niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział II: Płomyk nadziei

Inspiracja: Shattered



 Lato zapowiadało się wyśmienicie! Chłodne, deszczowe dni przemieniały się w te ciepłe, pełne słońca. Był w końcu początek lipca, a to oznaczało także więcej czarodziei w kawiarni Dernière Chance w Paryżu, choć wielu ich nie gościło – miejsce te rzadko odwiedzane i niedoceniane. Właściciel André Bresse słynął z niezwykłej uczciwości i grzeczności. Przyrządzał według przepisów swoich pradziadów najlepsze – jak uważali ci, którzy tam uczęszczali – crousandy, nie wspominając o aromatycznej kawie korzennej z okolic Paryża. Jednak czarodziejowi nie przeszkadzała nie wielka ilość klientów, a wręcz cieszył się z tych, którzy zapragnęli zasmakować prawdziwego francuskiego specjału.
 Każdego poranka, krótko po wschodzie słońca, zachodziła tam pewna kobieta o ciemnobrązowych włosach. Nie zależnie od pory roku czy pogody jej znakiem rozpoznawczym był szal na szyi, przeważnie czarny. Zawsze siadała samotnie tuż obok magnolii. Jedząc crousanda i popijając kawę obserwowała jak Paryż budził się do życia przy wznoszącym się coraz wyżej słońcu. Nigdy wiele nie mówiła. Przeważnie przeglądała swoje notatki lub czytała książki. Zagłębiając się w literaturę nie interesowała się ludźmi wokół, tym co mówią do siebie. Przynajmniej do czasu.
 Pewnego dnia, czytając anegdotkę o zaklęciu przekrwienia mózgowego usłyszała właściciela kawiarni:
 — Ja nie rozumiem, co się dzieje w tej Anglii… Nagle piszą o powrotach jakichś czarnoksiężnikach, atakach na Ministerstwo, a później może będzie o masowych mordercach?
 Kobieta momentalnie uniosła wzrok. Pan André Bresse przeglądał Proroka Codziennego, spoglądając na mężczyznę stolik dalej.
 — Minister pewnie sobie ubzdurał coś. Eh, nigdy nie lubiłem Londynu… — Odchrząknął, biorąc łyk kawy.
 — No nie wiem, przecież on nie wierzył w jego powrót. Dlaczego miałby kłamać?
 — A nie przyszło Panu do głowy, że Knot szuka sensacji?
 — Raczej ta redaktora, Rita Skeeter. Ileż już razy pisała o tym chłopcu, jak mu tam…
 — Harry Potter, syn tych zamordowanych czarodziei kilkanaście lat temu…
 Nazwisko chłopca uderzyło w brązowowłosą. Tak bardzo jej znane, a już odległe, tracące znaczenie dla niej samej. Posmutniała i powróciła do lektury. Nie chciała wiedzieć co dzieje się w Londynie czy nawet samym Hogwarcie, gdzie się wiele lat temu uczyła. Jej celem było zapomnieć i nigdy więcej do tego nie wracać.
 Zamknęła książkę i schowała wszystko do swojej torby. Zostawiła pieniądze na stoliku i opuściła miejsce, starając się nie myśleć o usłyszanej rozmowie. Musiała się skupić na aktualnych wydarzeniach, a przynajmniej tego chciała.

~***~

 Dni mijały leniwie. W Dernière Chance wyjątkowo szybciej niż zazwyczaj pojawiła się kobieta, mająca zawsze owiniętą szyję. Usiadła przy swoim ‘stałym’ stoliku i energicznie wyciągnęła notatki.
 W tej samej chwili właściciel zauważając nowoprzybyłą klientkę podszedł śmiałym chodem, trzymając w ręku Proroka Codziennego.
 — Witam! Co tak wcześnie dzisiaj? — Zapytał uprzejmie.
 — Mam za dwie godziny egzamin, a nie wyobrażam sobie nie przyjścia tutaj na dobre śniadanie! — Zawołała z uśmiechem, unosząc swoje oczy z nad książki, które do złudzenia przypominały głębię oceanu.
 Właściciel ukazał uśmiech po czym zniknął na chwilę, aby wrócić ze swoimi specjałami. Nie odszedł jednak i po chwili wahania przysiadł do brązowowłosej, a ona z lekkim zmieszaniem popatrzyła w jego stronę.
 — Przepraszam, rozumiem, że egzamin i tak dalej, ale chciałbym Panią o coś zapytać.
 — Rozumiem, bardzo proszę.
 — Dziękuję. Chciałem zapytać, czy zna może Pani kogoś kto zamieszkuje w Anglii, konkretnie w Londynie?
 Kobieta zmarszczyła brwi.
 — A mogę wiedzieć jaki jest powód tego pytania?
 — Wie Pani, coraz dziwniej się tam robi. Jak nie atak w Ministerstwie Magii, domniemany powrót jakiegoś czarnoksiężnika…
 — Panie André, nie wiem co dzieje się aktualnie w Londynie. Wyjechałam stamtąd piętnaście lat temu i nie zamierzam wracać. Tutaj, w Paryżu, jest mi dobrze.
 — Oczywiście, rozumiem. Po prostu nie rozumiem jak mogli uniewinnić mordercę, który trzy lata temu zbiegł z Azkabanu! Nie żebym się teraz wymądrzał, no ale Pani sama rozumie – jak się tam pokutuje piętnaście lat to raczej nie z niewinności. — Stwierdził w zamyśleniu drapiąc się po głowie.
 — A czemu nie? Może ten człowiek nie popełnił tak wielkiej zbrodni? — Odrzekła, podnosząc filiżankę.
 — Uniewinnili przecież jednego z największych! Syriusza Blacka!
 Momentalnie kobieta zadławiła się kawą i wytrzeszczyła oczy na właściciela. Nie mogła wydobyć z siebie choćby najmniejszego słowa.
 Właściciel wystraszył się nagłym zachowaniem brązowowłosej.
 — Nie spodziewałem się aż takiej reakcji, ale jest jak najbardziej na miejscu, bo jak można…
 Jego słowa stały się odległe, tak bardzo nie znaczące dla niej. Imię i nazwisko uniewinnionego czarodzieja krążyło w głowie niczym niespodziewana mantra, która nigdy nie powinna powrócić.
 — Mogę gazetę? — Rzuciła nagle nie zwracając uwagi na skołowanego właściciela.
 — Eee… A tak, oczywiście. Proszę ją wziąć, już czytałem całą…
 — Dziękuję! — Odparła, zabierając gazetę. Zapakowała wszystko do torby i czym prędzej wyszła z kawiarni.
 Zaczęła biec jakby ktoś ją gonił. Do głowy przychodziły jej natarczywie wspomnienia, o których nie chciała sobie już nigdy przypominać. Nie wierzyła w słowa właściciela, nie potrafiła.
 Minęło kilka minut i weszła do ceglanego budynku na rogu ulicy. Pośpiesznie zrzuciła torbę i otworzyła czasopismo drżącymi rękami. Wystarczyło zaledwie kilka linijek, aby łzy musnęły jej policzki. To była prawda. Syriusz Black żył, był niewinny.
 Kobieta upadła na kolana i upuściła gazetę. Nie myślała już o niczym, trwała w pustce. Nie wiedziała co zrobić. Zapomnieć o tym i iść na egzamin? Nie. Ta wiadomość uderzyła w jej serce z niewyobrażalną siłą. Nie mogła teraz zapomnieć. Była pewna, że wszyscy albo nie żyją albo zdradzili. Utraciła kontakt ze wszystkimi, wymazywała usilnie z pamięci każdą osobę w swoim życiu, ale nie jego. Nie potrafiła zapomnieć o nim. Czy można wyrzucić ze swojej głowy człowieka, który poświęcił tyle dla przyjaciół? Człowieka, który zawsze był obok?
 Wstała i otarła łzy z twarzy. Udała się do swojego pokoju i zaczęła pakować najważniejsze rzeczy do swojej niewielkiej torby. Po chwili usłyszała otwieranie drzwi. Wróciła do salonu i zatrzymała się w drzwiach pokoju.
 — Co tutaj robisz? Masz za godzinę egzamin! Zapomniałaś czegoś? — Zawołała czarownica dość do niej podobna. Opuściła wzrok na Proroka Codziennego, leżącego na podłodze. Podniosła czasopismo, czytając tylko nagłówek artykułu. — Nie możliwe…
 — A jednak. — Odezwała się w końcu po czym wróciła do pokoju, aby spakować się do końca.
 Druga kobieta poszła za nią.
 — Elizabeth, co ty robisz?
 — A nie widać? — Odpowiedziała ironicznie, zakładając torbę na plecy i szukając czarnej peleryny z kapturem.
 — Nie możesz tam wrócić! Nie jesteś gotowa! Już nie pamiętasz co cię tam spotkało kilkanaście lat temu?
 — Pamiętam doskonale, każdego dnia, o każdej sekundzie swojego życia. — Warknęła złowrogo w stronę kobiety. — Syriusz jest niewinny. Muszę się z nim zobaczyć.
 — Ah, tak? I co mu powiesz? — Rzuciła ironicznie, siadając na krześle przy stoliku.
 — Jeszcze nie wiem, ale na pewno go nie zostawię…
 — On nie widział cię piętnaście lat! Myśli, że nie żyjesz jak inni!
 Elizabeth zawahała się. Założyła na siebie pelerynę i westchnęła.
 — Jennifer, muszę się tam udać. Zbyt długo chowałam się we Francji. Jestem ci wdzięczna za okazane mi wsparcie. Studiowałam, aby nie myśleć o przeszłości. Jednak ile tak można? Harry potrzebuje wsparcia. Zamierzam pomóc Syriuszowi.
 — Kocham cię, jesteś moją siostrą, ale nie pozwolę, abyś zginęła.
 — Dlaczego z góry zakładasz, że zginę? — Zawołała Elizabeth z wyrzutem.
 — A czy jesteś gotowa, aby znów stanąć twarzą w twarz ze Śmierciożercami po tym co ci zrobili?
 Elizabeth zawiesiła głos na chwilę.
 — Nigdy nie będę gotowa. Dość ukrywania się, a najwyższa pora, aby walczyć. Voldemort powrócił. Zabił wielu naszych przyjaciół. Obiecuję ci, że będę walczyć do ostatniego tchu, i że dopóki on żyje ja nie będę siedzieć tu bezczynnie. Dosyć! — Krzyknęła walecznie, a Jennifer ukazała lekki uśmiech.
 — John byłby z ciebie dumny. — Ulotniła pojedynczą łzę i wstała z krzesła. — Nie mogę cię zatrzymać i tak naprawdę nigdy nie mogłam. Zawsze czyniłaś co słuszne. W życiu należy walczyć o dobro, nie zależnie od ceny, jaką możemy zapłacić.
 Siostry momentalnie przytuliły się. Żadna z nich nie była pewna następnego dnia, ale obie wiedziały, co należy czynić.
 — Nie daj się zabić. — Szepnęła siostrze po czym ta wyszła z uścisku i ukazując lekki uśmiech, opuściła dom. Jennifer oparła się o ścianę, ukazując światu łzy. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby stracić siostrę, a raz już było bardzo blisko.
 Elizabeth zarzuciła kaptur na głowę. Zatrzymała się na chwilę przed domem, ale nie odwróciła się. Westchnęła tylko głęboko, zamykając oczy. Wiedziała, że spotkanie z Syriuszem nie będzie łatwe, jak i same działania przeciw Śmierciożercom. Jednak otrzymała płomyk nadziei, ostatniej szansy, aby powrócić i działać. Poprawiła delikatnie swój szal i otwierając oczy ruszyła na przód ku niebezpieczeństwom i przygodom, które lada dzień miały nadejść i odmienić jej życie.

czwartek, 18 lutego 2016

Rozdział I: Powrót do żywych


     W głowie Syriusza huczało od rzucanych zaklęć i krzyków, które odbijały się echem od ścian w jednym z pomieszczeń Ministerstwa Magii. Zaczynała go ogarniać ciemność, a jakiekolwiek dźwięki walki cichły z każdą sekundą. Czuł tylko paraliżujący ból w klatce piersiowej i jak osuwa się na zimną posadzkę. Czy on, Syriusz Black, właśnie umarł? Czy za chwilę ujrzy przed sobą swoich zmarłych przyjaciół, Lily i Jamesa Potterów? Ich roześmiane twarze, pełne radości i szczęścia? W głębi serca pragnął tego; nie mógł temu zaprzeczyć. Bardzo za nimi tęsknił, a nie było dnia, by nie myślał o zacnym huncwocie, Rogaczu, i zaradnej pani perfekt, Lily. Przez te dwanaście lat w parszywej celi Azkabanu, gdzie słyszał głównie swoje myśli i innych więźniów, wmawiał sobie, że oni żyją.
     To przecież niemożliwe... Oni nie mogli zginąć. Nie zamordował ich Voldemort. Nie zdradziłem... to Peter! – tłukł w głowie ten sam monolog niczym jakąś mantrę, która miała go wyrwać z ucisku niesprawiedliwego życia.

     W nim samym kłębiło się tyle żalu, złości, smutku... Jednak z czasem zaczęło do niego dochodzić, że najwspanialsi ludzie, których znał i uważał za przyjaciół, zostali zamordowani pewnej październikowej nocy. Ten dzień był dla wielu wybawieniem z tyranii Czarnego Pana, ale dla Syriusza przekleństwem, z którego nie potrafił się wyleczyć. Od tamtego nieszczęsnego wieczoru stał się więźniem własnego umysłu, który w każdej chwili nawoływał o Lily i Jamesie. Nie potrafił już normalnie funkcjonować, gdy dotarło do niego, że przyjaciele zginęli. Zdał sobie z tego sprawę, kiedy dowiedział się o próbie uratowana przez Harry'ego właśnie jego, Syriusza Blacka. Poczuł wtedy jak bardzo kocha chrześniaka, mimo  to, że wcześniej nie potrafił na niego patrzeć. Tak, wtedy już wiedział, że Harry jest dla niego ważny, ale też to, że nie jest Jamesem, co by znaczyło tylko jedno – został uśmiercony razem z rudowłosą.
     Co mogło być gorszego? Być skazańcem we własnym domu... Nienajgorsze, ale jedno z fatalnych faktów. Oczywiście, jeśli można nazwać domem miejsce, które się nienawidzi ze szczerym sercem i gdzie wychowywała cię zdegenerowana, 'kochana' rodzinka, próbująca ci wpoić przez całe młode życie, że czysta krew jest twoją chlubą, a brudna to ta, którą należy wytępić. Właściwie to nie czuł się jak ''zwykły więzień'', ale jak ktoś, kto popełnił najgorsze przestępstwa, jakie były tylko możliwe, gdzie teraz Łapa miał odbywać do końca swojego nędznego życia wyrok. I jak tu nie myśleć o odejściu z tego świata? Jak nie wracać do tych czasów, gdzie był szczęśliwy? Dla kogo ma przecież żyć? Czy był ktokolwiek, kto jeszcze pamiętał o tym głośnym huncwocie, Syriuszu Blacku? Nie, wszyscy zostali zamordowani. Jednak mimo wszystko dwie osoby żyły i były dla niego tak ważne, że szczęście w nim kiełkowało niczym nowo posadzona roślina w ziemi - Remus Lupin, jego najlepszy przyjaciel i Harry, syn Potterów. Chłopiec nie miał nikogo poza Łapą. Młody Gryfon wychowywał się przecież u najgorszych mugoli na świecie! A Remus dopiero co odzyskał przyjaciela dwa lata temu...
     Nie, Syriusz nie może się poddać. Musi być dla Harry'ego jak ojciec, jak James, którego nie zdążył poznać. Ponad to wspierać go w jego decyzjach. Tak, Syriusz nie może ich zostawić samych.

Musisz walczyć...

Nie możesz się poddać...

Masz dla kogo żyć...

     Jakby z oddali dochodził do niego męski głos pełen troski. Nie mógł sobie przypomnieć do kogo należy, ale był mu bardzo znany.

Jesteś ważny dla mnie i Harry'ego...

     Coraz wyraźniej słyszał ten głos i po chwili go rozpoznał. To był jego przyjaciel, Remus Lupin. Siedział na krześle obok łóżka i pochylał się odrobinę nad swoim przyjacielem.
     Syriusz otworzył powoli oczy i natychmiast oślepiło go światło z okna. Mrugnął parę razy i gdy odzyskał wzrok na tyle, by rozpoznać Lunatyka, przemówił słabym głosem.
     — To sen czy żyje?
Lupin ukazał delikatny uśmiech. Ogrom zmęczenia na jego twarzy rażąco rzucał się w oczy. Musiał przy nim czuwać dość długo.
     — Żyjesz, ale mało brakowało, a byś wpadł za zasłonę kamiennego łuku. Miałeś wiele szczęścia. — Odpowiedział, wpatrując się w podłogę. Nadal przed oczami miał obraz nieprzytomnego przyjaciela, który wydawał mu się wtedy martwy. Syriusz doskonale zdawał sobie z tego sprawę, co musiał czuć. A ta myśl go zabolała nie tam, gdzie przyjął zaklęcia, a głębiej – w sercu.
     — A ty, Lunatyku? Jak z tobą?
     — Ze mną w porządku. Tylko kilka zadrapań. — Ukazał na szyi pojedyncze skaleczenia.
     Syriusz usiadł powoli, łapiąc się za klatkę piersiową. Na momencie poczuł przeszywający ból.
     — Lepiej leż jeszcze. Mocno oberwałeś od swojej kuzynki. — Odparł, kładąc z powrotem Blacka.
     Posłusznie ułożył się wygodnie, przywołując ostatnie obrazy jakie zapamiętał – Ministerstwo Magii, Harry i jego przyjaciele, walka, Bellatriks, drętwota... koniec. Obraz w jego głowie urwał się tak gwałtownie, że w tamtej chwili nie mógł ustalić kogo lub co, jako ostatnie ujrzał.
     — Ano, Bella. No tak, pamiętam — uśmiechnął się lekko. — Jest pewnie zawiedziona, że nie uśmierciła zdrajcy krwi. Taka wspaniała okazja!
     — Owszem, teraz wie, że nie łatwo cię zabić, Łapo — zaśmiał się cicho.
     — O tak. Teraz zdaje sobie sprawę z kim ma do czynienia. — Uśmiechnął się, lecz tylko na chwilę, bowiem zniknął on nagle z jego twarzy. — Remusie, gdzie jest Harry?!
     — Jest bezpieczny, spokojnie! — Odpowiedział szybko i pomógł Łapie drugi raz się położyć. — Wszyscy przeżyli, a uczniowie aktualnie są w skrzydle szpitalnym, ale wyjdą z tego. Nie mają żadnych poważniejszych ran, więc...
     — Ale co z Harrym? Coś mu się stało? Gdzie teraz jest? Lunatyku, ja...
     — Uspokój się - przerwał mu łagodnie. — Jest w Hogwarcie. Na razie słaby, ale na tyle silny, by nie być pod opieką medyczną. Zobaczysz się z nim jak obaj nabierzecie sił, więc się tak nie denerwuj. Opowiem ci wszystko później. — Dodał pokrzepiająco po czym wstał i zasłonił okno. - Teraz się prześpij. Jedną nogą byłeś w grobie, Łapo.
     Syriusz miał już odpowiedzieć, ale się rozmyślił. Ufał Remusowi i wiedział, że mówi prawdę. Skoro mówi, że z Harrym jest dobrze to tak na pewno jest, pomyślał w duchu.
     Wraz z zasłonięciem okna zrobiło się ciemno, a Lupin wyszedł. Syriusz zaczął wsłuchiwać się w otaczającą go ciszę. Teraz dopiero poczuł jak bardzo jest zmęczony. Zastanawiał się, czy Harry dałby sobie radę, gdyby go zabrakło i jak bardzo by zranił swoją śmiercią chrześniaka. Ale na szczęście żyję. Będę nadal ojcem chrzestnym! Tak, mógł dalej być dla Harry'ego ważną osobą w jego życiu.
     W tamtej chwili oczekiwał tylko spotkania z chrześniakiem. Jednak musiało ono poczekać, bowiem Syriusz opadał z sił. I czy chciał czy nie, zmęczenie wygrało, i po chwili zapadł w głęboki sen.

~***~

     Świt jeszcze nie nadszedł, gdy Syriusz otworzył oczy. Nadal panowała wokół cisza. Musiał sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia i jeszcze raz przeanalizować dla pewności. Dlaczego leży w swoim pokoju? Jest tak, ponieważ oberwał w ministerstwie. Od kogo? No tak, od Bellatriks. I... Remus Lupin, jego przyjaciel, jeden z huncwotów. Był przy tym, gdy prawie zginął. Przypomniał sobie, że zanim ogarnęła go ciemność, zobaczył w ułamku sekundy przerażenie na twarzy Lunatyka, które mówiło: ,,Tylko nie bądź martwy''. Black zawsze mógł na niego liczyć w jakiejkolwiek sytuacji, mimo że najbardziej zwierzał się Jamesowi, człowiekowi z wiecznym bałaganem na włosach i przekrzywionymi okrągłymi okularami.
     Uśmiechnął się smutno na myśl o nim. Rogacz, którego już nie było przez zdradę przyjaciela... W dodatku jednego z huncwotów - Petera. Owszem, zawsze krył się w cieniu reszty towarzyszy, ale to nigdy nie znaczyło, że nie był huncwotem. Wszyscy traktowali się jak rodzina, a każdy gotowy, by umrzeć za siebie niż zdradzić. Oczywiście nie można było już od dawna liczyć Petera, gdyż ten chciał ratować własną skórę. Został zwykłym tchórzem. Człowiekiem, który był obdarowany prawdziwymi przyjaciółmi., a zatracił ten dar. Stał się istotą bez cienia honoru i lojalności. James i Lily zginęli za jego sprawą. Gdyby nie on to Voldemort nie dowiedziałby się o ich schronieniu i nie zabiłby tego feralnego, październikowego wieczoru, a Harry miałby rodziców, wspaniały dom, dzieciństwo... Choć, czy z drugiej strony to nie jego, Syriusza, wina? Przecież gdyby nie namówił przyjaciół, by Strażnikiem Tajemnicy został Peter, a on sam, to by żyli; nie pozbawiłby Harry'ego szansy poznania rodziców.
     Łapa zakrył twarz dłońmi. Ja nie chciałem, by tak się wszystko potoczyło, pomyślał, szybko oddychając. Jednak co by było, gdyby Voldemort nie rzucił Avada Kedavra na małego Pottera? Przecież by nadal działał... Ile by jeszcze czarodziejów zostało zamordowanych? Czy Syriusz mógłby pomyśleć, że śmierć Lily i Jamesa, a w ostateczności zaklęcie niewybaczalne na Harry'ego, było czymś koniecznym, co musiało się wydarzyć, aby świat stał się lepszy? To znaczy, że aby stało się dobro to musiałoby wydarzyć się trochę zła? Poświęcenia niewinnych, aby reszta mogła żyć... Nie, Syriusz nie mógł dopuścić do siebie tych myśli. Nie chciał w nie wierzyć, bo niby po co przelana krew za niewinnych? Dla większego dobra? To bez sensu. Zupełnie mu to nie pasowało. Cokolwiek by teraz rozmyślał - biegu zdarzeń to nie zmieni. Nie przywróci to życia wielu czarodziejów. Było za późno. Musiał zacząć żyć tu i teraz. Syriusz zrobi wszystko, by być oparciem dla chrześniaka i jeszcze lepszym przyjacielem dla Remusa. Czuł w sercu, że otrzymał drugą szansę, której zmarnować nie mógł. I miał zamiar ją dobrze wykorzystać.
     Uśmiechnął się w duchu. Nikogo teraz nie zawiodę, pomyślał po czym z trudem usiadł na łóżku. Ból w jego klatce piersiowej zmniejszył się, co ułatwiło mu wstanie i wyjście z pokoju.

     Powoli schodził na dół, trzymając się za serce i gdy przekroczył próg kuchni ujrzał Lunatyka, rozmawiającego z Alastorem Moodym. Nienawidził tego miejsca, jednak było ono kwaterą główną Zakonu Feniksa. Mimo wszystko to bezpieczny dom.
     Syriusz nie wiele już myśląc, usiadł po lewej stronie Remusa, a ten uśmiechnął się do niego.
     — Jak się czujesz? — Zapytał, popijając gorący kubek herbaty i podając Blackowi drugi.
     — Lepiej niż ostatnimi czasy - zaśmiał się. — A ty jak, Moody?
     — Do przeżycia. — Odrzekł posępnie, przyglądając się niespokojnie Syriuszowi. — A ty Łapa następnym razem będziesz miał porażenie całego ciała... Kompletnie zdurniałeś na starość! Pojawić się w samym Ministerstwie, dać się prawie zabić i to na oczach chłopaka, dla którego jesteś ważny! - Widząc jak Syriusz otwiera szybko usta, dodał: - Rozumiem, że chciałeś go ratować, ale ryzykując własnym życiem...
     — Kocham Harry'ego i nigdy nie będę siedzieć bezczynnie, gdy w tym czasie ktoś może go zabić — przerwał mu ze złością. Jak może tak mówić? To przecież oczywiste, że nikt by na jego miejscu nie został na Grimmlaud Place 12.
     — Łapo, chodzi o to, że Harry myślał, że nie żyjesz — odezwał się Lupin. — Dumbledore na początku też. Nie było czasu, aby ich poinformować o pomyłce, ponieważ zaatakował Voldemort, a sam Harry ścigał Bellatriks... Dopiero później Dumbledore otrzymał sowę, dokładnie wczoraj w południe. Byłeś nieprzytomny przez dwa dni.
     Syriusza jakby coś uderzyło. Harry myślał, że nie żyje? Straciłby kolejną osobę... Zrozumiał w tej chwili Remusa i Moody'ego. Gdyby zginął to zraniłby chrześniaka. Jak bardzo? Pewnie dość, by porządnie zabolało. Wiedział, że Harry go kocha jak on i jego. Przypominał mu Jamesa, owszem, ale wiedział, że to nie on. Zginął czternaście lat temu razem z Lily. Już to sobie uświadamiał, a prawda dopiero wtedy boleśnie ściskała jego serce. Jednak mimo to miał teraz tylko jeden cel – zobaczyć się z chrześniakiem.
     — Co oznacza, że ścigał Bellatriks? — zapytał po chwili namysłu.
     Alastor odchrząknął.
     — Chciał ją zabić, wymierzyć sprawiedliwość za twoją śmierć.
     Syriusz przełknął głośno ślinę na słowa Remusa.
     — Nie zrobił tego. Nawet nie rzucił klątwy Cruciatus — podsumował ze spokojem Moody.
     Blacka przeszła ulga. Z jednej strony był wzruszony, że chrześniak do tego stopnia ceni swojego ojca chrzestnego, lecz z drugiej ucieszył się, że nie dopuścił się do przekroczenia granicy.
     Przyjaciele opowiedzieli mu o dalszych wydarzeniach ze wszystkimi szczegółami, czyli o ucieczcie Śmierciożerców, walce Dumbledore'a z Czarnym Panem oraz atak na Pottera, a później o aktualnych wiadomościach ze świata czarodziejów. Wszystkiego wysłuchiwał z uwagą, od czasu do czasu komentując lub zadając pytania, mając nadzieję, że jeszcze później Harry mu opowie o całym wydarzeniu.
     Syriusz nie był pewny na jak długo ma tą drugą szansę, ale jednego na pewno - kolejnej nie będzie, a tej nie zmarnuje.

Dla każdego, który za kimś tęskni

--------------------------------------------------------------------------------
     Rozdział pierwszy o Syriuszu Blacku! Żyje on, yeah! Jak potoczą się jego losy? Oczekujcie kolejnych rozdziałów!

Pozdrawiam,
Dolce Veneziana

wtorek, 16 lutego 2016

Część I: Nadzieja

Nadzieja zawieść nie może...

     Syriusz otrzymuje drugą szanse. Ma zamiar jak najaktywniej działać w Zakonie Feniksa, być jeszcze lepszym i oddanym przyjacielem oraz wspaniałym ojcem chrzestnym dla Harry'ego. Jednak robi się coraz bardziej niebezpiecznie. Lord Voldemort i jego zwolennicy szukają jakiegokolwiek momentu, by zabić młodego Pottera i złamać Blacka, który nieustannie zmaga się ze swoją przeszłością i aktualną rzeczywistością. Czy przyjaciele pomogą Syriuszowi zostawić dawne wydarzenia za sobą? Jak daleko zajdzie Łapa, działając w Zakonie Feniksa? Jaki będzie miał wpływ na dalsze losy swojego chrześniaka?

Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi... które jednak nadejdą.
~***~
Zapowiedź części pierwszej
18.02.2016r.