Inspiracja: Shattered
Lato
zapowiadało się wyśmienicie! Chłodne, deszczowe dni przemieniały się w te
ciepłe, pełne słońca. Był w końcu początek lipca, a to oznaczało także więcej
czarodziei w kawiarni Dernière Chance w
Paryżu, choć wielu ich nie gościło – miejsce te rzadko odwiedzane i
niedoceniane. Właściciel André Bresse
słynął z niezwykłej uczciwości i grzeczności. Przyrządzał według przepisów
swoich pradziadów najlepsze – jak uważali ci, którzy tam uczęszczali –
crousandy, nie wspominając o aromatycznej kawie korzennej z okolic Paryża.
Jednak czarodziejowi nie przeszkadzała nie wielka ilość klientów, a wręcz
cieszył się z tych, którzy zapragnęli zasmakować prawdziwego francuskiego
specjału.
Każdego
poranka, krótko po wschodzie słońca, zachodziła tam pewna kobieta o
ciemnobrązowych włosach. Nie zależnie od pory roku czy pogody jej znakiem
rozpoznawczym był szal na szyi, przeważnie czarny. Zawsze siadała samotnie tuż
obok magnolii. Jedząc crousanda i popijając kawę obserwowała jak Paryż budził
się do życia przy wznoszącym się coraz wyżej słońcu. Nigdy wiele nie mówiła.
Przeważnie przeglądała swoje notatki lub czytała książki. Zagłębiając się w
literaturę nie interesowała się ludźmi wokół, tym co mówią do siebie.
Przynajmniej do czasu.
Pewnego
dnia, czytając anegdotkę o zaklęciu przekrwienia mózgowego usłyszała
właściciela kawiarni:
—
Ja nie rozumiem, co się dzieje w tej Anglii… Nagle piszą o powrotach jakichś
czarnoksiężnikach, atakach na Ministerstwo, a później może będzie o masowych
mordercach?
Kobieta
momentalnie uniosła wzrok. Pan André Bresse przeglądał Proroka Codziennego,
spoglądając na mężczyznę stolik dalej.
—
Minister pewnie sobie ubzdurał coś. Eh, nigdy nie lubiłem Londynu… —
Odchrząknął, biorąc łyk kawy.
—
No nie wiem, przecież on nie wierzył w jego powrót. Dlaczego miałby kłamać?
—
A nie przyszło Panu do głowy, że Knot szuka sensacji?
—
Raczej ta redaktora, Rita Skeeter. Ileż już razy pisała o tym chłopcu, jak mu
tam…
—
Harry Potter, syn tych zamordowanych czarodziei kilkanaście lat temu…
Nazwisko
chłopca uderzyło w brązowowłosą. Tak bardzo jej znane, a już odległe, tracące
znaczenie dla niej samej. Posmutniała i powróciła do lektury. Nie chciała wiedzieć
co dzieje się w Londynie czy nawet samym Hogwarcie, gdzie się wiele lat temu
uczyła. Jej celem było zapomnieć i nigdy więcej do tego nie wracać.
Zamknęła
książkę i schowała wszystko do swojej torby. Zostawiła pieniądze na stoliku i
opuściła miejsce, starając się nie myśleć o usłyszanej rozmowie. Musiała się
skupić na aktualnych wydarzeniach, a przynajmniej tego chciała.
~***~
Dni
mijały leniwie. W Dernière Chance wyjątkowo szybciej niż zazwyczaj pojawiła się
kobieta, mająca zawsze owiniętą szyję. Usiadła przy swoim ‘stałym’ stoliku i
energicznie wyciągnęła notatki.
W
tej samej chwili właściciel zauważając nowoprzybyłą klientkę podszedł śmiałym
chodem, trzymając w ręku Proroka Codziennego.
—
Witam! Co tak wcześnie dzisiaj? — Zapytał uprzejmie.
—
Mam za dwie godziny egzamin, a nie wyobrażam sobie nie przyjścia tutaj na dobre
śniadanie! — Zawołała z uśmiechem, unosząc swoje oczy z nad książki, które do
złudzenia przypominały głębię oceanu.
Właściciel
ukazał uśmiech po czym zniknął na chwilę, aby wrócić ze swoimi specjałami. Nie
odszedł jednak i po chwili wahania przysiadł do brązowowłosej, a ona z lekkim
zmieszaniem popatrzyła w jego stronę.
—
Przepraszam, rozumiem, że egzamin i tak dalej, ale chciałbym Panią o coś
zapytać.
—
Rozumiem, bardzo proszę.
—
Dziękuję. Chciałem zapytać, czy zna może Pani kogoś kto zamieszkuje w Anglii,
konkretnie w Londynie?
Kobieta
zmarszczyła brwi.
—
A mogę wiedzieć jaki jest powód tego pytania?
—
Wie Pani, coraz dziwniej się tam robi. Jak nie atak w Ministerstwie Magii,
domniemany powrót jakiegoś czarnoksiężnika…
—
Panie André, nie wiem co dzieje się aktualnie w Londynie. Wyjechałam stamtąd piętnaście
lat temu i nie zamierzam wracać. Tutaj, w Paryżu, jest mi dobrze.
—
Oczywiście, rozumiem. Po prostu nie rozumiem jak mogli uniewinnić mordercę,
który trzy lata temu zbiegł z Azkabanu! Nie żebym się teraz wymądrzał, no ale
Pani sama rozumie – jak się tam pokutuje piętnaście lat to raczej nie z
niewinności. — Stwierdził w zamyśleniu drapiąc się po głowie.
—
A czemu nie? Może ten człowiek nie popełnił tak wielkiej zbrodni? — Odrzekła,
podnosząc filiżankę.
—
Uniewinnili przecież jednego z największych! Syriusza Blacka!
Momentalnie
kobieta zadławiła się kawą i wytrzeszczyła oczy na właściciela. Nie mogła
wydobyć z siebie choćby najmniejszego słowa.
Właściciel
wystraszył się nagłym zachowaniem brązowowłosej.
—
Nie spodziewałem się aż takiej reakcji, ale jest jak najbardziej na miejscu, bo
jak można…
Jego
słowa stały się odległe, tak bardzo nie znaczące dla niej. Imię i nazwisko
uniewinnionego czarodzieja krążyło w głowie niczym niespodziewana mantra, która
nigdy nie powinna powrócić.
—
Mogę gazetę? — Rzuciła nagle nie zwracając uwagi na skołowanego właściciela.
—
Eee… A tak, oczywiście. Proszę ją wziąć, już czytałem całą…
—
Dziękuję! — Odparła, zabierając gazetę. Zapakowała wszystko do torby i czym
prędzej wyszła z kawiarni.
Zaczęła
biec jakby ktoś ją gonił. Do głowy przychodziły jej natarczywie wspomnienia, o
których nie chciała sobie już nigdy przypominać. Nie wierzyła w słowa
właściciela, nie potrafiła.
Minęło
kilka minut i weszła do ceglanego budynku na rogu ulicy. Pośpiesznie zrzuciła
torbę i otworzyła czasopismo drżącymi rękami. Wystarczyło zaledwie kilka
linijek, aby łzy musnęły jej policzki. To była prawda. Syriusz Black żył, był
niewinny.
Kobieta
upadła na kolana i upuściła gazetę. Nie myślała już o niczym, trwała w pustce.
Nie wiedziała co zrobić. Zapomnieć o tym i iść na egzamin? Nie. Ta wiadomość
uderzyła w jej serce z niewyobrażalną siłą. Nie mogła teraz zapomnieć. Była
pewna, że wszyscy albo nie żyją albo zdradzili. Utraciła kontakt ze wszystkimi,
wymazywała usilnie z pamięci każdą osobę w swoim życiu, ale nie jego. Nie
potrafiła zapomnieć o nim. Czy można wyrzucić ze swojej głowy człowieka, który
poświęcił tyle dla przyjaciół? Człowieka, który zawsze był obok?
Wstała
i otarła łzy z twarzy. Udała się do swojego pokoju i zaczęła pakować
najważniejsze rzeczy do swojej niewielkiej torby. Po chwili usłyszała
otwieranie drzwi. Wróciła do salonu i zatrzymała się w drzwiach pokoju.
—
Co tutaj robisz? Masz za godzinę egzamin! Zapomniałaś czegoś? — Zawołała
czarownica dość do niej podobna. Opuściła wzrok na Proroka Codziennego,
leżącego na podłodze. Podniosła czasopismo, czytając tylko nagłówek artykułu. —
Nie możliwe…
—
A jednak. — Odezwała się w końcu po czym wróciła do pokoju, aby spakować się do
końca.
Druga
kobieta poszła za nią.
—
Elizabeth, co ty robisz?
—
A nie widać? — Odpowiedziała ironicznie, zakładając torbę na plecy i szukając
czarnej peleryny z kapturem.
—
Nie możesz tam wrócić! Nie jesteś gotowa! Już nie pamiętasz co cię tam spotkało
kilkanaście lat temu?
—
Pamiętam doskonale, każdego dnia, o każdej sekundzie swojego życia. — Warknęła
złowrogo w stronę kobiety. — Syriusz jest niewinny. Muszę się z nim zobaczyć.
—
Ah, tak? I co mu powiesz? — Rzuciła ironicznie, siadając na krześle przy
stoliku.
—
Jeszcze nie wiem, ale na pewno go nie zostawię…
—
On nie widział cię piętnaście lat! Myśli, że nie żyjesz jak inni!
Elizabeth
zawahała się. Założyła na siebie pelerynę i westchnęła.
—
Jennifer, muszę się tam udać. Zbyt długo chowałam się we Francji. Jestem ci
wdzięczna za okazane mi wsparcie. Studiowałam, aby nie myśleć o przeszłości.
Jednak ile tak można? Harry potrzebuje wsparcia. Zamierzam pomóc Syriuszowi.
—
Kocham cię, jesteś moją siostrą, ale nie pozwolę, abyś zginęła.
—
Dlaczego z góry zakładasz, że zginę? — Zawołała Elizabeth z wyrzutem.
—
A czy jesteś gotowa, aby znów stanąć twarzą w twarz ze Śmierciożercami po tym
co ci zrobili?
Elizabeth
zawiesiła głos na chwilę.
—
Nigdy nie będę gotowa. Dość ukrywania się, a najwyższa pora, aby walczyć.
Voldemort powrócił. Zabił wielu naszych przyjaciół. Obiecuję ci, że będę
walczyć do ostatniego tchu, i że dopóki on żyje ja nie będę siedzieć tu
bezczynnie. Dosyć! — Krzyknęła walecznie, a Jennifer ukazała lekki uśmiech.
—
John byłby z ciebie dumny. — Ulotniła pojedynczą łzę i wstała z krzesła. — Nie
mogę cię zatrzymać i tak naprawdę nigdy nie mogłam. Zawsze czyniłaś co słuszne.
W życiu należy walczyć o dobro, nie zależnie od ceny, jaką możemy zapłacić.
Siostry
momentalnie przytuliły się. Żadna z nich nie była pewna następnego dnia, ale
obie wiedziały, co należy czynić.
—
Nie daj się zabić. — Szepnęła siostrze po czym ta wyszła z uścisku i ukazując
lekki uśmiech, opuściła dom. Jennifer oparła się o ścianę, ukazując światu łzy.
Nie wyobrażała sobie, że mogłaby stracić siostrę, a raz już było bardzo blisko.
Elizabeth
zarzuciła kaptur na głowę. Zatrzymała się na chwilę przed domem, ale nie
odwróciła się. Westchnęła tylko głęboko, zamykając oczy. Wiedziała, że
spotkanie z Syriuszem nie będzie łatwe, jak i same działania przeciw
Śmierciożercom. Jednak otrzymała płomyk nadziei, ostatniej szansy, aby powrócić
i działać. Poprawiła delikatnie swój szal i otwierając oczy ruszyła na przód ku
niebezpieczeństwom i przygodom, które lada dzień miały nadejść i odmienić jej
życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz