wtorek, 5 lipca 2016

Rozdział X: Inna tożsamość

     Ledwo co słońce obudziło się, a już Syriusz i Elizabeth słyszeli nadchodzące kroki Dumbledore'a. Kobieta przenocowała w pokoju huncwota, natomiast Black całą noc nie spał. Myślał tylko o tym, co wydarzyło się już dawno i nie miało aktualnie żadnego znaczenia. Przed pojawieniem się Mistery wciąż wspominał Lily i Jamesa Potterów – począwszy od wspólnych czasów w Hogwarcie, a skończywszy na ich śmierci – a teraz wszystkie wspomnienia, związane z ostatnimi wydarzeniami. Rozmyślał głównie o Emily. Jak to się mogło stać, że tak wspaniała dziewczyna, pełna radości i błysku w swoich szaro-błękitnych oczach, została brutalnie zamordowana? I dlaczego się nie odzywała odkąd wiedziała o niewinności swojego przyjaciela? Czyżby zapomniała o Syriuszu Blacku? Najwidoczniej tak było. Jednak już Łapa nie dowie się tego. Emily i jej rodzina, o której istnieniu nikt nie miał pojęcia, nie żyje. Ten sam los zapewne spotkał Demetrię, która zniknęła bez śladu.
     Trzy jego przyjaciółki były martwe. Została jednak Elizabeth, co było wielkim zaskoczeniem. Od powrotu z Worcester prawie nie rozmawiali ze sobą. Syriusz nie wiedział co się wydarzyło wiele lat temu, gdy została wysłana na misję. W dodatku – nigdy nie poznał treści zadania. A pytanie nasuwało się tylko jedno – co wydarzyło się podczas misji Mistery? Na pewno nic dobrego. Efektem został jej zmieniony charakter. Nadal była waleczna jak kiedyś, lecz teraz jej oczy nie nosiły w sobie odwagi, a strach. Mówiła o śmierci jak o najlepszej przyjaciółce; jakby była ona na porządku dziennym.
     Z jednej strony cieszył się, że odzyskał ją, ale z drugiej martwił. Czy to wszystko działo się naprawdę? Jak to było możliwe? Syriusz już powoli nie radził sobie. Był pewny, że zaczyna się godzić ze śmiercią Potterów, a tu nagle widzi żywą Mistery, a wcześniej martwą Emily i jej rodzinę. W dodatku o mało co, dzień wcześniej nie zginął Remus. Już nie wspominając o tym, że Harry'emu grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, o którym nie może powiedzieć nikomu. Nawet samemu sobie boi się zdradzić sekret – gdzie w tym miejscu uważał, że powoli zaczyna wariować. Czuł jakby z dnia na dzień zatracał się w wydarzenia z przeszłości, a często to robił nieświadomie. Wracał do szczęśliwych wspomnień, nie myśląc o tym, co aktualnie się dzieje. Chodził na misje, bo taki miał obowiązek w Zakonie Feniksa. Jednak nie szedł na nie całym sobą, bo gdyby tak było to zauważyłby owego, feralnego dnia Petera w domu zamordowanej rodziny, a kto wie – może i by nawet zabił już-nie-przyjaciela.
     Elizabeth stała obok Syriusza, czekając na wejście dyrektora Hogwartu. Jednak nie zdawała sobie sprawy, że właśnie w tamtej chwili Syriusz był z nią obecny tylko ciałem.
     — Nigdy bym nie pomyślała, że jeszcze tu wrócę — odezwała się cicho, nie otrzymując żadnej odpowiedzi.
     Uniosła wzrok na Blacka, a ten tępo patrzył w drzwi. Wyglądał tak, jakby Dementor wyssał z niego życie. Na tę myśl Mistery aż dostała ciarki.
     Dotknęła delikatnie ramienia Łapy i poczuła jak przeszedł przez nie dreszcz. Syriusz zdawał się jakby wybudzony z transu i spojrzał zamglonym wzrokiem na przyjaciółkę. Żałował w tej chwili, że stała obok. Właśnie był z Jamesem na treningu Qudditcha.
     — W porządku? — zapytała Elizabeth, wpatrując się w jego bladą twarz swoimi błękitnymi oczami, które do złudzenia wyglądały jak głębia oceanu.
     Syriusz nie odpowiedział, ponieważ w tej chwili otworzyły się drzwi i wszedł do środka Dumbledore. Uważnie przyjrzał się kobiecie i po dłuższej chwili uniósł jeden kącik ust. Mistery natomiast nie mogła wyjść z podziwu, że ten staruszek nie wiele się zmienił. Tylko broda mu trochę urosła, ale poza tym wyglądał identycznie jak dnia, w którym widziała go po raz ostatni.
     — Syriuszu, czy mógłbyś nas zostawić samych? — zapytał uprzejmie dyrektor, a Black pokiwał głową i bez słowa wyszedł.
     Na ten gest Mistery uniosła brwi ku górze. Jeszcze dzień wcześniej Syriusz był sobą, a teraz zachowywał się dość nietypowo, jakby był w jakimś transie. Oczywiście wyraz twarzy kobiety nie mógł ujść uwadze Albusowi.
     — Jest zmęczony — stwierdził krótko, prowadząc Elizabeth w stronę dwóch krzeseł.
     — Może ma rację, profe...
     — Mów mi po imieniu. Od dawna nim nie jestem dla ciebie — przerwał z uśmiechem na co Mistery zaśmiała się. No tak, nigdy nie nauczy się mówić jak trzeba do Dumbledore'a. — Wiem, że dopiero co tu jesteś, ale muszę wiedzieć wszystko, to znaczy co wydarzyło się kilka lat temu, gdy wyruszyłaś na misję.
     Rozmowa o przeszłości była nieunikniona. Jednak Elizabeth była na nią gotowa już od przekroczenia granicy Londynu. Wzięła tylko głęboki oddech i zaczęła powoli przywoływać jedne z najgorszych wspomnień w swoim życiu.

~***~

     Wrześniowe dni mijały dość leniwie. Gorące dni odchodziły powoli, a zaczęły pojawiać się chłodniejsze. Dla Elizabeth ciągnęły się okropnie. Szybko zaaklimatyzowała się z powrotem w zakonie, ale jednak brakowało jej dreszczu akcji – co kompletnie Syriusza nie dziwiło. Kobieta zawsze lubiła spędzać samotnie czas wśród oazy spokoju, ale była to raczej rzadkość. Największą radość dawały jej sytuacje, w których 'coś się działo'. Z resztą – uwielbiała być potrzebna w czymkolwiek. Dlatego też siedzenie bezczynne w kwaterze głównej jej się nie podobało.
     Śmierciożercy ucichli od jakiegoś czasu, co wcale nic dobrego nie wróżyło. Mogli właśnie planować jakiś atak, morderstwo – cokolwiek. A co Syriusz i inni członkowie robili? Nic, dosłownie. Bardzo mało osób było na Grimmlaud Place 12. Czasami przychodził Szalonooki, Artur Weasley czy Kingsley, a poza nimi już rzadziej – ku radości Syriusza – Taylor Wert. No i sami domownicy, czyli Syriusz i Elizabeth, oraz od czasu wizyty w Worcester, Remus, który nadal nie czuł się na siłach by wrócić do domu. Jednak na całe szczęście szybko je odzyskiwał. Zbliżała się pełnia, a to znaczyło, że Remus musiał ukryć się na jej czas w piwnicy.

     Syriusz rozciągnął się leniwie na łóżku i przewrócił na drugi bok. Jemu także nie podobała się cisza ze strony Voldemorta, ale mimo to cieszył się, że miał okazje się porządnie wyspać pierwszy raz od kilku dni. Zniknęły dzięki temu cienie pod jego oczami i zeszło z twarzy wszelkie zmęczenie. Tego dnia miał zamiar nie ruszać się z miejsca i porządnie odpocząć. Jednak nie dane były mu takie plany. Po chwili usłyszał ciche skrzypienie drzwi i jak ktoś wchodzi do środka.
     — Tylko nie to — mruknął pod nosem.
     — Chyba nie masz zamiaru leżeć tak cały dzień? — Zapytała Elizabeth, rozglądając się po pokoju. — Robisz to od trzech dni.
     — I będę robić dalej — odrzekł stanowczo Black.
     Mistery uniosła brwi ku górze i westchnęła ciężko.
     — Wybacz mi, Black, ale nie – nie będziesz znów cały dzień spać. Rozumiem, że jesteś zmęczony, ale ile można tak?
     — Dopóki nie dostaniemy misji — powiedział pod nosem, poprawiając pozycję, w której leżał.
     Elizabeth zaśmiała się ironicznie, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
     — Oh, doprawdy? I uważasz, że w takim razie najlepiej nic nie robić? — przerwała na chwilę, oczekując odpowiedzi. Jednak, gdy jej nie otrzymała, ciągnęła dalej. — Śmierciożercy coś planują, to tylko cisza przed burzą!
     Syriusz podniósł się do pozycji siedzącej, ocierając śpiącą jeszcze twarz.
     — Nie dramatyzuj...
     — Ja niby dramatyzuje? Dawny Syriusz, którego znałam, nie siedział, leżałby bezczynnie i nie mówił...
     — Tak się składa, że nie jestem dawnym Syriuszem. Skoro jeszcze tak myślałaś to przykro mi, że żyłaś w błędzie — westchnął i dodał: — Skoro Dumbledore czy Moody nic nie mówią to znaczy, że aktualnie nic się nie dzieje. Idź do pokoju i odpoczywaj póki masz czas. Później jeszcze mi podziękujesz.
     Nic już więcej nie mówiąc, położył się z powrotem. Elizabeth odwróciła się od niego tyłem, spoglądając na starą fotografię z końca szóstej klasy.
     — Byliśmy wtedy tacy szczęśliwi, wszyscy... — urwała. Syriusz podniósł lekko głowę i spojrzał na przyjaciółkę. — Nikt z nas nie pomyślałby jak dalej nasze życie się potoczy. Lily, Emily, Dems, James... Oni nie zasłużyli na taką śmierć. Nie wiem tylko jak Demetria zginęła, ale podejrzewam, że nie miała lekko — spojrzała na Syriusza ze spokojem. — Żyłam w błędzie, że zdradziłeś swoich przyjaciół. Wierz lub nie, ale gdyby nie artykuł w Proroku Codziennym to bym nie wróciła do Anglii. Już nigdy zapewne.
     — Ale jednak tu jesteś — odezwał się Black.
     Elizabeth uśmiechnęła się delikatnie.
     — Zawsze walczyłeś o dobro do samego końca. Pomyślałam, że skoro tyle przeżyłeś i nadal tu jesteś to znaczy, że nie poddałeś się — podeszła do drzwi, chwytając za klamkę. — Też napatrzyłam się na śmierć. Jednak nie będę bezczynnie siedzieć, kiedy oni coś planują — odparła powoli i już nic więcej nie mówiąc, wyszła.
     Syriusz wstał po chwili i podszedł do starej fotografii. Elizabeth miała rację. Black musiał to przyznać. Jego przyjaciele zginęli, a on ma teraz siedzieć bezczynnie i sobie odpoczywać? I co z tego, że już nie jest taki jak kiedyś. Może i zmienił się, ale na pewno nie pod względem dobra czy zła. Nadal chciał walczyć z Śmierciożercami. A leżąc bez sensu nikomu nie pomoże.
     — Jestem idiotą... — mruknął pod nosem po czym wyszedł z pokoju. Poczuł się głupio wobec Mistery i miał zamiar ją przeprosić.
     Gdy tylko przekroczył próg kuchni, zobaczył jak pakuje do torby pelerynę, którą miała w czasie akcji w Worcester. Poprawiła delikatnie chustę na swojej szyi i ruszyła powoli do wyjścia. Zakładając torbe na ramię, nie zauważyła w drzwiach Blacka i w ostatniej chwili zatrzymała się.
     — Już nie śpisz? — zapytała bez entuzjazmu, krzyżując ręce.
     Łapa udał, że zastanawia się po czym westchnął.
     — Taka ładna pogoda... Aż żal się nie przejść po Londynie — stwierdził, posyłając przyjaciółce uśmiech. — Przepraszam. Przez ostatnie dni byłem zmęczony.
     Elizabeth próbowała zachować zimną krew – i dalej grać obrażoną, jak zazwyczaj robiła – jednak przyznanie się do błędu Syriusza na tyle rozbawiło ją, że przypadkiem parsknęła śmiechem.
     — Wybacz — odparła, trzęsąc się ze śmiechu. — Nieistotne, że przespałeś ostatnie trzy dni. Jesteś zmęczony — ostatnie słowo ledwo wypowiedziała. Wybuchła niepohamowanym śmiechem. Nie potrafiła być zła na Blacka. Jego inna postawa dość dobrze ją bawiła.
     — Mało śmieszne — zaśmiał się, choć tak naprawdę to nie szczerze. Był zmęczony, ale nie fizycznie. Miał dość aktualnego życia. Ostatnie trzy dni w swoim pokoju oddał się wspomnieniom. Tak bardzo wciągnęły go one, że nie chciał z rana słuchać Elizabeth. Zdawało mu się wszystko inne nieistotne do momentu, w którym kobieta zaczęła mówić o śmierci ich przyjaciół. Nie wiedzieć czemu – jej słowa wyrwały go ze wspomnień. — A teraz na poważnie – gdzie masz zamiar iść?
     — To nie mówiłeś tego na poważnie? — zaśmiała się. — Na ulicę Pokątną. Od czegoś trzeba zacząć.
     Minęła Blacka, idąc na wprost wyjścia, a on po chwili powędrował za nią.

~***~

     Cichy trzask i już po chwili znaleźli się pod Dziurawym kotłem. Nie czekając na nic, weszli do środka. Ku ich zdziwieniu – nikogo nie było, prócz barmana Toma.
     — Widzę, że ostatnimi czasu pusto tutaj — odezwała się Elizabeth.
     — Nie tylko tu zapewne — odparł Syriusz, idąc przodem na tyły sklepu. Podejrzewał, że na Pokątnej będzie tak samo.
     Gdy ustali przed murem, Black wyciągnął różdżkę i stukając kilka razy w wybrane cegłówki, otworzył przed nimi przejście. Gdy wkroczyli na ulicę zauważyli, że nikogo nie było. Wiele sklepów zabito deskami lub po prostu wywieszono napis „nieczynne". Gdy Syriusz był tu ostatnim razem to zobaczył ten sam widok, więc nie był wcale zaskoczony. Choć myślał, że w Dziurawym kotle będzie ktokolwiek jak i tutaj. A jednak mylił się.
     — Powiedziałabym, że nic się nie zmieniło to miejsce...
     — ... ale nie powiesz — dokończył za nią Black.
     Zaczęli iść po prostu przed siebie, bez wyznaczonego konkretnego celu. Łapa zaczął zastanawiać się co mogliby zdziałać na pustej ulicy czarodziejów. Spojrzał w stronę brązowowłosej. Wyglądała na dość skupioną. Wypatrywała wszędzie najmniejszego szczegółu tak, jakby za chwilę miał skądś wyskoczyć Śmierciożerca. Elizabeth poczuła na sobie wzrok i nie poprzestając na swojej obserwacji ulicy, ukazała lekki uśmiech.
     — Aż tak bardzo się zmieniłam? — zapytała zbyt poważnym tonem.
Syriusz poczuł się głupio. Musiał za długo na nią patrzeć.
     — Zastanawiałem się, co wypatrujesz — odpowiedział zgodnie z prawdą.
     — Gładko ominąłeś pytanie — zaśmiała się. — Z doświadczenia wiem, że zbyt cicha ulica jest podejrzana.
     — Oh, doprawdy? Jest tu tak od powrotu Czarnego Pana — odparł ironicznie.
     Elizabeth wywróciła oczami.
     — Tak się składa, że walczyłam ze Śmierciożercami, wpadałam w ich zasadzki i obrywałam więcej razy niż ty. Tak, wiem, że ledwo uszedłeś z życiem ostatnio — dodała, widząc jak Syriusz chciał zaprotestować. — To nie czyni z ciebie doświadczonej osoby.
     — Może i nie, ale wiem jedno – Śmierciożercy w biały dzień nie zaatakują. Mieliby zbyt wielu świadków.
     — Zgodziłabym się, gdyby byli tu jeszcze jacykolwiek świadkowie — uśmiechnęła się triumfalnie.
     Syriusz wywrócił oczami, rozglądając się wokół. Było cicho, ale to w aktualnych czasach normalne. Przeczucie mówiło mu, że nie ma tu żadnej zasadzki.
     Po chwili ujrzał jak ktoś wyłania się z ulicy za nimi i idzie pośpiesznie. Ukazał po chwili zawadiacki uśmiech w kierunku Mistery, a ona zmarszczyła brwi.
     — Masz pierwszego świadka — odparł, wskazując wzrokiem na śpieszącego George Weasley'a.
     Po niedługiej chwili zatrzymał się trochę zaskoczony. Chwycił dłonią swoje krótkie rude włosy, powodując lekki bałagan.
     — Co wy tu robicie o tej porze? — zapytał z ciekawością.
     — Sprawdzamy, czy nie ma Śmierciożerców — odpowiedział rozbawiony Syriusz, a Elizabeth posłała mu morderczy wyraz twarzy.
     — Tu ich raczej nie znajdziecie. Nie zaatakują w biały dzień — stwierdził George. — O tej porze zawsze jest pusto. Dopiero za jakąś godzinę ludzie zaczną wychodzić... No właśnie, czas ucieka — odparł, spoglądając na zegarek. — Jestem już spóźniony, wybaczcie. Miłego dnia!
     Rzucił szybko przez ramię, pozostawiając rozbawionego Syriusza i gniewną Elizabeth.
     — Ale wiesz – bezpieczeństwa nigdy dosyć! — zawołał, a Mistery posłała mu kuksańca.
     Po chwili zauważyła zabity deskami sklep Ollivandera. Ignorując docinki Blacka, ruszyła w tamtą stronę.
     — Tam nie ma nikogo, El! — zawołał Łapa, a Mistery zatrzymała się i wyciągnęła przed nim różdżkę.
     — Jeszcze raz nazwij mnie tak, a będziesz tańczyć jak ci zagram — syknęła na co Black parsknął śmiechem. Minął Elizabeth, puszczając jej oczko i podszedł pod zdemolowany sklep. Kobieta po raz kolejny tego dnia wywróciła oczami i dołączyła do towarzysza.
     — Jak myślisz, co się tutaj wydarzyło? — zapytała, podchodząc do drzwi.
     — Nie mam pojęcia. Jedno jest pewne – Ollivander zaginął.
     — Sprawdźmy co zostaniemy w środku. Alohomora — mruknęła, a stare zawiasy puściły z cichym piskiem.
     Syriusz wszedł pierwszy, a za nim Elizabeth. W środku panował kompletny chaos – szkło na podłodze, porozrzucane pudełka, połamane różdżki. Na środku leżała zniszczona półka. Lada, przy której oboje kiedyś kupowali różdżki, była przełamana na połowę.
     — Widocznie Ollivander nie chciał iść z nimi dobrowolnie — stwierdził Syriusz.
     — Nie chciał albo po prostu czegoś szukali. Nie zdemolowaliby całego sklepu. Chyba wszystkie różdżki zostały tu odpakowane — podeszła za ladę, przyglądając się zniszczeniom.
     — Sugerujesz, że Vol...
     — Cicho! — syknęła. — Nie wiemy, co moglibyśmy tu zastać. A jak powiedziałeś – bezpieczeństwa nigdy dosyć.
     Wystawiła język, a Black zaśmiał się cicho.
     — Niech ci będzie. Czyli sugerujesz, że sama-wiesz-kto szukał nowej różdżki?
     — I przetrząsnąłby cały sklep, zabierając wytwórcę? Wydaje mi się, że chodzi o coś ważniejszego niż zwykła różdżka — stwierdziła, przejeżdżając dłonią po ladzie. — Nie zniszczyli jej. Pchnęli go na nią i się przełamała. Jest tu zeschła krew.
     Syriusz podszedł bliżej i musiał przyznać rację. W miejscu, gdzie wystawały kawałki drewna od przełamania, była krew.
     — Jak myślisz, zabili go? — zapytał, unosząc na przyjaciółkę wzrok.
     — Sądzę, że nie. Nie zabraliby go. Jest do czegoś potrzebny. I to ma z pewnością związek w różdżkami.
     Przyklękła na jedno kolano, ostrożnie przeszukując szafki.
     — Wracajmy na ulicę. Lepiej za długo tu nie przebywać.
     — Mówiłeś, że w biały dzień nie zaatakują — napomniała Mistery, ukazując uśmiech.
     — To prawda, ale w sklepie, z którego porwali wytwórcę różdżek – możliwe.
     — W porządku, chodźmy — miała już wstać, ale jej uwagę przykuła luźna deska w podłodze. — Wirgardium Lewiosa!
     Deska uniosła się w górę, a pod nią Elizabeth znalazła coś, co przypominało starą książkę. Nie zastanawiając się nad nią, wyciągnęła i schowała do swojej torby.
     Gdy wstała spostrzegła, że Syriusz już wyszedł. Opuściła z powrotem deskę i także opuściła sklep. Podeszła do Blacka, otrzepując się z kurzu.
     — Nie wiele wiemy z tego wypadu — stwierdził bez entuzjazmu Syriusz.
     — Ale coś wiemy, a na pewno to, że celowo zabrali Ollivandera, i że Czarny Pan szuka czegoś, co bardzo pragnie.
     — A jak on coś zapragnie...
     — ... to źle się to skończy — dokończyła brązowowłosa, idąc z powrotem do Dziurawego kotła.
     Black ruszył za nią, po drodze przyglądając się ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Patrząc na szyld „U Borgina & Burkesa", przypomniał mu się owy Książe Półkrwi. Może ma on związek ze zniknięciem Ollivandera? Kusiło Łape, by tam iść, ale powstrzymał się. Z daleka widział napis „nieczynne", więc nic by w tym momencie nie wskórał. Pomyślał, że następnym razem już nie odpuści.
     Weszli z powrotem do Dziurawego kotła i korzystając z wolnej chwili, zamówili coś do picia. Tom wyszedł na chwilę na zaplecze, a wrócił z dwoma kuflami.
     — Ciekawe co porabia Remus — odezwała się Elizabeth, siadając z Syriuszem do wolnego stolika.
     — Zapewne leży i czyta książki. On w odróżnieniu ode mnie nic się nie zmienił.
     Zaśmiali się, biorąc po chwili od Toma dwa kremowe piwa.
     — No tak, on zawsze taki był. Wiecznie nos w książkach! Nawet raz uczył się na transmutację, kiedy jechaliśmy pociągiem do Hogwartu — odparła, biorąc niewielki łyk piwa.
     — Ty sama lepsza nie byłaś. Przed owutemami siedziałaś ciągle w bibliotece! — zaśmiał się na samo wspomnienie.

     — Dokąd idziesz, El? — zapytał zawadiacko Syriusz, opierając się o ścianę przy wyjściu z pokoju wspólnego.
     — Idę się uczyć w odróżnieniu od ciebie. I nie mów do mnie El, Black — syknęła, próbując wyminąć huncwota, ale na próżno.
     — Dlaczego nie? Twoje imię jest za długie. Mija tyle mojego cennego czasu, zanim ja wymówię! — zawołał z udawaną rozpaczą.
     — To twój problem, nie mój. A teraz zejdź mi z drogi. Tracę z tobą pięć minut mojego bardziej cennego życia od twojego — odpowiedziała wyzywająco, próbując w dalszym ciągu minąć Blacka, lecz ten nadal jej to uniemożliwiał. Uśmiechał się tylko triumfalnie na widok morderczego wyrazu twarzy brązowowłosej.
     — To twój problem, El — puścił jej oczko po czym odsunął się w bok.

     — Tak i miałam przynajmniej lepsze wyniki od ciebie. Na całe szczęście — stwierdziła, uśmiechając się z satysfakcją.
     — Oh, no proszę cię! Oboje mieliśmy wybitny z obrony przed czarną magią i zaklęć! — zawołał, biorąc kilka łyków piwa.
     — Chyba przez pomyłkę...
     — ... miałaś dwa wybitne? — przerwał jej Syriusz, na co Elizabeth parsknęła śmiechem.
     — Raczej sześć — poprawiła go — Nie przez pomyłkę! — dodała szybko, widząc otwierające się usta huncwota.
     Zaśmiał się, kończąc powoli swój trunek.
     — To niby z czego jeszcze, prócz zaklęć i obrony? — zapytał.
     — Numerologia, opieka nad magicznymi stworzeniami, eliksiry i historia magii.
     Na ostatnie dwa słowa Black zakrztusił się piwem, co wywołało wybuch śmiechu u kobiety.
     — Z... czego... miałaś...wybitny? — zapytał, kaszląc co słowo.
     — Z historii magii. Inni w odróżnieniu od ciebie uczyli się — ukazała złowieszczy uśmiech, opróżniając swoje kremowe piwo. — Jak już skończyłeś to może pójdziemy? I nie kaszl już tak, bo się przeziębisz i będziesz leżeć na lekach obok Remusa.
     Wzięła dwa kufle ze stolika i oddała Tomowi. Syriusz przez ten czas doprowadził się do porządku i wspólnie wyszli przed sklep, aby teleportować się z powrotem na Grimmlaud Place 12.
     — To raczej ty się przeziębiłaś, skoro w ciepłe dni oplatasz szyję — stwierdził.
     — Powiedzmy, że się przeziębiłam — odparła z lekkim uśmiechem, który z pewnością był fałszywy. Musiała ukrywać nową tożsamość jak i Black swoją. Żadne z nich jednak nie zdawało sobie sprawy, co rozgrywa się w osobie obok.

~***~

     Remus leżał cicho w łóżku, czytając swój stary podręcznik od transmutacji. Mimo upłynięcia wielu lat od zakończenia Hogwartu i tak często do niej wracał. W końcu to były jego ulubione lekcje. Przyjaciele często śmiali się, że nieustannie czyta ten sam podręcznik, a Syriusz nadal to robił. Wczoraj wieczorem jak zobaczył go czytającego szkolny podręcznik od transmutacji, o mało nie wybuchnął śmiechem. Jednak bawiła go myśl, że Syriusz swojego chyba nigdy nie otworzył – jeśli nawet nie żadnego.
     Po chwili usłyszał ciche skrzypienie drzwi, a do środka weszła dwójka jego przyjaciół – Elizabeth i Syriusz.
     — Oh nie, znowu transmutacja? — zapytał znudzonym głosem, na co Lunatyk zaśmiał się.
     — Ciekawa lektura — odpowiedział spokojnie.
     — To nie jest nawet trochę interesujące — stwierdził, siadając na łóżko.
     — Skąd wiesz, skoro nigdy nawet nie otworzyłeś jej?
    Black zamilkł, a Mistery wybuchnęła śmiechem razem z Lupinem.
     — A wiesz, Remus także miał wybitny z transmutacji — napomniała, siadając z drugiej strony.
     — Ty już się nie odzywaj — rzucił zrezygnowany, zabierając podręcznik huncwotowi. — Należy uważać bla bla bla żeby była trwała...
     Elizabeth wyrwała Łapie książkę i spojrzała na fragment, który Syriusz 'zacytował'.
     — Należy uważać na słowa, wypowiadając formułę zaklęcia. Wymawiając każdą literę w odpowiedni sposób, rzucimy zaklęcie z bardzo dobrym, a nawet doskonałym efektem. Jednak żeby była trwała przemiana przedmiotu, należy być w pełnym skupieniu — odparła, oddając podręcznik Lunatykowi.
     — Jaka przemiana? — zapytał Syriusz.
     — Przedmiotu, jakiegokolwiek, w pióro.
     — Pióro?
     — Tak, sam rozumiesz, Łapo. Jak następnym razem będzie lecieć w stronę twojej twarzy wazon to pożałujesz, że nie znasz tego zaklęcia — stwierdził Remus, wskazując na jego twarz. Pozostały ledwo widoczne siniaki i blizna nad prawym okiem.
     Syriusz ukazał huncwocki uśmieszek.
     — I tak moja twarz wygląda profesjonalnie przy twojej, a ostatnio mówiłeś, że lepiej się prezentujesz — zażartował, obrywając podręcznikiem w głowę.
     — Jakim cudem ty miałeś wybitny jak nie znasz podstawowego zaklęcia! Już nie wspominając, że na eliksirach robiliśmy wywar na powierzchowne rany. Ale ty oczywiście musiałeś z Jamesem zrobić wybuch — odparła z ironią Mistery.
     — Pamiętam twoje Smarkerusowe włosy do dzisiaj — zaśmiał się, a brązowowłosa wzięła z szafki inną książkę i rzuciła w Blacka. Ten szybko zrobił unik.
     — Chcesz mi dorobić drugą bliznę? — zapytał z wyrzutem Syriusz.
     Remus parsknął śmiechem.
     — Już nie wspominając, kto jest bardziej poszkodowany — wskazał na swoją ranę, gdzie już nie było szwów i żadnego rozcięcia, a pozostała głęboka blizna — Elizabeth ma w odróżnieniu od ciebie mózg i rano mi ściągnęła twoje dzieło.
     — A w dodatku sobie wyobraź, że podała jeszcze na ranę maść — dodała Mistery, ukazując triumfalny uśmiech i krzyżując ręce na klatce piersiowej.
     Syriusz uniósł brwi ku górze.
     — Przecież nie ma tutaj żadnych lekarstw. Inaczej bym podał, a nie bawił się w krawcową — odparł w niesmaku, na co pozostała dwójka zaśmiała się.
     — Dobrze, że chociaż z eliksirów nie miałeś wybitnego — zauważyła, puszczając Blackowi oczko, gdy ten posłał jej morderczy wyraz twarzy.
     Nagle cała trójka usłyszała znajome pohukiwanie sowy. Na parapecie okna siedziała Hedwiga, mając u nóżki list. Elizabeth wstała i odwiązała go. Podała list Syriuszowi i wzięła z szafki resztki ze śniadania Remusa po czym położyła obok śnieżnobiałej sowy. Z wielką ochotą dziobała jedzenie.
     — To od Harry'ego — odezwał się Black i zaczął czytać na głos:

Kochany Syriuszu!

     Dopiero co zaczął się rok, a ja już na pierwszych zajęciach dostałem u Snape szlaban. Przepisywałem stare kartki z waszymi psikusami i karami. Nie wierzę, że aż tyle tego było! Zdajesz sobie sprawę jak ręka mnie boli od wczorajszego wieczoru?
     W każdym razie poza tym wszystko w porządku. Dziękuje, że podesłałeś mi lusterko i książkę. Czułem, że wypadło mi na peronie, ale nie było czasu, by go szukać.
     Jak się czuje Remus? Pisałeś, że trochę oberwał. Mam nadzieję, że dobrze i ty także. Choć nie zdziwiłbym się, gdybyś zataił coś przede mną.
     Profesor Dumbledore nic nie wspominał, ale wszyscy mówią w naszym domu, że zaginęła jedna dziewczyna. Podobno z czwartego roku. Pisze do niej od początku września jej koleżanka z dormitorium, ale nie odpisuje na żaden list i nic ta dziewczyna nie wspominała ani razu, że w tym roku nie wróci do Hogwartu. Dziwne to. Rozmawiałem z nią dwa razy w zeszłym roku, ale nic o niej nie wiem, prawie. Nazywa się Lily Handley. Może zakon coś wie?
     Czytałem wczoraj Proroka Codziennego. Milczy on w sprawie Śmierciożerców. Wiesz coś o tym?
     Nie będę przedłużać tego listu. Zaraz idę na eliksiry. A swoją drogą – profesor Slughorn chyba mnie polubił. Ciągle chwali mnie i mówi, że jestem geniuszem.
   Pozdrów Remusa i życz powrotu do zdrowia!

Harry

     Syriusz zwinął z powrotem list i schował do kieszeni z zamiarem późniejszego odpisania.
     — Nawet chrześniak jest ode mnie lepszy — stwierdził z uśmiechem.
     — Po raz pierwszy tego dnia powiedziałeś chyba coś szczerze — posłała Blackowi podstępny wyraz twarzy, a Remus wybuchł śmiechem.
     — Jacy zabawni dzisiaj jesteście, naprawdę — mruknął Syriusz. — A tak teraz na poważnie – znacie tą Lily Handley?
     Elizabeth wzruszyła ramionami, a Lunatyk pokręcił przecząco głową.
     — Pierwszy raz słyszę te nazwisko. Co do Proroka to wcale nie jestem zdziwiony ich milczeniem. Nie chcą niepotrzebnego chaosu wprowadzać — odparł Remus.
     — To prawda. Tylko ciekawe, co takiego robią Śmierciożercy? — rzuciła Mistery, patrząc jak Hedwiga skubie ostatni kawałek chleba.

~***~

     Jedyne bezpieczne miejsce to był tylko – z wielkim bólem to stwierdziła – śmietnik. Choć okoliczny cmentarz też niczego sobie. Położenie zmieniała co dwa dni, aby nikt nic nie podejrzewał. Mugole brali ją za bezdomną – co było wielkim plusem, gdyż nie zwracali zbytniej uwagi na jej osobę – ale Śmierciożerca by nie przeszedł obojętnie. Tym bardziej, że poszukiwał ją nieustannie. Zapewne dniem i nocą. Do tej pory nie znalazł żadnej młodej uczennicy Hogwartu, śpiącej lub ukrywającej się pośród worków na śmieci, krzakach przy murze czy za kaplicą na cmentarzu. Wyglądało na to, że próba przeżycia się udaje. A przynajmniej na razie. Nie mogła być pewna swojego bezpieczeństwa.


Dla tych, którzy odkryli moją prawdziwą tożsamość. I nie pozwolili upaść.
---------------------------------------------------------------------------------

Pozdrawiam serdecznie!
Dolce Veneziana

2 komentarze:

  1. Pierwsza! :)
    Rozdział bardzo mi się podoba, długość jest w sam raz :)
    Akcja jest, co mi się bardzo podoba :) Literówek ani żadnych błędów nie zauważyłam :)
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem tyle: jestem zachwycona twoją wizją dalszych losów Syriusza. Choć kocham książki o Harry'm Potterze to nie mogłam pogodzić się z tym, że Syriusz zginął. Dlatego twoja historia niezmiernie mi się podoba. Dawno nie trafiłam na tak świetnego bloga, który opisywałby dalsze losy Łapy.
    Czekam na kolejny rozdział z ogromną niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń