ale co? Syriusz
uśmiechnął się, wiedząc już o co chodzi.
Minęła
zaledwie chwila, gdy dyrektor Hogwartu powstał z miejsca, uciszając wszystkich
zgromadzonych. Poprawił swoją granatową szatę i z powrotem usiadł na swoje
miejsce. Gdy przemówił jego głos był jakby tubalny przez ogarniające wszystkich
milczenie.
— Bardzo
cieszę się, że mogę zobaczyć wszystkich w komplecie. Czasy są teraz groźniejsze
niż kiedykolwiek, co sami z resztą wiecie. Na początek chciałbym powitać z
powrotem w naszym gronie Syriusza.
Przez
pomieszczenie przeszły radosne okrzyki i oklaski. Jedyną osobą, która nie
zareagowała na ostatnie zdanie Albusa to Snape. Syriusza wcale to nie dziwiło.
Przecież był jedną z tych osób, które go gnębiły. Jednak profesor też nie był
bez winy. I oboje to doskonale wiedzieli.
Dumbledore
uniósł prawą rękę w celu uciszenia radości skierowanej ku Łapie. I oczywiście
wszyscy zamilkli – jednak z innego powodu. Każdy wpatrywał się w jego
poczerniałą dłoń. Wyglądała jakby była martwa. Dyrektorowi nie przeszło to
uwadze i skomentował krótko:
— Nie pytajcie,
bo i tak nie uwierzycie — uśmiechnął się i dodał: — Mamy ważniejszą sprawę do
omówienia.
— Coś
poważnego? — Zapytał pan Weasley, który siedział na przeciw Blacka.
— Zależy co
usłyszymy. I do tej misji najlepszym kandydatem będzie Syriusz.
Wszyscy zwrócili oczy na zdezorientowanego mężczyznę.
,,Dlaczego akurat ja?'' – zapytał w myślach, otrzymując po chwili głośnej
odpowiedzi.
— Najlepiej
znasz tego śmierciożerce. Nie powinienem cię o to prosić, ale tylko ty wykonasz
idealnie te zadanie.
— Peter —
odrzekł z odrazą.
No tak,
jeszcze tego brakowało. Zajmować się zdrajcą, mordercą i sługą Voldemorta, a
nawet byłym Huncwotem. Idealnie zapowiadał się powrót do Zakonu.
— Wiem co
myślisz. Zdaję sobie sprawę. Niemniej jednak, jak wspomniałem wcześniej, tylko
ty możesz wykonać najlepiej tę misję. Wydaje się ona dość prosta, lecz to tylko
pozory. Syriuszu, znasz go najlepiej od nas wszystkich. Będziesz, jakby to
powiedzieć, najbardziej obeznany w trakcie tegoż zadania.
Nikt nie
protestował. Wszyscy wiedzieli kim był Peter dla Syriusza. Jednak dlaczego nie
wspomniał o Lunatyku?
— A Remus?
— Właśnie,
możemy razem...
— Nie —
przerwał Lupinowi Dumbledore. — Ty będziesz potrzebny gdzieś indziej. Zaufaj
mi. — Odparł po czym zwrócił się z powrotem do Łapy. — Później zrozumiesz sam,
dlaczego właśnie ciebie wybrałem.
Black
przytaknął, gotów, by usłyszeć dalsze słowa starca. Niestety, głos zabrał ktoś
inny.
— Ja bym nie
ufał tak Blackowi, dyrektorze — odezwał się nagle Snape. — Byli kiedyś bardzo
blisko. Lepiej nie ryzykować.
— Czym nie
ryzykować? — przerwał mu ostro Syriusz.
Na twarzy Severusa pojawił się jadowity uśmiech.
— Oh, na
pewno wiesz. Usłyszysz cokolwiek o tym, jak bardzo byliście próżni i tacy, hm,
WSPANIAŁOMYŚLNI, że od razu przejdziesz na jego stronę.
Lupin
szybko przytrzymał przyjaciela. I zrobił to w odpowiedniej porze, bowiem ten
chciał już wstać.
Albus
otwierał już usta, lecz wyprzedził go Syriusz.
— Myślisz,
że zaufałbym osobie, która okazała się zdrajcą i zamordowała Lily i Jamesa?! —
Podniósł niebezpiecznie głos, a nikt z zebranych nie śmiał się odezwać. — Mów
co chcesz, Snape. Twoje zdanie mało mnie obchodzi.
— Jestem
członkiem Zakonu Feniksa i mam prawo...
— ...
wtykać swój długi nochal w nie swoje sprawy? Nie, nie masz.
— Aroganci,
bezczelny... Dokładnie jak Potter. I jego syn również taki jest.
Tym razem
Lunatyk już nie utrzymał Łapy. Ten gwałtowanie wstał z wściekłym wyrazem
twarzy. Jego oczy płonęły złowrogim blaskiem.
— James był
dobrym człowiekiem! I Harry także! Lily była mądrą osobą i nie wyszłaby za
jakiegoś idiotę! I powiedz jeszcze słowo, a źle skończy się ta rozmowa...
Po chwili
wstał także Snape z wyciągniętą różdżką. Dumbledore badawczo obserwował całą
sytuację w milczeniu, trzymając w gotowości swoją.
— Tacy jak
on się nie zmieniają! — krzyknął rozjuszony profesor.
— James się
zmienił! Spójrz lepiej na siebie. Kiedy ktoś raz staje się śmierciożercą to
nigdy nie przestaje nim być!
— JAK ŚMIESZ!
— JA
PRZYNAJMNIEJ NIGDY NIM NIE BYŁEM I NIE BĘDĘ!
Dyrektor
wstał. Dość już usłyszał.
—
Uspokójcie się! — Krzyknął tak głośno, że sam Stworek, skrzat domowy, wyciągnął
głowę zza drzwi. — Severusie, to co kiedyś było, już nie ulegnie zmianie, więc
pogódź się z przeszłością. — Jego srogi wyraz twarzy śledził siadającego w
milczeniu profesora i po chwili przeniósł się na drugą osobę. — A Ty Syriuszu,
wiedz, że Severus nie jest już sługą Voldemorta, choć na pewno ciężko ci w to nadal
uwierzyć. Rozumiem twoją irytację, ale ona nam w niczym nie pomoże, a tylko
pogorszy sprawę.
Syriusz
usiadł z powrotem na miejsce. Miał ochotę zemścić się na Snape’ie. Jednak
musiał odłożyć to na później. Najważniejsze było teraz zająć się sprawami
Zakonu.
—
Severusie, to ja decyduję kogo wysyłam na misję i gdzie. Jeśli mówię, że
Syriusz wykona zadanie wręcz idealnie, to tak będzie. — Albus wziął głęboki
oddech i opadł ciężko na fotel. Snape patrzył przez chwile z nienawiścią, lecz
chwilę później spuścił wzrok. Po dłuższym czasie dyrektor wyprostował się i
przemówił w kierunku Blacka. — Zadanie, jak mówiłem, jest tylko z pozoru
proste. Przejdę od razu do rzeczy. Widziano ostatnio Petera Pettigrew w Dziurawym
Kotle. Dokładnie mówiąc – Alastor Moody go widział.
Szalonooki
odchrząknął, a jego oko zawirowało wokół zebranych, by po chwili zatrzymać się
na Syriuszu.
— Tak jak
powiedział Dumbledore. Widziałem jak sobie tam popija. Co się okazało później –
dość często. Udało mi się podsłuchać, że jutro ma spotkać się z Lucjuszem
Malfoyem w tym miejscu. Niestety godzina nie jest mi znana.
— To Malfoy
nie jest już w Azkabanie? — Zapytał pan Weasley po raz drugi tego dnia.
— Ma trafić
tam jeszcze w tym tygodniu — odpowiedział starzec. — Minister Knot jest
przekonany o jego przynależności do Voldemorta. Jednak dano mu jeszcze trochę
czasu. Był w końcu ważną osobistością w świecie czarodziejów.
— Rozumiem,
że mam jutro pojawić się w Dziurawym Kotle? — podjął z powrotem temat Syriusz.
— Dokładnie
tak, ale będziesz tam cały dzień ze względu na nieznaną nam porę spotkania. A
przy okazji może usłyszysz też inne, cenne dla nas informacje. Oczywiście działasz
po cichu. Nikt nie może cię rozpoznać, przysiąść się do ciebie czy choćby z tobą
rozmawiać. Masz być cieniem.
—
Zrozumiałem. Obiecuję wypełnić zadanie jak najlepiej.
— W to nie
wątpię — uśmiechnął się szczerze Dumbledore. Syriusz mógłby przysiąc, że puścił
mu oczko.
Reszta
zebrania potoczyła się już bez żadnych wybuchów ze strony Snape'a i Blacka.
Szalonooki Moody wiele razy podkreślał "Stała czujność!", Artur
Weasley wyrażał głośno sprzeciw wobec braku jakiejkolwiek ochrony dla mugoli, a
reszta osób co jakiś czas coś dodała od siebie. Syriusz dowiedział się jak
wiele już rodzin niemagicznych zostało zamordowanych. Dumbledore ostrzegł
wszystkich, że Śmierciożercy będą próbować przejąć Ministerstwo. Każdy członek
Zakonu musiał uważać na siebie, bowiem jedno zawahanie, źle wypowiedziane
zdanie czy strach, były sygnałem dla zwolenników Voldemorta. Pocieszającym
faktem było to, iż Czarny Pan bał się Albusa Dumbledore'a, więc nie było
jeszcze tak źle. Uczniowie Hogwartu także mogli czuć się bezpiecznie. Jednak
ile czasu miało tak być? Odpowiedź miała nadejść kilka miesięcy później.
Syriusz
wszedł po naradzie do swojego pokoju i usiadł na łóżku. Minęło tyle czasu, a
zamiast być lepiej jest coraz gorzej. Westchnął cicho. Brakowało mu tych
wszystkich wybryków z Huncwotami, tych goniących uczniów zbroi, zaczarowany
dywan w pokoju wspólnym Gryffindoru...
Spojrzał na
stary kufer przed sobą. Wiedział co w nim jest, ale czy on, Syriusz Black,
chciał go otworzyć? Czy dawne wspomnienia miały ujrzeć światło dzienne właśnie
dziś, w tym momencie? Czemu nie.
Wstał i
uklęknął przy nim. Otworzył powoli wieko po czym rozniósł się cichy pisk.
Ostatni raz używał tego kufra, gdy uczył się w Hogwarcie. Nadal był wyryty na
nim złoty, lecz już starty, napis: "Syriusz Black, jeden z
Huncwotów". Łapa uśmiechnął się sam do siebie. Chciał znów poznać smak z
dawnych lat i bez wahania zanurzył rękę we wnętrzu kufra. Wyciągnął z niego po
chwili starą fotografią, przedstawiającą czterech uśmiechniętych chłopców z
szóstej klasy. James... Uśmiechał się szeroko w jego stronę. Jednak już nigdy
nie miał widzieć tego wyrazu twarzy w rzeczywistości. Spojrzał po chwili na
siebie, młodą osobę, której jeszcze nie zniszczył Azkaban całkowicie, i na
Remusa, którego uśmiech nadal widział za każdym razem, gdy był na Grimmlaud
Place 12. I Peter...
Syriusz
odrzucił fotografię jakby sam widok na czwartą osobę sprawił, że poparzyła mu
dłoń. Po chwili wyjął stary szal Gryffindoru. Momentalnie powróciły czasy, gdy
zawsze zakładał go na mecze Jamesa. Nie lada wyczyny Rogacz wyprawiał na
miotle, a Harry w zupełności odziedziczył jego talent, a nawet jest jeszcze
lepszy. Z resztą, sam James mówił, że jego syn będzie o niebo fantastyczny. Nie
mylił się.
Nagle z
szalika wyleciał stary... znicz! Ten sam, który Rogacz złapał w czwartej klasie
dla pięknej rudowłosej Lily Evans. Niestety ta go nie znosiła jeszcze wtedy i
poprosiła Blacka, by odniósł na swoje miejsce. Pamiętał późniejszą rozmowę z
Jamesem jakby była dopiero wczoraj.
— Łapciu! — Zawołał
chłopiec o kruczoczarnych włosach w swoich okrągłych okularach. Syriusz na jego
widok uśmiechnął się ironicznie. ,,Ja mu dam "Łapciu"... ‘’
— ROGASIU, szukałem Ciebie właśnie.
— Oh, tylko wiesz, niezbyt mogę umawiać się z tobą na jakieś pogaduchy. Co by na to Lilka powiedziała! — Wywołał udawaną rozpacz po czym zmierzwił sobie włosy. Syriusz zaśmiał się.
— Właśnie o nią mi chodzi — wyciągnął z kieszeni spodni złoty znicz. James ukazał lekki uśmiech.
— Tak myślałem. Mimo to na pewno się ze mną w końcu umówi. Mogę czekać nawet do ostatniej klasy!
Okularnik złapał znicz, który chwile temu wyleciał sam z dłoni Blacka. Przyjrzał mu się i zwrócił przyjacielowi.
— Zatrzymaj go, Łapciu — wyszczerzył zęby. — A Evans jeszcze się ze mną umówi, mówię ci!
— ROGASIU, szukałem Ciebie właśnie.
— Oh, tylko wiesz, niezbyt mogę umawiać się z tobą na jakieś pogaduchy. Co by na to Lilka powiedziała! — Wywołał udawaną rozpacz po czym zmierzwił sobie włosy. Syriusz zaśmiał się.
— Właśnie o nią mi chodzi — wyciągnął z kieszeni spodni złoty znicz. James ukazał lekki uśmiech.
— Tak myślałem. Mimo to na pewno się ze mną w końcu umówi. Mogę czekać nawet do ostatniej klasy!
Okularnik złapał znicz, który chwile temu wyleciał sam z dłoni Blacka. Przyjrzał mu się i zwrócił przyjacielowi.
— Zatrzymaj go, Łapciu — wyszczerzył zęby. — A Evans jeszcze się ze mną umówi, mówię ci!
James nigdy
się nie poddawał. I tak jak zapowiedział – był w końcu z nią, jednak dopiero
wtedy, gdy zmienił się. A dlaczego? Dla niej. Z miłości. Tak, Rogacz był
wspaniałym człowiekiem. Dorósł i Łapa mógł ze spokojem powiedzieć, że jest
dumny z tego, że byli dla siebie jak bracia.
Uśmiechnął się
w duchu. Co jeszcze czeka na wyciągnięcie z kufra? Ponownie zanurzył rękę i
poczuł coś miękkiego, zawiniętego w kilka worków. Syriusz zaśmiał się na głos.
Trzymał w dłoniach starą poduszkę*, którą otrzymał od Jamesa na swoje trzynaste
urodziny! Jej właściwość była dość... śmierdząca. Pluła ohydną mazią na każdego,
kto tylko ją dotknął.
Black wstał
jak porażony. Od razu wybiegł z nią z pokoju, po drodze powoli odwijając worki.
Chciał pokazać ją Lunatykowi. Na pewno wspomnienia związane z nią poprawią mu
humor po tym smętnym zebraniu!
Zbiegł
prędko po schodach i już miał wchodzić do kuchni, gdy drogę zagrodził mu Snape.
Czemu akurat teraz?!
Profesor
ukazał jadowity uśmiech na widok zmachanego Łapy.
— No
proszę, biegniesz by przekazać informację Czarnemu Panu, Black?
Syriusz
wywrócił oczami.
— To nie twoja
sprawa i bardzo Cię proszę... WYJDŹ Z TEGO DOMU. Mdli mnie na twój widok. — Znudzony,
ale głośny głos Syriusza usłyszała Nimfadora, która wychyliła głowę zza drzwi
kuchni.
— Uwierz,
nie mam zamiaru tu przebywać dłużej. W końcu to tutaj mieszkał ten bezczelny i
arogancki Black. A wiesz co ci powiem? Nikt nigdy nie wyrasta ze swoich więzów
krwi. Jesteś prawie jak Śmierciożerca. — Ukazał triumfalny uśmiech pewny, że
złamał Łape. Jednak mylił się. Snape myślał, że wyciągnie różdżkę, ale tego nie
zrobił. Syriusz rozerwał worek i rzucił plującą poduszką prosto w bladą twarz
profesora. Ta wściekle obsmarowała mu głowę śmierdzącą mazią, jakby czekała na
to od czasu zakneblowania w kufrze. Snape zachwiał się i oparł o ścianę ciężko
dysząc. Obok Tonks po chwili pojawił się Lupin. Oboje dusili w sobie
wybuchnięcie śmiechem. Sam Syriusz miał już łzy w oczach. Jednym ruchem różdżki
z powrotem związał poduszkę we worki. Severus patrzył na niego spode łba.
— Mógłbyś
się czasami umyć, Smarkerusie. A teraz wynoś się z tego domu zanim całkiem
rozniesiesz tu smród.
Łapa
wyszczerzył do niego zęby, a kipiący wściekłością Snape wyszedł trzaskając
drzwiami. Dopiero wtedy Syriusz razem z Remusem padli na podłogę wijąc się ze
śmiechu.
— Jeszcze
ją masz?! — zawołał po dłuższej chwili przez łzy Lunatyk.
— Znalazłem
ją właśnie i chciałem ci pokazać, ale sam widzisz. Snape nie mógł się oprzeć,
by ją jako pierwszy wspomnieć!
Lupin
wybuchnął głośnym śmiechem, a po chwili sama Nimfadora, która nadal stała w
drzwiach. Kiedyś James widział jak Snape nazwał Lily szlamą i ten od razu
rzucił prezentem Syriusza. Ile by Łapa dał, by cofnąć się do tych pięknych
beztroskich lat w Hogwarcie.
~***~
Słońce
jeszcze nie wstało, gdy Black stał przed drzwiami Dziurawego Kotła. Miał na
sobie czarną pelerynę i wywodził się od niego nieprzyjemny zapach. ,,Jednak
poduszka jeszcze się na coś przydała.'' - pomyślał w duchu. Wszedł cicho do
środka i usiadł w najciemniejszym kącie, z którego miał dobry widok na całe pomieszczenie.
Przed Syriuszem zapowiadał się długi i niewygodny dzień. Mimo to bardzo był
ciekawy spotkania Glizdogona z Lucjuszem. O czym chcą rozmawiać?
Po chwili
podszedł barman, Tom. Wykrzywił się na widok brudnego i śmierdzącego człowieka.
Jednak nie śmiał nic powiedzieć, bo z drugiej strony wyglądał groźnie.
Przebranie działa.
— Co Pan
zamawia?
— Jedna
ognista whisky — odpowiedział ochrypłym głosem.
Tom
pośpiesznie odszedł i po chwili wrócił z zamówieniem. Syriusz nie miał wyjścia
– musiał siedzieć i udawać jak najdłużej.
Minęła
godzina. Za chwilę druga i trzecia. Jednak po Śmierciożercach nie było śladu...
jeszcze.
~***~
Harry
przyglądał się fotografią w domu Horacego Slughorna. Rozpoznał na kilku swoją
matkę i ojca oraz Syriusza. Wszyscy wyglądali zaskakująco młodo i w dodatku na
bardzo szczęśliwych. Uśmiechnął się sam do siebie. Właściciel domu to zauważył,
ponieważ cały czas obserwował chłopca.
— Twoi
rodzice to byli wspaniali ludzie. Szkoda, że sprawy tak się potoczyły.
Przeczytałem w gazecie, że Syriusz Black został uniewinniony.
— Tak, to prawda. Nigdy nikogo nie zabił.
Horacy przyjrzał się dobrze Harry'emu. O czym właśnie myślał? Podszedł do miejsca, w którym stał chłopak i zza wszystkich zdjęć, wyciągnął z głębi starą fotografię.
— Tak, to prawda. Nigdy nikogo nie zabił.
Horacy przyjrzał się dobrze Harry'emu. O czym właśnie myślał? Podszedł do miejsca, w którym stał chłopak i zza wszystkich zdjęć, wyciągnął z głębi starą fotografię.
— Mam wiele
zdjęć swoich uczniów. Masz jakieś swoich rodziców?
— Tak, nawet kilka. — Uśmiechnął się lekko, a Slughorn odpowiedział tym samym.
— Tak, nawet kilka. — Uśmiechnął się lekko, a Slughorn odpowiedział tym samym.
— To
dobrze, bo nie miałbym ci co dać. Jednakże, jest takie jedno... Zawsze je
chowałem tylko dla siebie. Pewnie zapytasz dlaczego, gdy je ujrzysz. Oczywiście
to bardzo proste. To jedyne zdjęcie, na którym widać pełnie życia człowieka. Z
resztą sam spójrz.
Podał
Harry'emu fotografię, na której był śmiejący się Syriusz. Widok wręcz
fascynował. Gryfon był pewny, że przed domem Dursley'ów widział w swoim Ojcu
chrzestnym uosobienie radości i szczęścia. Jednak się wtedy mylił, aż do teraz.
Syriusz żył wtedy pełnią życia, bez żadnych trosk i pełen był niewyobrażalnego
szczęścia. Z tej starej fotografii bił ogrom blasku. Harry uśmiechnął się.
Zobaczył najlepszą wersje wspaniałego człowieka.
— Zatrzymaj
ją — rzekł Slughorn, gdy Harry chciał oddać mu zdjęcie. — Dla Ciebie ma na
pewno większą wartość. Pokaż mu tę fotografię później. Na pewno ucieszy się.
— Bez
wątpienia, ale... — zawahał się. Czy naprawdę chciał zadać to pytanie?
— Wiem, o co chcesz się zapytać. Nie pisali o tym w gazetach, ale jestem pewien, że jego stan nie jest dobry. Był w końcu dwanaście lat w Azkabanie. Nie wiem, Harry, czy ta fotografia zmieniłaby jego nastawienie do siebie, życia... To tylko stare zdjęcie, a realia są inne.
— Wiem, o co chcesz się zapytać. Nie pisali o tym w gazetach, ale jestem pewien, że jego stan nie jest dobry. Był w końcu dwanaście lat w Azkabanie. Nie wiem, Harry, czy ta fotografia zmieniłaby jego nastawienie do siebie, życia... To tylko stare zdjęcie, a realia są inne.
— Rozumiem.
Nie
potrzebnie zapytał. W głębi serca znał odpowiedź na te pytanie. Chciał
potwierdzenia czy usłyszeć coś innego? Sam nie wiedział. Pragnął pomóc
Syriuszowi, ale był bezsilny. Nie śmiał nawet prosić profesora Lupina o pomoc.
,,Jemu też na pewno jest ciężko.'' – pomyślał.
— Wziął cię
kilka razy Syriusz za twojego ojca, Jamesa? — Harry spojrzał gwałtownie na
właściciela domu.
— Skąd
Pan...
— Oh,
Harry! Zdziwiłbym się, gdyby tak nie było. Jesteś kropka w kropkę podobny do
niego, z wyjątkiem oczów oczywiście — uśmiechnął się po czym spoważniał. — Nie
możesz mieć mu tego za złe. Wiele spotkało go złego. Uwierz mi, byli z Jamesem
nierozłączni. Prawie jak bracia.
— Wiem —
odpowiedział krótko.
Po chwili
dołączył w końcu Dumbledore z radosnym uśmiechem.
Harry poczuł szarpnięcie w okolicach
pępka i już po chwili byli przed Norą. Gryfon wytrzeszczył oczy. Spojrzał na
dyrektora Hogwartu, a ten cały czas na niego patrzył.
— Dlaczego
nie do Londynu? — zapytał z niedowierzaniem. Znowu był odcięty od ojca
chrzestnego, choć musiał przyznać, że tęsknił za Ronem i Hermioną, którzy we
dwoje tutaj byli. Dumbledore westchnął.
— Wybacz mi, mój drogi chłopcze, jednakże Zakon ma wiele spraw i Syriusz z pewnością nie dysponowałby w jakikolwiek czas. Oczywiście zobaczycie się, ale trochę później. Myślę, że jakoś w sierpniu — uśmiechnął się. — A teraz chodź, przejdziemy trochę dalej. Musimy porozmawiać.
— Wybacz mi, mój drogi chłopcze, jednakże Zakon ma wiele spraw i Syriusz z pewnością nie dysponowałby w jakikolwiek czas. Oczywiście zobaczycie się, ale trochę później. Myślę, że jakoś w sierpniu — uśmiechnął się. — A teraz chodź, przejdziemy trochę dalej. Musimy porozmawiać.
~***~
Dochodziło
południe i Dziurawy Kocioł pełen był różnych ludzi, znajomych jak i
nieznajomych. Wśród wszystkich Syriusz rozpoznał Hagrida, gajowego Hogwartu –
oczywiście bez żadnych trudności.
Łapa
zamówił kremowe piwo, i gdy otrzymał zamówienie, ujrzał wchodzącego do środka
Glizdogona. Wyraz twarzy Blacka od razu przybrał jeszcze gorszy wygląd – o ile
było to możliwe. Pettigrew usiadł niedaleko niego. Nie minęła minuta, gdy
dołączył do niego sam Lucjusz Malfoy. Syriusz wytężył słuch.
— Mam
nadzieję, że przynosisz coś ważnego, Malfoy — odparł, poprawiając na głowie
pelerynę, która bardzo dobrze zakrywała mu twarz. — Nie mam dla ciebie zbyt
wiele czasu.
— Oczywiście — odpowiedział ostro
Śmierciożerca. — Jutro mam trafić do Azkabanu, ale to nie znaczy, że zapomnę o
Czarnym Panu. Będę czekać na jego wezwanie. Możesz mu to nawet powiedzieć... —
przerwał na chwilę, wpatrując się w twarz towarzysza. — W każdym razie mamy coś
ważniejszego do omówienia. Chodzi o mojego syna.
Peter
przyjrzał mu się uważnie. Black ani drgnął.
— Mów.
— Draco
zostanie wybrany przez Czarnego Pana, czuję to. Wiesz doskonale, co on zamierza
zrobić.
— Wiem. To
będzie dość trudne. Dlatego będzie potrzebny szpieg w Hogwarcie, czyli twój
syn.
— Właśnie.
I chcę ułatwić mu zadanie.
Glizdogon
ukazał kpiący uśmiech.
— Czarny
Pan będzie wiedział. Dobrze o tym wiesz. Nie możesz mu pomóc.
— Ja nie,
ale ty tak — rozejrzał się uważnie dookoła. — U Borgina & Burkesa. Wiesz o
czym mówię. To jest nasza jedyna szansa. — Mówiąc to zniżył głos, a Syriusz
musiał się przesunąć bliżej. Glizdogon zmarszczył brwi.
— To
niemożliwe, jest zniszczona. Musiałby ją naprawić.
— I dokona
tego. W końcu nie tylko mój syn jest tam szpiegiem.
Black jeszcze bardziej wytężył słuch. Kto nim jest?
Black jeszcze bardziej wytężył słuch. Kto nim jest?
— W istocie
to prawda. Jednak wiesz, że ci nie pomoże. Po ostatniej misji masz z nim na
pieńku.
— Oh, nie
bądź taki. Przypominam ci, że ty też nie masz łatwo. W końcu uniewinnili
twojego koleżkę, Blacka, i teraz jesteś poszukiwany.
— On nigdy
nie był moim przyjacielem. Jeśli to masz na myśli — odpowiedział z irytacją.
Co złego
Huncwoci zrobili dla Glizdogona? Czemu wybrał taką drogę? Tyle pytań, a żadnej
odpowiedzi...
—
Wyśmienicie. Bella zapewne niedługo naprawi swój błąd. Przynajmniej mam
nadzieję. Dla Pottera będzie to cios i wtedy można go złamać. A tymczasem wróćmy
na chwilę do Draco. Aktualnie służysz u niego, więc spróbuj z nim porozmawiać.
Peter
parsknął śmiechem.
— Nie mogę
ci pomóc, wybacz. Książe Półkrwi mnie nie posłucha. Niech Narcyza spróbuje.
— Nie można
na ciebie liczyć... Przekaż Czarnemu Panu, że Zakon Feniksa robi niestety
postępy. Musi swoje 'cele' zabić szybko i po cichu. Nie mogą dotrzeć do nich.
— Nie
musisz go pouczać. Doskonale wie, że wtedy cały plan będzie spalony. Wszyscy
musimy być ostrożni.
— Powiedz
mi, co widzi w tobie Czarny Pan? — zapytał ze złością.
Pettigrew zaśmiał się cicho.
— To, czego
nie widzi w tobie, czyli wiernego sługi.
Lucjusz
Malfoy wstał. Był już kompletnie zdenerwowany.
— Nie zapomnij, kto ciebie wprowadził, kiedy jeszcze udawałeś zacnego przyjaciela sławnych Huncwotów. Ah, szkoda, że cię nie złapali. Wtedy byłby z ciebie może jakikolwiek pożytek. — Rzucił szybko i bez słowa pożegnania wyszedł na zewnątrz. Glizdogon siedział jeszcze chwilę w milczeniu i także opuścił pomieszczenie.
— Nie zapomnij, kto ciebie wprowadził, kiedy jeszcze udawałeś zacnego przyjaciela sławnych Huncwotów. Ah, szkoda, że cię nie złapali. Wtedy byłby z ciebie może jakikolwiek pożytek. — Rzucił szybko i bez słowa pożegnania wyszedł na zewnątrz. Glizdogon siedział jeszcze chwilę w milczeniu i także opuścił pomieszczenie.
Minęła
godzina, a Syriusz nadal siedział w Dziurawym Kotle. W jego głowie dzwoniło
zdanie wypowiedziane przez byłego Huncwota: ,,On nigdy nie był moim
przyjacielem.'' Czyli od początku udawał... Chował się za lepszymi od siebie. A
kim był ten Książe Półkrwi? Syriusz nie miał pojęcia, ale miał wrażenie, że
gdzieś już widział taki tytuł.
Spojrzał na
Hagrida, który rozmawiał zawzięcie z jakimś czarodziejem. Nagle poczuł, że chce
z nim porozmawiać, bez powodu.
Niestety nie mógł w tej chwili.
Syriusz
uznał, że nie ma co już siedzieć, więc wstał i wyszedł z lokalu. Teleportował
się po cichu na Grimmlaud Place 12. Dlaczego Dumbledore wybrał Łape? Równie
dobrze ktoś inny mógł podsłuchać ich rozmowę. Jednak ten Książe Półkrwi... Coś
mu to mówiło, ale co? Nie miał pojęcia. Usłyszał dziś dość. To faktycznie było
trudne zadanie. Nie miał już sił zastanawiać się, o co dyrektorowi chodziło.
Wszystko zaczynało Syriusza przerastać. Miał dość już swojego życia.
W domu
nikogo nie było, prócz Stworka, który grasował gdzieś na górze. Wszedł do
kuchni i opadł ciężko na krzesło.
Przeszłość
zawsze wraca. I boli tak samo.
Dla wszystkich, którzy kiedykolwiek upadli.
Pamiętajcie: macie nadal skrzydła!
----------------------------------------------------------------------------------
* Pomysł Anes Black ''ukradłam'' z jej bloga hihi :3
Przepraszam, że dopiero co teraz komentuję, ale wieczorem miałam drobny problem z laptopem ;)
OdpowiedzUsuńRozdział super, jak zwykle. Zauważyłam parę literówek, ale nic poważniejszego ;) Bardzo mi się podoba, że wprowadzasz i akcję, i wspomnienia... Jest super.
"Mam nadzieję, że Bella dokończy swoje dzieło" - ty to umiesz zaciekawić człowieka...czyżbyś coś szykowała? Już się boję :o ;)
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weeeny! :*
P. S. a co do szablonu...ten jest ok ;) A jak chcesz zmienić, to może poszukaj w galerii jakiejś szablonarni? Ja szukam tu: http://galeria-zaczarowane-szablony.blogspot.com/ http://bajkowe-szablony-galeria.blogspot.com/
A będzie w swoim czasie :3
UsuńDziękuję! Nic nie znalazłam ciekawego, więc po prostu sama zmieniłam ten nagłówek. Wcześniejszy był ładny, ale byłam zmuszona, ponieważ źle go wykonałam. Zostawiłam na środku białą linię, którą było widać dość wyraźnie niestety. Jednakże myślę, że ten chyba jest nawet lepszy. ;)
Hej, hej :)
OdpowiedzUsuńMam takie pytanie: jakie planujesz pairingi w opowiadaniu? Mam nadzieję, że nie sparujesz z nikim Syriusza, ale to oczywiście twoja decyzja :)
Nie, nigdy w życiu 😂😂
UsuńUspokoiłaś mnie, bardzo się cieszę :) A tak z ciekawości, rozdział dodasz dziś, tak?
UsuńJak się wyrobie to tak :)
Usuń